Delikatne stosunki Chin i Rosji - czy smok i niedźwiedź rzucą się sobie do gardeł?
Chiny od dawna budują swoją potęgę i zaczynają już w wielu dziedzinach deptać po piętach wpływowemu sąsiadowi - Rosji. Choć Moskwę i Pekin łączą wspólne interesy i problem o nazwie USA, ich partnerstwo jest bardzo kruche. Przez co chiński smok i rosyjski niedźwiedź mogą rzucić się sobie do gardeł? - analizuje dla Wirtualnej Polski Jarosław Marczuk.
23.04.2013 | aktual.: 14.04.2014 11:38
Co było jednym z najważniejszych osiągnięć politycznych Władimira Putina podczas drugiej kadencji prezydenckiej? Jak stwierdził on sam, oddanie kawałka terytorium Rosji obcemu państwu. Dokładniej, 170 km kwadratowych ziem na wyspach Bolszoj Ussurijskij i Tarabarow położonych na pogranicznych rzekach Amur i Ussuri. Te terytoria dostały się Chińskiej Republice Ludowej. Tym sposobem udało się uregulować spór graniczny, który pod koniec lat 60 XX w. doprowadził do serii starć pomiędzy państwami. Dlaczego jednak Rosjanie po tylu latach zdecydowali się podpisać teoretycznie niekorzystne dla nich porozumienie? Powodem był strach.
Rosja zawsze spoglądała na Chiny z perspektywy silniejszego sąsiada. Teraz, po raz pierwszy w historii, te proporcje ulegają odwróceniu. Chiny są wschodzącym mocarstwem, z kolei Rosja wydaje się mieć okres świetności już za sobą. Potwierdzają to liczby. W 2009 r. rosyjski PKB zmniejszył się o 7,5 proc., gdy chiński wzrósł o 8,5 proc. W 2011 r. w przypadku Rosji wyniósł on 1,85 biliona dolarów, w przypadku Chin - 7,3 bln dol. Postęp gospodarczy przełożył się na kwestie wojskowe.
W czasach ZSRR Rosjanie nie wątpili w zdolność własnej armii do odparcia lądowej ofensywy wojsk Chińskiej Republiki Ludowej. Tymczasem dwa lata temu dowódca wojsk lądowych Federacji Rosyjskiej Aleksander Postnikow przyznał, że podległe mu oddziały ustępują technologicznie jednostkom chińskim. Doszło do tego po tym, jak w latach 2006 i 2009 Pekin przeprowadził manewry wojskowe, z których jasno wynikało, że jest w stanie przeprowadzić ofensywę lądową przeciwko Rosji. Gdyby zdarzyła się ona w chwili obecnej, Rosjanom prawdopodobnie nie zostałoby inne wyjście, jak użycie broni jądrowej do obrony.
Nie znaczy to, że Putin poszedł na rękę Chińczykom, by uniknąć wojny. Do tej jest daleko, zważywszy na politykę harmonijnego rozwoju (opartego na stymulowaniu postępu gospodarczego) Chin i ok. 6-7-krotną przewagę w zakresie arsenału jądrowego Rosjan. Moskwa po prostu chciała się ubezpieczyć na przyszłość, bo w miarę nabierania sił przez chińskiego smoka będzie rósł jego apetyt. Regulując kwestie granicy, Rosja pozbawiła Chińczyków pretekstu do stawiania nowych żądań. A przy okazji usunęła z tematu rozmów kwestię, która mogłaby źle się odbić na rysującej się współpracy chińsko-rosyjskiej.
Co łączy, co dzieli Chiny i Rosję?
Rosjan i Chińczyków łączy wspólny problem. Nazywa się USA. Obydwa reżimy mają już po dziurki w nosie globalnej dominacji Amerykanów i marzy im się zmiana rozkładu sił na świecie. Jak pokazuje przykład wojny w Syrii, gdzie Moskwie i Pekinowi wspólnie udało się zablokować interwencję społeczności międzynarodowej, taka współpraca może przynieść im wymierne korzyści. A to dopiero początek, bo oba państwa mają sobie wiele do zaoferowania.
Chińczycy potrzebują rosyjskich surowców naturalnych do rozwoju gospodarki, z kolei Rosjanie nowych rynków zbytu i chińskich inwestycji oraz technologii. Chiński cud gospodarczy jest też pod innym względem dobrą wiadomością dla Moskwy. Potwierdza on empirycznie istnienie alternatywnego modelu rozwoju społeczno-gospodarczego w stosunku do zachodniego modelu państwa demokratycznego. Modelu, który gwarantuje wzrost majętności państwa bez oddawania władzy podatnemu na kaprysy społeczeństwu.
Można by zatem odnieść wrażenie, że nie brakuje podstaw do partnerskiej współpracy pomiędzy chińskim i rosyjskim kolosem. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. W 2009 r. hucznie otworzono odnogę ropociągu Syberia Wschodnia-Ocean Spokojny (WSTO) do Chin. Całe przedsięwzięcie sfinansowano z chińskich kredytów, podpisano też umowę, na mocy której przez 20 lat Rosjanie mają dostarczyć 300 mln ton ropy po cenie od 50-57 dol. za baryłkę. To niekorzystny kontrakt dla Moskwy. Obecnie ceny ropy wahają się pomiędzy 85 a 100 dolarami za baryłkę.
Innym przykładem trudnych interesów z Chińczykami jest handel bronią. Z jednej strony Rosjanie są największym dostawcą uzbrojenia do Państwa Środka, z drugiej tajemnicą poliszynela pozostaje fakt kopiowania rosyjskiego sprzętu przez Chiny. Jest on potem sprzedawany na rynkach afrykańskich i azjatyckich, co z kolei szkodzi interesom rosyjskim tradycyjnie zainteresowanych tym obszarem. Jak skuteczni są na tym polu Chińczycy pokazują statystyki sporządzone przez szwedzki think-tank Stockholm International Peace Research Institute (SIPRI). Eksport broni z Chin w latach 2008-2012 wzrósł o... 168 proc., dzięki czemu Pekin odpowiada obecnie za pięć proc. globalnej sprzedaży uzbrojenia i klasyfikuje się pod tym względem na piątym miejscu na świecie. Już teraz z rosyjskich i ukraińskich środowisk związanych z przemysłem zbrojeniowym słychać, że Chińczycy w ciągu najbliższych lat staną się ważniejszym graczem na rynku niż Rosjanie. Trudno się dziwić ich obawom.
Do ropy i broni można dorzucić ujemny bilans handlowy z Chinami, rosnącą chińską migrację do Rosji - w tym zwłaszcza na Syberię, przez co coraz głośniej wspomina się o rosnącym uzależnieniu od chińskiego sąsiada tej bogatej w zasoby naturalne, za to ubogiej w ludność części rosyjskiego państwa. Niektórzy eksperci mówią nawet o chińskiej kolonizacji Dalekiego Wschodu, a także "afrykanizacji" całej Rosji. W tym ujęciu jest ona traktowana przez Chiny jako przede wszystkim zaplecze surowcowe, a nie, jak chciałby zapewne Kreml, jako partner.
To poróżni "smoka" i "niedźwiedzia"?
Pod powierzchnią dobrze układającej się współpracy z Chinami, kryje się walka Rosji o utrzymanie niezależności od rosnącego w siłę sąsiada. Stawka jest duża, bo rosyjskie państwo zamiast sojusznikiem może stać się jedynie surowcowym zapleczem Chińczyków. Najbliższe lata pokażą, czy na tym polu uda się Rosjanom osiągnąć sukces. Nie będzie to łatwe, zwłaszcza, że nie brakuje powodów do zaostrzenia relacji z Chinami, które nawet w skrajnym przypadku mogłyby przekształcić się w konfrontację zbrojną.
Jednym z potencjalnych punktów zapalnych może okazać się Azja Centralna. Tradycyjnie uznawana za rosyjską strefę wpływów staje się obiektem rosnącego zainteresowania chińskich decydentów. Dowodem na to jest chociażby przełamanie przez Chińczyków monopolu Rosji na tranzyt surowców naturalnych (ropy i gazu) z Kazachstanu oraz Turkmenistanu, a także uzyskanie przez Pekin statusu największego partnera handlowego regionu. Jednak nadal niejasne jest, czy Chiny zdecydują się rzucić otwarte wyzwanie wpływom politycznym Rosji w tej części świata.
Niewykluczone, że powodu do zaostrzenia się relacji dostarczy Arktyka. Chiny nie ukrywają swojego zainteresowania tym regionem świata. Dają temu wyraz chociażby poprzez zacieśnienie współpracy z Norwegią i Kanadą w kwestii eksploracji zasobów naturalnych regionu. Moskwa stoi na stanowisku, że prawo do wydobywania surowców zgromadzonych na biegunie powinno przysługiwać wyłącznie piątce państw: Rosji, USA, Danii, Norwegii i Kanadzie. Co nie powinno zaskakiwać, Pekin niezbyt się z tym poglądem zgadza.
Jarosław Marczuk, dla Wirtualnej Polski
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.