"Dla was jestem biskupem, z wami jestem chrześcijaninem"
"Choć lękam się tego, kim jestem dla was, pociesza mnie to, kim jestem z wami. Dla was jestem biskupem, z wami jestem chrześcijaninem (...). To pierwsze miano jest zagrożeniem, drugie wybawieniem" (Mowy, 340, 1). Znane i wielokrotnie cytowane słowa świętego Augustyna wydają się stanowić jedną z najbardziej syntetycznych i trafnych charakterystyk episkopatu.
04.03.2007 09:11
Entuzjazm ostatnich godzin w polskim Kościele, będący konsekwencją nominacji biskupa Kazimierza Nycza na metropolitę warszawskiego, otwiera przed nim samym taką właśnie podwójną perspektywę-zadanie: z jednej strony - bycia pasterzem i autorytetem w bardzo mocno doświadczanym Kościele w Polsce, a z drugiej - pokornego bycia bratem wobec każdego, z kim będzie kroczył po wspólnych ścieżkach wiary.
Nie jest łatwo napisać cokolwiek o własnym przełożonym, na którego przez trzy ostatnie lata spoglądałem jako kapłan diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Ponadto, być może polska świadomość i praktyka kościelna nie przyzwyczaiły nas jeszcze do sytuacji, w której podejmuje się próby analizy czy podsumowania pasterzowania własnego biskupa. W polskich kontekstach mamy już dość naiwnej hiperpoprawności eklezjalnej. Podobnie z suchą faktografią, oscylującą wokół pustych danych czy wspomnień minionych zasług. Przyjmijcie zatem te kilka słów jako formę świadectwa i refleksji.
Zdarza się, że nic tak nie przekonuje do przyjęcia Ewangelii jak świadectwo głębokiego humanizmu, a może – mniej patetycznie – dojrzałego i serdecznego człowieczeństwa. Z tej strony znamy biskupa Nycza. Co więcej, wydaje się, że to właśnie ta strona jego osobowości zadecydowała, że na dzisiejszych forach internetowych, pośród licznych komentarzy, pojawiała się cała masa gratulacji i bardzo życzliwych słów.
Ktoś z Podhala zapamiętał go z serdecznej rozmowy. Ktoś znad Bałtyku przypominał o pełnych otwartości spotkaniach z samorządowcami czy nauczycielami albo o wizytach w szpitalach. Dostrzeżenie tego ludzkiego wymiaru posługi biskupiej wydaje się bardzo potrzebne w naszych polskich realiach pastoralnych. Trudno chyba zaprzeczyć tezie, że w świadomości wielu katolików w naszym kraju biskup funkcjonuje raczej jako „rzeczywistość” bardzo daleka. Większość skojarzeń prowadzi wciąż jeszcze ku obrazom dostojnych wizytacji czy listów pisanych uczonym stylem. Tymczasem trzeba nam ciągle powracać do słów Pawła VI, wielokrotnie przypominającego o tym, że świat dzisiejszy woła nade wszystko o świadków.
To właśnie w świadectwie urzekającego człowieczeństwa wydaje się leżeć klucz do mądrego otwarcia się zwłaszcza na ludzi oddalonych od Kościoła, niewierzących czy życiowo zagubionych. Jasne, że w warunkach metropolii warszawskiej, będącej ogromnym skupiskiem ludzi, trudno dotrzeć do wszystkich i spotkać się z każdym z osobna. Każde jednak pojedyncze świadectwo ludzkiej życzliwości ze strony biskupa będzie przynosiło pomnożone owoce. Nie tylko nasze koszalińskie doświadczenia przekonują, że biskup Kazimierz jest bardzo dobrym kandydatem do sprawdzenia się na tej płaszczyźnie. Słucha bardzo wielu różnych ludzi, argumentów, potrafi dokonać syntezy i wyciągnąć wniosek – mówił w jednym wywiadów ks. prof. Piotr Tomasik z UKSW.
Biskup Kazimierz, w kilka miesięcy po przyjściu do naszej diecezji, udzielał bierzmowania w jednej z parafii. Po zakończeniu liturgii i wyjściu wiernych z kościoła gdzieś „zaginął”, wprawiając w zakłopotanie miejscowego proboszcza. Modlił się w samotności. To kolejny obraz, jakiego nam wszystkim potrzeba. Jan Paweł II pisał przed kilkoma laty: Zainteresowanie drugim człowiekiem zaczyna się od modlitwy biskupa, od jego rozmowy z Chrystusem, który mu powierza swoich (Wstańcie, chodźmy, s. 58). Dynamika życia duszpasterskiego biskupa wiąże się z masą codziennych obowiązków. Modlitwa jest ich fundamentem. Jeszcze piękniej, jeśli biskupia modlitwa staje się prostym i szczerym świadectwem chrześcijańskim.
Z całą otwartością to podkreślam: niczego bardziej nie potrzebujemy w Kościele w Polsce jak właściwej eklezjologii - praktycznej, a nie tylko teoretycznej i mało odpowiadającej rzeczywistemu stanowi Kościoła w Polsce. To znaczy, potrzebujemy rozumienia tego, czym jest Kościół i po co się Kościół gromadzi. (...) Nie chcę powiedzieć, że tego nie ma w ogóle, ale pojawiające się problemy, ukazują, że tego nie ma wystarczająco, że przeważają inne elementy, inne interesy. – mówił w jednym z niedawnych przemówień biskup siedlecki Zbigniew Kiernikowski. Moim zdaniem, to jeden z najlepszych postulatów dla Kościoła w Polsce. Nominacja arcybiskupa Nycza może być zapowiedzią otwarcia procesu realizacji tego zadania.
Trzy lata jego posługi w Koszalinie to zbyt krótki okres na daleko posunięte w tym względzie zmiany. Mało tego, właśnie w najbliższym czasie diecezja oczekiwała wielu konkretnych zmian, planowanych przez dotychczasowego biskupa. Wiele razy uczyliśmy się jednak z dotychczasowym ordynariuszem nowej eklezjologicznej świadomości. W wymiarze intelektualnym tej odnowy chodziłoby o wcielenie w życie eklezjologii „communio”, chyba jednak dość słabo obecnej w naszym codziennym myśleniu. Praktycznie przekłada się ona na dialog z laikatem i pobudzenie go do szerokiej aktywności. Z drugiej strony, wpływa ona na relacje biskupa z prezbiterium, co więcej – z każdym kapłanem, pojmowanym odtąd nie jako biorca i wykonawca dekretów, ale jako brat w wierze i kapłaństwie oraz partner dialogu.
Wielu koszalińsko-kołobrzeskich kapłanów będzie zawsze wdzięcznych biskupowi Kazimierzowi za ojcowskie serce, które im okazywał, nawet jeśli podejmowane przez niego decyzje były czasem wbrew opinii większości. Duchowieństwo w prywatnych rozmowach nie bywa skore do łatwego komplementowania swoich biskupów. O biskupie Kazimierzu mówiło się u nas bardzo dobrze, co nie znaczy, że bezkrytycznie.
Biskupstwo ma w sobie coś z krzyża, dlatego Kościół wiesza biskupowi krzyż na ramionach. Na krzyżu trzeba umrzeć sobie, bez tego nie ma pełni kapłaństwa. Brać na siebie krzyż nie jest łatwo, choćby był złoty i wysadzany kamieniami – mówił w przededniu swojej konsekracji biskupiej (11.05.1946) sługa Boży Stefan kardynał Wyszyński. Nowa nominacja dla biskupa Nycza od początku oznacza przyjęcie krzyża, choćby ze względu na niedawne bolesne doświadczenie związane z niedoszłym ingresem arcybiskupa Wielgusa. Jak biskup Nycz podejmie ten krzyż? Wydaje się pewne, że Warszawa otrzymuje kapłana prawdziwie z ludu i dla ludu. Może być zawiedziony ten, kto oczekiwał wielkiego profesora - intelektualisty, do toczenia polemicznych dyskusji ze współczesnością, na miarę wielkich teologów czy filozofów.
Biskup Nycz nie jest taką osobą. Może mieć żale ktoś, komu tęskno do Kościoła epoki tryumfalizmu. Albo jeszcze inny, oczekujący kogoś, kto - wzorem niektórych dziennikarzy - potrafiłby w blasku fleszy i kamer mieć gotowe oceny sytuacji Kościoła, czy wygłaszałby natychmiast elokwentne formuły „za” lub „przeciw”. Doświadczenie Kościoła koszalińsko-kołobrzeskiego każe jednak ufać, że Pan dał Warszawie dobrego pasterza. Oby starczyło mu sił. Najpierw do zmierzenia się z tamtejszą, wymagającą rzeczywistością diecezjalną, a potem do służby całemu polskiemu Kościołowi.
Jest młody, ale ma duże doświadczenie jako sufragan, więc powinien sobie dać radę w Warszawie, jednak nie zazdroszczę mu tej nominacji, bo to trudna diecezja. Jak sobie z nią poradzi będzie można ocenić za rok, dwa - mówił w jednym z wywiadów biskup senior Ignacy Jeż z Koszalina. Przywołany zaś na początku święty Augustyn mawiał do swoich wiernych: Być może wielu zwykłych chrześcijan zdąża do Boga drogą łatwiejszą od naszej, idąc tym szybciej, im mniejszy ciężar odpowiedzialności spoczywa na ich barkach. My natomiast będziemy musieli zdać sprawę Bogu przede wszystkim z naszego życia jako chrześcijanie, a następnie w sposób szczególny z wypełnienia naszej posługi jako pasterze (Homilie, 46, 1-2). Modlitwą otaczamy arcybiskupa Nycza, aby dla warszawiaków, ale i dla całego polskiego Kościoła był dobrym pasterzem. Wielu błogosławionych owoców tej nowej posługi!