HistoriaDlaczego Zachód nie pomógł Polsce we wrześniu 1939 r.?

Dlaczego Zachód nie pomógł Polsce we wrześniu 1939 r.?

Anglicy i Francuzi znali tajne postanowienia paktu Ribbentop-Mołotow, jednak nie zamierzali informować o tym fakcie rządu w Warszawie. Pomoc deklarowana Polsce od samego początku miała wyłącznie propagandowy wymiar – pisze Adam Gaafar w artykule dla WP.

Dlaczego Zachód nie pomógł Polsce we wrześniu 1939 r.?
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

3 września 1939 r. na ulicach Warszawy wiwatowały tłumy. ''Niech żyje Anglia!'' - widniał duży napis na transparencie niesionym przez manifestantów, którzy zgromadzili się przed brytyjską ambasadą. Euforia towarzysząca tego dnia Polakom była reakcją na radiowe wystąpienie Józefa Becka. Minister spraw zagranicznych uspokajał w nim, że sojusznicy właśnie wypowiedzieli wojnę agresorowi.

Uściskom i gratulacjom nie było końca. Przed ambasadą zatrzymała się rządowa limuzyna, z której wysiadł sam minister Beck. Rodacy przywitali go głośnymi owacjami. Beck wszedł do budynku, a następnie pojawił się w towarzystwie ambasadora na uroczyście udekorowanym balkonie. Minister zwrócił się do zgromadzonych: ''W tej historycznej chwili przyjechałem do przedstawiciela Jego Królewskiej Mości Króla Jerzego VI, Jego Ekscelencji pana ambasadora sir Howarda Williama Kennarda, kiedy oba rycerskie narody: Anglia i Polska podały sobie ręce, by ramię przy ramieniu walczyć w obronie wolności''. Wtórował mu angielski dyplomata: ''Bądźcie dobrej myśli, wiedząc, że słuszność jest po naszej stronie, walczymy przeciwko tyranii, agresji i prześladowaniu''. Na koniec sir Kennard wzniósł okrzyk: ''Niech żyje Polska!''. Tłum krzyczał razem z nim. Manifestacja pomaszerowała następnie w stronę francuskiej placówki dyplomatycznej.

Radość z pewnością ustąpiłaby miejsca trwodze, gdyby Polacy wiedzieli, że sojusznicy wcale nie zamierzają przystąpić do walki zbrojnej przeciwko Hitlerowi. Była to wyłącznie kolejna zagrywka psychologiczna, która miała zmusić wodza III Rzeszy do wycofania się z podjętych działań. Niestety, ani Francuzi, ani Anglicy nie wzięli pod uwagę jednego istotnego czynnika - nieobliczalnej natury Führera, z którą wiązała się skłonność do podejmowania ryzyka.

Polityczna szachownica

Oba mocarstwa za sprawę kluczową uznały unikanie kolejnego konfliktu w Europie. Stąd podejmowały się tylko takich działań, które z założenia mogły zgasić ekspansywne ambicje Hitlera. Tak prowadzona polityka zakładała też blef - zarówno wobec Polski, jak i Niemiec.

Przyglądając się ówczesnym poczynaniom rządów Francji i Wielkiej Brytanii należy odnotować fakt, że już 24 sierpnia 1939 r., a więc dzień po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow, oba państwa wiedziały o dołączonym do niego tajnym protokole. Plany dotyczące podziału polskiego terytorium miały wyjść na jaw za pośrednictwem niemieckiego dyplomaty Hansa von Herwartha, który przekazał treść załącznika Amerykanom. O sekretnym porozumieniu zostali niezwłocznie powiadomieni Brytyjczycy i Francuzi. I chociaż 30 sierpnia o zamiarach Sowietów i Niemców rozpisywał się ''Kurier Poznański'', to polski rząd do samego końca był nieświadomy czyhającego niebezpieczeństwa.

Nie można wykluczyć, że na tym, by Zachód zapoznał się z tajną umową ze Stalinem mogło zależeć samemu Hitlerowi. W ten sposób dawał bowiem Francuzom i Anglikom jasno do zrozumienia, że nie mogą już liczyć na dyplomatyczne zbliżenie z Sowietami. Znajomość postanowień dotyczących Polski mogła ich ponadto zniechęcić do udzielenia militarnej pomocy temu państwu. Hitler słusznie zakładał, że Zachód nie ma zamiaru wchodzić w konflikt ze Związkiem Radzieckim.

Warszawiacy demonstrujący na ulicy z okazji wypowiedzenia przez Wielką Brytanię wojny III Rzeszy, 3 września 1939 r. fot. Wikimedia Commons

Historyk i publicysta Eugeniusz Guz zwraca uwagę na jeszcze jeden wariant rozumowania Hitlera. W jego ocenie Führer mógł spodziewać się, że niepokojące wieści dotrą do polskich polityków. A ci, w obawie przed walką z dwoma dyktatorami, zgodzą się na wysuwane wcześniej żądania III Rzeszy. Hitler znów dostałby więc to, czego chciał, przekonując międzynarodową opinię publiczną, że nie zależy mu na wszczynaniu wojny. Wymiar propagandowy byłby w tym przypadku nie do przecenienia.

Jeśli uznamy tę wersję za prawdopodobną, to możemy stwierdzić bez cienia wątpliwości, że niemiecka intryga zakończyła się totalną klapą. Anglicy, podobnie jak Francuzi, mogli się obawiać, że w zaistniałej sytuacji Polacy nie ograniczą się jedynie do wypełnienia niemieckiego ultimatum. Ich zdaniem istniało ryzyko, że zgodzą się nawet na proponowany im wcześniej pakt z III Rzeszą. Dlatego postanowili nie informować Polaków o zakulisowych intrygach Stalina i Hitlera.

Hitlerowski mat

Pierwszym wyraźnym sygnałem świadczącym o tym, że sojusznicy nie mają zamiaru wypełniać swoich zobowiązań była rozmowa, która odbyła się 22 sierpnia we francuskim Sztabie Generalnym. Szef misji wojskowej w Polsce gen. Louis Faury starał się wypytać gen. Maurice Gamelina oraz gen. Alphonse Georgesa o plany na wypadek wojny. W odpowiedzi usłyszał, że nie ma możliwości podjęcia dużej ofensywy, a Francja jest zdolna jedynie się bronić lub podejmować niewielkie działania zaczepne.

Wypowiadając wojnę III Rzeszy Zachód nie zamierzał bynajmniej zmieniać swojego pacyfistycznego nastawienia. 3 września mocarstwa próbowały jedynie złamać wolę dyktatora po raz ostatni. Było to następstwo przegranej rozgrywki politycznej, która toczyła się w ostatnich dniach sierpnia.

Dwa dni po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow, Brytyjczycy potwierdzili udzielone Polsce gwarancje. Jak się później okazało, były to jedynie puste deklaracje, obliczone na określony efekt. Nie bez znaczenia był też zabezpieczający Wielką Brytanię zapis, który zobowiązywał każdą ze stron do udzielenia tylko takiej pomocy, jaka jest możliwa w danym momencie.

Tak czy inaczej, z początku udało się osiągnąć oczekiwany efekt propagandowy. Hitler - stając przed wizją walki na dwa fronty - rozkazał przerwać przygotowania do ataku na Polskę, który miał się rozpocząć 26 sierpnia. Jednak - wbrew brytyjskim oczekiwaniom - niebawem zmienił swoją decyzję. Doszedł bowiem do wniosku, że rządy zachodnich mocarstw, prowadzące do tej pory politykę ustępstw, nie odważą się udzielić Polsce militarnego wsparcia. Nowy termin inwazji, wyznaczony na 1 września, był dyplomatyczną porażką aliantów. Los Polski, którą posłużyli się do swojej politycznej rozgrywki, został właśnie przesądzony.

Aliancki gambit

Chociaż alianci posiadali przewagę liczebną, ocenili że nie są gotowi do podjęcia walki. Z jednej strony dysponowali przestarzałym sprzęt, z drugiej brakowało im odpowiednio wyszkolonych żołnierzy. Symbolem biernej postawy naszych sojuszników stały się ulotki zrzucane nad Berlinem przez ich bombowce. Jedyne akcje militarne podjęte w tym czasie przez aliantów miały wyłącznie charakter gry pozorów.

4 września Francja pokusiła się jeszcze o podpisanie protokołu uzupełniającego wcześniejsze umowy zawarte z Polską. W tym samym czasie żołnierze Wehrmachtu dokonywali już pierwszych zbrodni wojennych, mordując ludność cywilną na ulicach Częstochowy. Następnego dnia samoloty RAF przeprowadziły naloty na kilka niemieckich baz morskich, a chwilę później siły francuskie rozpoczęły ofensywę w rejonie Zagłębia Saary. W wyniku potyczek oraz po natknięciu się na niemiecki miny Francuzi stracili ponad 1700 żołnierzy i około 120 samolotów. Prowadzenia śmielszych działań alianci nie planowali. Wkrótce mieli oni podjąć decyzję, po której Polska zostanie osamotniona w walce z najeźdźcą,

O wszystkim rozstrzygnęła tajna konferencja, która odbyła się w niewielkiej miejscowości Abbeville, położonej na północy Francji. 12 września zebrała się tu francusko-brytyjska Najwyższa Rada Wojenna z udziałem premierów Edouarda Daladiera i Neville'a Chamberlaina. Zgodnie z gwarancjami złożonymi polskiemu rządowi, sojusznicy za pięć dni mieli zaatakować Niemcy przy użyciu swoich głównych sił. Na konferencji w Abbeville uznali, że należy wycofać się z tych obietnic. Chamberlain przekonywał: ''Rząd brytyjski uważa, że z materialnego punktu widzenia nie można już nic uczynić dla ocalenia Polski". Francuski premier był podobnego zdania. W protokole ze spotkania zapisano: ''Pan Daladier jest całkowicie pewny, że operacje ofensywne na wielką skalę, podjęte na samym początku byłyby błędem''.

Niemcy na przejściu granicznym w Sopocie (pozowane zdjęcie propagandowe), 14 września 1939 r. fot. Wikimedia Commons

Sojusznicy nie poinformowali Polaków o swoich zamiarach. Decyzje podjęte w Abbeville ośmieliły za to Stalina, który dowiedział się o tajnym porozumieniu od swoich szpiegów. Efekt był taki, że 17 września zamiast ofensywy aliantów na Niemcy, nastąpił atak czerwonoarmistów na Polskę.

Zabrakło zdecydowania?

Odmienną opinię co do militarnego potencjału Francji i Wielkiej Brytanii mieli dowódcy wojskowi z obu stron konfliktu. Podczas procesu zbrodniarzy wojennych w Norymberdze gen. Alfred Jodl stwierdził, że pokonanie wschodniego sąsiada było możliwe dzięki biernej postawie jego sojuszników, którzy mogli wystawić 110 dywizji, mając za przeciwnika jednie 23 dywizje niemieckie. ''W roku 1939 byliśmy oczywiście w stanie zniszczyć samotną Polskę, ale nigdy nie było w naszych możliwościach, ani w 1938 roku, ani w 1939, odparcie koncentrycznego ataku sojuszników'' - mówił. Wilhelm Keitel - feldmarszałek, który podpisał bezwarunkową kapitulację III Rzeszy - oznajmił natomiast, że w ocenie niemieckiego dowództwa zachodnie mocarstwa dość szybko pogodziły się z podbojem Polski przez Hitlera.

Francuscy i brytyjscy żołnierze przy stanowisku przeciwlotniczym, listopad 1939 r. fot. Wikimedia Commons

Podobnego zdania był francuski marszałek Alphonse Juin, który pisał w swoich pamiętnikach: ''Można było wejść jak w masło w pozycje niemieckie, można było rozstrzygnąć wojnę w 1939 roku. Trochę zdecydowania i charakteru. [...] Co za hańba, co za wstyd, co za głupota zarazem''. Zdecydowanie nadeszło, choć niestety zbyt późno. Gdy Hitler ponownie zaproponował Zachodowi pokój, postawiono mu jeden warunek: wycofanie niemieckich jednostek z terytorium suwerennej Polski.

Zarówno Francji, jak i Anglii, zabrakło umiejętności trzeźwej oceny sytuacji. Po klęsce Polski alianci zdawali się nie dopuszczać do siebie myśli, że cisza, która zapanowała chwilę potem, może zwiastować nadejście ogromnej burzy. Lustrzanym odbiciem ich punktu widzenia była zdumiewająca niefrasobliwość francuskich żołnierzy, którzy grając w karty przy granicy z wrogiem śpiewali o wieszaniu prania na niemieckich fortyfikacjach. Dopiero gdy nieprzyjacielskie dywizje pancerne ominęły mającą zapewnić im bezpieczeństwo linię Maginota, zrozumieli wreszcie swój błąd. Po raz kolejny nie przewidzieli manewru Hitlera na politycznej szachownicy.

###Adam Gaafar dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)