Detektyw tropi symulantów
Pracodawca, który nie wierzy w chorobę
pracownika, może go sam skontrolować albo naskarżyć na niego do
ZUS. Jeden z poznańskich pryncypałów wynajął w tym celu detektywa -
oznajmia "Gazeta Poznańska".
Jeżeli pracodawca dostarczy nam dowody uzyskane przez detektywa, to będą one tak samo potraktowane jak każde inne - zapewnia Bogdan Trepiński, naczelnik Wydziału Kontroli Wykorzystywania Zwolnień Lekarskich w poznańskim ZUS.
Przed świętami mam dwa razy tyle roboty, a pracownik przynosi mi zwolnienie na dwa tygodnie. Nawet nie wiem, co mu jest, bo nie pisze się numerów choroby - opowiada Kazimierz C., właściciel niewielkiego mechanicznego warsztatu, w którym zatrudnia siedmiu fachowców. Przebolałby tę niespodziewaną utratę rąk do pracy, gdyby przypadkiem nie odkrył, że ów młody człowiek dorabia sobie - będąc na zwolnieniu - u konkurenta.
Taki numer wykręcił mi już kolejny raz - twierdzi właściciel firmy, który poprosił o pomoc detektywa z aparatem fotograficznym. W jego głowie powstał pomysł żywcem wzięty z amerykańskich filmów, na których detektywi śledzą naciągaczy żądających odszkodowań za rzekome złamanie obojczyka podczas zakupów w supermarkecie.
Właściciel firmy zatrudniającej do 20 pracowników sam nie może skontrolować swojego pracownika. Nie musi jednak wynajmować detektywa, ponieważ na jego wniosek zrobią to nasi kontrolerzy - informuje dyrektor B. Trepiński.
Co innego, gdy w przedsiębiorstwie pracuje więcej niż 20 ludzi. Wtedy dyrektor nabywa prawa do samodzielnego kontrolowania swoich pracowników przebywających na zwolnieniach: - Norma ustawowa pozwala mu wejść do domu pracownika, a ten musi się poddać kontroli - wyjaśniają w ZUS-ie. (PAP)