Dlaczego tak trudno zakończyć negocjacje w sprawie budżetu UE? Nie ma to nic wspólnego z groźbą weta
W grze o budżet UE nie chodzi tylko o mechanizm praworządności, ale o przyszłość Unii jako takiej. Eksperci, z którymi rozmawiała WP, wskazują jasno, gdzie leżą główne osie konfliktu. I wcale ich nie dziwi groźba użycia weta.
Na czwartkowej wideokonferencji przywódców europejskich kwestii budżetu UE i powiązaniu go z mechanizmem praworządności poświęcono ok. 15 minut. Najpierw temat wprowadził Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej. Później swoje stanowiska przedstawili premierzy Polski, Węgier i Słowenii. Następnie Angela Merkel (Niemcy obecnie przewodniczą Unii) zaproponowała, by tę sprawę - jako zbyt drażliwą - zdjąć z agendy i najpierw ją uzgodnić na szczeblu eksperckim.
Taki przebieg szczytu nie zdziwił Guntrama Wolffa, dyrektora cenionego brukselskiego ośrodka analitycznego Bruegel. - Są zbyt duże rozbieżności między krajami członkowskimi, by cokolwiek uzgodnić. Do tego potrzeba bardziej szczegółowych rozmów - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Europa nie ma wyboru, musi znaleźć porozumienie w sprawie budżetu. I tu nie chodzi o kilka milionów euro w jedną czy drugą stronę. Tu chodzi o kwestię fundamentalną: jaki kształt będzie mieć Unia - dodaje Wolff.
Zobacz też: Donald Tusk wzywa do "zjednoczenia wysiłków całej opozycji". Joanna Scheuring-Wielgus odpowiada
Szczyt UE. Polityczna gra wetem
Nasz rozmówca podkreśla, skąd tyle emocji w dyskusji wokół tego porozumienia. - Mówimy o fundamentach UE. Chodzi o przekazanie ogromnych sum pieniędzy z Brukseli do krajów członkowskich. Przy takich ogromnych transferach potrzebna jest kontrola, czy są one dobrze wydawane - mówi Wolff.
Jednocześnie zaznacza, że dla niego w pełni zrozumiałe jest, że w tych negocjacjach pojawiają się groźby weta. - Przecież ten instrument jest wpisany do traktatów - zaznacza, dodając, że z powodu weta zostało kilka dni temu zablokowane porozumienie w sprawie dochodów własnych Unii.
- W przypadku negocjacji dotyczących budżetu nawet trudno mówić o wecie. Decyzja w tej sprawie jest podejmowana jednomyślnie. Dopóki wszystkie państwa jej nie zaakceptują, nic nie jest zaakceptowane - wyjaśnia Wolff, który ośrodkiem Bruegel kieruje od 2013 r.
Trochę inaczej na obecny proces negocjacji patrzy Daniel Gros, dyrektor znanego brukselskiego think-tanku Centre for European Policy Studies (CEPS). - Obie strony sporu wokół budżetu twardo stoją na swoich stanowiskach, ale to w dużej mierze retoryka, służąca demonstracji gotowości walki o pryncypia. Porozumienie jest bliżej niż się wydaje - przyznaje Gros w rozmowie z WP.
Skąd więc tyle kontrowersji wokół kwestii budżetowych i łączenia ich z mechanizmem praworządności? Dlaczego tak często pojawia się słowo "weto”? - Obie strony rozdęły tę kwestię ponad miarę, chcąc przybliżyć swoje poglądy - podkreśla Gros. I wskazuje przykłady.
Z jednej strony państwa grożące wetem, które w ten sposób pokazują, jak bardzo są gotowe bronić suwerenności swoich krajów. Z drugiej strony Komisja Europejska też pokazuje się jako strażniczka wartości. Choćby wtedy, gdy Helena Dalli, komisarz UE ds. równości, mówi o konieczności wpisania do mechanizmu praworządności praw mniejszości seksualnych - i grozi obcięciem subwencji europejskich tym państwom, które w ocenie KE nie będą dość odpowiednio dbać o ich prawa.
Szczyt UE. W kierunku federacji fiskalnej
Kiedy jest więc możliwe zakończenie negocjacji? Według Grosa dość szybko, nawet na zaplanowanym na 10 grudnia szczycie UE.
- Mechanizm praworządności, który wzbudza tyle dyskusji, tak naprawdę już jest uzgodniony. On ma być stosowany tylko wtedy, gdy w grę będą wchodzić "finansowe interesy UE”. Nic więcej w nim nie ma, nie ma tam nic o nadzorze nad wymiarem sprawiedliwości krajów członkowskich - zaznacza dyrektor CEPS.
Według niego, wystarczy, aż Komisja Europejska jasno powie, jak ten mechanizm będzie wykorzystywany, a wtedy wszystkie dyskutowane teraz wątpliwości znikną i uda się szybko ogłosić porozumienie wszystkich 27 krajów.
Więcej wątpliwości zgłasza Guntram Wolff. Pytany, kiedy uda się osiągnąć porozumienie, odpowiada nam krótko: "Nie wiem”. Dlaczego? Według niego ta sprawa jest kluczowa dla przyszłości Unii, kształtu, w jakim ona funkcjonuje - dlatego też podjęcie decyzji jest tak trudne.
- Sercem tych negocjacji jest fundusz odbudowy UE o wartości 750 mld. Jego wprowadzenie w życie jest bardzo ważną zmianą w sposobie działania Unii. Po raz pierwszy w historii kraje członkowskie wezmą wspólnie kredyt i zobowiążą się go razem spłacać. To mały, ale znaczący krok w kierunku federacji fiskalnej - zaznacza Wolff.
W dokumentach ze szczytu, na którym zatwierdzono powstanie funduszu, wpisano, że to jednorazowy projekt. Wiele krajów europejskich (zwłaszcza z północy) mocno sprzeciwia się takiej formule współpracy w ramach UE. - Być może więcej tego typu program nie zostanie powtórzony. Teraz tego nikt nie wie.
Ale jedno jest jasne: jeśli teraz się nie uda wprowadzić go w życie, to w przyszłości już nikt po takie rozwiązanie nie sięgnie. Tylko że konsekwencją tego może być powolny rozpad Unii - konkluduje Wolff.
Agaton Koziński dla WP Wiadomości