Dlaczego drożeje chleb?
Choć zbiory zbóż były znacznie lepsze niż w zeszłym roku, to jednak letnie deszcze sprawiły, że do klęski urodzaju daleko. Paradoksalnie fakt, iż Polska była praktycznie jedynym krajem Europy, wśród liczących się producentów zbóż, w którym żniwa wypadły nieźle może odbić się negatywnie na kieszeniach konsumentów.
W Polsce zebrano w sumie ponad 25 milionów ton pszenicy. Jednak wiosenna i letnia susza w Europie Południowej, szczególnie na Węgrzech, w Bułgarii i Rumunii, czyli krajach, w których zbiory były zawsze duże, spowodowały gwałtowny wzrost cen. W Niemczech i na Węgrzech plony także były kiepskie. Teraz cena pszenicy jest tam wyższa od polskiej o 15%.
Drogo, coraz drożej
Aby zboża starczyło do następnych żniw Polsce potrzeba około 21 milionów ton. Wiele jednak wskazuje na to, że eksport z naszego kraju będzie znacznie większy od przewidywanego. To oznacza, że wiosną będziemy musieli zboże sprowadzać. – Przedstawicielstwa zagranicznych firm skupowych działające w Polsce kupują zboże na pniu i wywożą do siebie – twierdzi Piotr Walkowski, prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej. – Wkrótce cena pszenicy konsumpcyjnej może sięgnąć nawet 800 złotych. Polskie podmioty nie mają takich możliwości finansowych, a i na rezerwy nie ma co liczyć – dodaje Walkowski. Tomasz Klak, działacz PiS i prezes pleszewskich zakładów zbożowych twierdzi, że nie tylko to ma znaczenie. – Rolnicy trzymają zboże w magazynach i czekają, że cena jeszcze pójdzie w górę. I zboże wciąż drożeje, co odbija się na kieszeni przeciętnego konsumenta– twierdzi.
Zapasy tylko teoretyczne
W tym roku pleszewskie silosy świecą pustkami. Podaż jest tak niewielka, że w lipcu i sierpniu spółce udało się skupić tylko kilka tysięcy ton zboża. Dawniej były to dziesiątki tysięcy ton. Zakład przez cały lipiec zajmował się głównie usługowym suszeniem i czyszczeniem rzepaku. Wcześniej w pleszewskich silosach było przechowywane zboże z zapasów Agencji Rynku Rolnego. – W ubiegłym roku pan minister Lepper wyprzedał zapasy – tłumaczy prezes Tomasz Klak. – Minister zorganizował przetarg na eksport zboża poza Unię. Na polecenie agencji całość towaru wysłaliśmy do krajów Trzeciego Świata. Jednak mimo tej decyzji Polska powinna posiadać zapasy zboża. – Przechowują je firmy skupowe– mówi Piotr Walkowski.
– Od lat jednak nikt ich nie kontrolował. Rodzą się więc pytania, czy przypadkiem nie ma ich jedynie na papierze i jakiej są jakości. Teoretycznie zapasy zboża powinny być systematycznie wymieniane. Firmy, które podpisały umowy na ich przechowywanie, mają obowiązek sprzedawać ziarno z wcześniejszych zbiorów, a braki uzupełniać nowym. Zdaniem rolników ta operacja przebiegała jedynie na papierze. – Jeśli zboże leży kilka lat, może być kiepskiej jakości – zwraca uwagę Walkowski. – Wtedy korzyść z uwolnienia zapasów będzie mniejsza. Na razie nie zapadła jeszcze taka decyzja. – Zapasy trzeba uwalniać wtedy, gdy są takie kryzysy jak obecny– twierdzi Tomasz Klak. – To wszystko odbija się szczególnie na kieszeni przeciętnego zjadacza chleba. Teraz może nas uratować tylko decyzja rządu o imporcie zbóż z Ameryki– dodaje.
Studnia w czasie pożaru
Zdaniem Klaka import zboża z Kanady i USA wpłynąłby korzystnie na kieszeń konsumentów. – To pozwoliłoby na ustabilizowanie ceny i utrzymanie ich na rozsądnym poziomie. W tej chwili cena jest tak opłacalna dla rolnika, że nie powinien zwlekać ze sprzedażą. Jednak brak reakcji rządu powoduje, że ceny nadal systematycznie rosną, bo rolnicy powstrzymują się ze sprzedażą– mówi. Jednak rząd mógłby sprowadzać zboże jedynie na potrzeby rezerw państwowych. A te, póki nie zostaną uwolnione, nie mają żadnego wpływu na ceny. – Mamy wolny rynek, na którym grę prowadzą firmy importowe a nie resort. Ministerstwo takich działań nie prowadzi i nie będzie prowadziło – twierdzi Małgorzata Książyk z Ministerstwa Rolnictwa.
– Po wejściu do Unii prowadzimy wspólną politykę. Nie możemy prowadzić skupu w dowolnym okresie. Nie możemy też interweniować, uwalniając zapasy bez zgody UE. Ceny zboża w Polsce są i tak niższe niż w innych państwa UE i nie mają wpływu na tegoroczne podwyżki cen pieczywa – przekonuje. Agencja Rynku Rolnego jest przygotowana na interwencję, gdyby cena pszenicy spadła poniżej 101 euro. – Nieurodzaju w Europie i wzrostu cen nikt nie przewidział – twierdzi prezes Izby Rolniczej – Próby zaradzenia temu teraz to jak kopanie studni w czasie pożaru.Trzeba opracować system, który pozwoliłby Polsce zatrzymać swoje zboże w kraju.
Chodzi o pieniądze
Możliwych sposobów jest kilka. Począwszy od kredytowania firm skupowych, tak by mogły konkurować z zagranicznymi w walce o rolniczą kieszeń, skończywszy na tworzeniu banków zbożowych. To jednak wymaga regulacji ustawowych i pieniędzy. – Minister rolnictwa zdaje sobie sprawę z sytuacji – mówi Piotr Walkowski. – Jednak teraz nie ma ani czasu na wprowadzanie nowych rozwiązań, ani pieniędzy w budżecie. Uruchomienie rezerw strategicznych państwa także, zdaniem wielu, nie załatwi sprawy. – Jaką mamy pewność, że jak uruchomimy rezerwy rządowe, to nie wykupią ich spekulanci? – pyta Andrzej Paszkiewicz, dyrektor Agencji Rezerw Materiałowych
– Uruchomiliśmy sprzedaż niewielkiej ilości, ale ją zatrzymaliśmy, bo zboże skupowali właśnie spekulanci. Wszystko wskazuje więc na to, że podwyżek cen nie unikniemy. Sytuacja może się nieco poprawić w przyszłym roku. Ale tylko wtedy, gdy żniwa na półkuli południowej wypadną lepiej niż w Europie. Wtedy spadek cen zbóż na rynkach światowych może doprowadzić do ich obniżki i u nas. Chleb i makaron przestaną drożeć. Do podwyżki cen mięsa może wtedy nie dojść.
Mniej w kieszeniach
Cena mąki może wzrosnąć o około 15%. Bardziej zdrożeją kasze, makarony i pieczywo – nawet do 30%. Jeśli cena żywca wieprzowego miałaby utrzymać się na granicy opłacalności, wzrost cen pasz musiałby wywołać podwyżkę cen mięsa na poziomie 70%. Prawdopodobnie jednak bariera popytu sprawi, że mięso nie zdrożeje bardziej niż 20-30%. To z kolei sprawi, że część rolników zrezygnuje z produkcji zwierzęcej i po „świńskiej górce”, nastąpi „świński dołek”.
Janusz Jaros, Monika Kaczyńska