Dentysta i anestezjolog winni śmierci pacjentki?
Przed wrocławskim sądem rejonowym rozpoczął
się proces dwojga lekarzy: stomatolog Anny K. i
anestezjologa Michała O., oskarżonych m.in. o nieumyślne
spowodowanie śmierci 16-letniej pacjentki podczas zabiegu
dentystycznego wykonywanego w pełnej narkozie.
Prokurator Marek Ostrejko odczytując akt oskarżenia zarzucił 40- letniej dentystce narażenie 16-latki na niebezpieczeństwo utraty życia poprzez dopuszczenie do zabiegu w pełnej narkozie w nieprzystosowanym do tego gabinecie oraz zlecenie zabiegu lekarzowi, który nie był specjalistą 2. stopnia w zakresie anestezjologii i intensywnej terapii.
Natomiast 50-letniego anestezjologa oskarżył m.in. o nieumyślne spowodowanie śmierci dziewczynki, podanie leków w dawkach nieadekwatnych do masy ciała, złe przeprowadzenie intubacji oraz prowadzenie reanimacji na fotelu stomatologicznym zamiast na twardym podłożu.
Tuż po odczytaniu aktu oskarżenia obrońca anestezjologa Wojciech Krzysztoporski złożył wniosek o wyłączenie jawności, bowiem - jak mówił - przemawia za tym "ważny interes publiczny". Mecenas tłumaczył, że jego klient pracuje w pogotowiu ratunkowym we Wrocławiu i Opolu, a doniesienia prasowe źle wpływają na jego wizerunek, bowiem "media już wydały wyrok". Z taką opinią nie zgodził się prokurator, który powiedział, że właśnie w interesie publicznym jest, aby sprawa toczyła się przy drzwiach otwartych. Ostatecznie sędzia Joanna Żelazna przychyliła się do wniosku prokuratora i dziennikarze pozostali na sali.
Jako pierwszy składał wyjaśnienia Michał O., który nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Z wyjaśnień wynikało, że wszystko zrobił zgodnie ze sztuką lekarską: od przeprowadzenia ankiety anestezjologicznej z pacjentem, przez przygotowanie odpowiedniego sprzętu do znieczulenia ogólnego, podanie stosownych leków w adekwatnych do wagi ciała dawkach, do właściwie przeprowadzonej reanimacji.
Pierwsze problemy pojawiły się, gdy próbowałem pacjentkę zaintubować (wprowadzić rurkę do oddychania) przez nos. Natrafiłem na opór, więc zaintubowałem ją przez usta - mówił Michał O. Dodał, że po kilku oddechach pacjentki, które wywoływał w tej fazie narkozy anestezjolog, napotkał na opór worka z tlenem. Anestezjolog nie znając przyczyn tego oporu zmienił rurkę i postanowił wybudzić pacjentkę, bowiem wszystko trwało zbyt długo, a on sam był już - jak mówił - "mocno zestresowany". Wtedy pojawiły się kolejne problemy. Lekarz rozpoczął reanimację i wezwał karetkę pogotowia.
Gdy pytania zadawała prokurator i pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego Ewa Szymecka, Michał O. nie potrafił wymienić, jaki sprzęt jest potrzebny do narkozy przeprowadzanej poza salami operacyjnymi. Ponadto - jak się okazało - nie miał w gabinecie kilku z wymienionych w rozporządzeniu ministra urządzeń. Okazało się też, że anestezjolog używał aparatu do znieczulania, który nie miał atestu i nie był zarejestrowany. Ponadto lekarz miał 1. stopień specjalizacji, a do tego typu zabiegu wymagany jest 2. stopień. Najprawdopodobniej zastosował też zbyt duża dawkę leku do usypiania dziewczyny. Ostatecznie zaś wezwał karetkę reanimacyjną zbyt późno, bo po 40 min. Gdy karetka przyjechała, dziewczyna już nie żyła.
Mimo to Michał O. przez cały czas utrzymywał, że wszystko wykonywał zgodnie ze sztuką lekarską; mówił, że nie wie, jak mogło dojść do tragedii. Na sali sądowej przepraszał rodziców dziecka.
Jak powiedział ojciec 16-letniej Kasi, jego zdaniem anestezjolog źle przeprowadził intubację. Po całym tym zabiegu, gdy już nie żyła, Kasia miała duży brzuch, a Michał O. tłumaczył policji, że pewnie była w ciąży i ten fakt ukrywała przed wszystkimi- mówił ojciec.
Do śmierci nastolatki doszło w październiku 2002 r. Wcześniej dentystka zakwalifikowała do leczenia u dziewczynki 10 zębów. 16- latka bała się zabiegu, więc zaproponowano wykonanie go w znieczuleniu ogólnym. Pierwsze problemy z oddychaniem - jak wynika z aktu oskarżenia - pojawiły się po 5 minutach od momentu podania leków. Nie pomogła natychmiastowa reanimacja. Według prokuratury, karetka pogotowia została wezwana zbyt późno. Dziewczyna zmarła po niecałych dwóch godzinach od podania pierwszych leków.