PolskaDla uchodźców Polska to szorstka macocha

Dla uchodźców Polska to szorstka macocha

On Czeczen, ona Rosjanka. To wyjątkowo toksyczny związek. Dlatego właśnie uciekli ze swoich krajów i tułając się przez lata trafili w końcu do Jerzmanek.

Dla uchodźców Polska to szorstka macocha

04.07.2007 08:42

Nasir Bułujev jest ekonomistą. To wykształcenie w Polsce na nic mu się nie przyda bez znajomości języka, ale w Moskwie był wicedyrektorem w niemiecko-rosyjskiej spółce. Kiedy doszło do pierwszej wojny czeczeńskiej, agenci bezpieki przyszli i postawili warunek: albo on odejdzie, albo firma zbankrutuje. Odszedł. Został dziennikarzem gazety "Kaukaz", reporterem piszącym relacje z Czeczenii. Ale i bez tego życie mieszanej, czeczeńsko-rosyjskiej rodziny w Moskwie stawało się coraz trudniejsze i coraz bardziej niebezpieczne. – Tam nie dało się już żyć – mówią dziś zgodnie Tatiana i Nasir. – Nawet bandytów baliśmy się mniej niż milicji. Mogli przyjść w każdej chwili i zrobić z nami, co tylko chcieli, a wszystko w majestacie prawa – mówią. Dlatego właśnie wyjechali.

Jedźcie dalej

Swoją tułaczkę po świecie zaczęli w pociągu do Brześcia. On, ona i dwie córki, Diana i Karina. Wyjechali tak, jak stali. Zabrali tylko to, co mieściło się w kilku walizkach. Potem granica w Terespolu i Polska. I ośrodek dla uchodźców w Warszawie, potem w Białymstoku. Status uchodźców dostali rekordowo szybko, bo już po trzech miesiącach. Być może dlatego, że dogorywała właśnie II wojna czeczeńska, a Polacy, mając w pamięci własną historię i walkę o wolność, solidaryzowali się z Czeczenami. Na tej solidarności w zasadzie się kończyło, bo pomoc państwa polskiego dla uchodźców jest bardzo niewielka. Przez rok Tatiana i Nasir dostawali po 400 zł na osobę tzw. zasiłku integracyjnego. Połowę pochłaniało im jednak wynajęcie mieszkania, do którego musieli się przeprowadzić z ośrodka. Tam, na północnym wschodzie Polski, było im jednak bardzo ciężko rozpoczynać nowe życie. Nie było pracy, a takich jak oni były setki. Dlatego podjęli decyzję, że jadą na zachód, do Zgorzelca. Ale i tu dawano im do zrozumienia: jedźcie
jeszcze dalej, tam będzie lepiej. Pojechali. Znów trafili do ośrodka dla uchodźców, tym razem niemieckiego, pod holenderską granicą. Znów złożyli wnioski o azyl, dziewczynki poszły do szkoły. Musieli jednak wyjechać z Niemiec.

*Będzie dobrze *

I znów zaczęła się tułaczka: ośrodek w Warszawie, schronisko dla bezdomnych w Poznaniu. I znów Zgorzelec. Przez ostatni rok pomieszkiwali w Łagowie w zamian za stróżowanie i drobne prace porządkowe. Od miesiąca Tatiana i Nasir są już na swoim. Przyjaciółka z Niemiec pomogła im kupić zrujnowany dom w Jerzmankach, a znajoma ze szkoły dziewczynek wynalazła im mieszkanie, w którym mogą na trochę zamieszkać. – Tu wszystko było zrujnowane, ściany czarne, wilgoć. Ale zawsze to coś – cieszą się Tatiana i Nasir. – Bez jedzenia da się wytrzymać nawet kilka dni, ale trzeba mieć gdzie położyć głowę, trzeba mieć dach nad głową – tłumaczą. I oni wreszcie mają. Tatianie udało się znaleźć staż w jednej ze zgorzeleckich szkół. Nasir zarejestrował się jako bezrobotny i czeka na kurs, chce zostać kierowcą ciężarówki. Diana i Karina powoli aklimatyzują się w Szkole Podstawowej w Łagowie, właśnie zaczęły im się pierwsze polskie wakacje. Małżeństwo urządza mieszkanie w Jerzmankach i myśli już o tym, jak odbudować dom, bo dziś to
tylko gołe ściany z zapadniętym dachem. – Poradzimy sobie – zapewniają. – Jakoś musi być. Nie chcemy już nigdzie wyjeżdżać. Zostajemy w Polsce, teraz tu będzie nasza ojczyzna – mówią. •

Dzień dobry Polsko

20 czerwca na całym świecie obchodzony był Dzień Uchodźcy. Z tej okazji Tatiana i Nasir otrzymali specjalną pomoc finansową na zagospodarowanie od władz gminy wiejskiej Zgorzelec. – Po raz pierwszy poczuliśmy, że ktoś o nas dba, że są ludzie, którym zależy na tym, że tu jesteśmy. Dziękujemy – mówią.

Janusz Pawul

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)