ŚwiatDefilada wojskowa 3 maja. "Archaiczny pomysł. Propaganda zamiast strategii"

Defilada wojskowa 3 maja. "Archaiczny pomysł. Propaganda zamiast strategii"

W obecnej sytuacji organizowanie defilady 3 maja jest bez sensu, wręcz pokazuje naszą bezbronność. Wojsko modernizowane jest powoli, brakuje długofalowej strategii, nowego sprzętu kupujemy po kilka sztuk - mówi WP dr Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa i weteran misji zagranicznych.

Defilada wojskowa 3 maja. "Archaiczny pomysł. Propaganda zamiast strategii"
Źródło zdjęć: © PAP | radosław pietruszka
Oskar Górzyński

02.05.2019 | aktual.: 02.05.2019 14:19

W czwartek warszawską Wisłostradą przejdzie wojskowa defilada mająca upamiętnić 15. rocznicę akcesji do Unii Europejskiej i 20. rocznicę wejścia do NATO. W przemarszu uczestniczyć ma ponad 2 tys. żołnierzy oraz reprezentantów służb mundurowych, w tym wojska z krajów sojuszniczych stacjonujących w Polsce (USA, Wielka Brytania, Chorwacja i Rumunia). Jednak organizowana w nietypowym terminie impreza od początku wzbudza kontrowersje.

Defilada 3 maja. Nie mamy co pokazać?

Zdaniem Macieja Milczanowskiego, weterana misji w Iraku i na Wzgrzach Golan oraz eksperta ds. bezpieczeństwa, krytyka jest słuszna.

- Generalnie organizowanie wielkich defilad jest dziś pomysłem dość archaicznym, świat od tego odchodzi. Jeśli już jednak jest, wolałbym, żebyśmy ograniczyli się do jednej w roku - mówi ekspert z Fundacji Pułaskiego. - Przede wszystkim jednak defilada powinna pokazać coś nowego. Może Rosja nie jest najlepszym wzorem, ale tam na każdej nowej defiladzie jest dużo nowego sprzętu. A u nas ciągle widzimy te same, często muzealne transportery i inny sprzęt. Nie wydaje mi się, żeby to było szczególnie mobilizujące. Jeśli my chwalimy się muzeum, pokazujemy raczej swoją bezbronność - dodaje.

Milczanowski przyznaje, że siły zbrojne są modernizowane, jednak dzieje się to znacznie wolniej, niż zakładano. Zakupy sprzętu - m.in. systemów Patriot, artylerii rakietowej HIMARS oraz śmigłowców - odbiegały od oczekiwań.

- Zakupy są po cztery sztuki. One nie zwiększają w znaczący sposób naszego potencjału obronnego, ale dobrze wyglądają na defiladzie. Być może właśnie o to chodzi - mówi. Jak dodaje, potencjału - poza "potencjałem defiladowym" - nie zwiększy też planowany przez MON zakup amerykańskich myśliwców najnowszej generacji F-35, jeśli ich liczba będzie równie niska.

Defilada zamiast strategii

Zdaniem byłego wojskowego, potrzeby sprzętowe sił zbrojnych są ogromne, a środki ograniczone. Jednak nie to jest głównym mankamentem.

- W działaniach MON nie widać myślenia długoterminowego, spójnej i sensownej strategii. Zamiast tego widzimy działania propagandowe. Kiedy podjęto decyzję o przesunięciu czołgów Leopardów na wschód Polski, powinno to za sobą pociągnąć szereg kolejnych działań, aby ten ruch miał wojskowy sens. Tego się jednak nie doczekaliśmy - mówi Milczanowski.

Wątpliwości budzi też koszt majowej imprezy. Tego nie był w stanie oszacować nawet tuż przed defiladą. Koszt poprzednich wynosił ok. 2 milionów złotych (jedna godzina lotu F-16 kosztuje ok. 60 tys. zł).

- Obrońcy takich imprez mówią, że to nie jest wielka kwota w perspektywie całego budżetu. To prawda, ale gdyby ograniczyć inne podobne, reprezentacyjne wydatki, to można by z tych pieniędzy coś użytecznego zrobić. Szczególnie w sytuacji, gdy wojsku brak funduszy na najpilniejsze potrzeby - podsumowuje Milczanowski.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (91)