Dariusz Kołodziej, ofiara ks. pedofila: "Nie ma dnia, żebym o tym nie myślał"
- To nie jest sprawa, którą da się zapomnieć. Nie ma dnia, żebym nie myślał o tym, co się stało - mówi Dariusz Kołodziej, molestowany w dzieciństwie przez księdza. Uważa, że Kościół powinien zadośćuczynić finansowo ofiarom księży pedofili.
21-letni Dariusz Kołodziej, ofiara księdza pedofila, był gościem programu "Fakty po faktach" TVN24. W wieku 13 lat był molestowany przez księdza w Jemielnicy pod Opolem.
Na pytanie dziennikarza, czy ksiądz, który go skrzywdził, powinien trafić do więzienia, Dariusz Kołodziej odpowiedział: - Tak, to podstawowa sprawa, on musi otrzymać w końcu karę za to, co zrobił.
Młody człowiek przyznał, że ksiądz przyznał się do winy i przeprosił go na pierwszej rozprawie w sądzie.
"To był swój chłop"
Opowiada, że jako kapłan ksiądz Mariusz miał bliskie relacje z młodzieżą i tym ją ujmował. - To był taki swój chłop, bardzo koleżeński, przyjazny. Miał z młodzieżą dobry kontakt - wspomina.
Dariusz nie słyszał, żeby inni ministranci skarżyli się na księdza. Jak mówi, "mieli do niego całkowite zaufanie". Przyznaje, że do dzisiaj przeżywa ten dramat.
- To nie jest sprawa, którą da się zapomnieć. Nie ma dnia, żebym nie myślał o tym, co się stało - opowiada.
Kiedy rok temu rozpoczął się proces księdza Mariusza, Dariusz spotykał się z ogromną falą hejtu w swoim mieście. Dostawał wiadomości SMS od kolegów ministrantów, w których pisali, że wierzą księdzu, nie jemu. Sytuacja zmieniła się po konferencji w Sejmie, kiedy to zaczął dostawać wsparcie od obcych mu ludzi.
Spotkanie z biskupem
Dariusz Kołodziej potwierdził, że chce spotkać się z biskupem Andrzejem Czają, który wiedział o molestowaniu chłopca. Powiedziała mu to matka Dariusza. W piątek biskup publicznie przeprosił ofiarę pedofilii.
- Potrzebuję spojrzeć mu w oczy i porozmawiać z nim, twarzą w twarz, żeby sobie wszystko wyjaśnić. Chodzi o to, żeby skończyć z tą medialną nagonką na siebie wzajemnie - mówi.
Dariusz twierdzi, że nie otrzymał od biskupa żadnej pomocy poza rozmową z psychologiem.
- Powinni każdej ofierze zadośćuczynić finansowo - uważa. Przyznaje, że jego stosunek do Boga i Kościoła "legł w gruzach".
Dramat młodego chłopca
Tragedia chłopca rozgrywała się w Jemielnicy koło Opola. Darek był ministrantem w parafii, w której pracował 31-letni ks. Mariusz. W urodziny 13-letniego Darka ksiądz powiedział, że ma dla niego niespodziankę. Miał go zabrać na Jasną Górę, co było marzeniem chłopca.
- Zabrał mnie do spa w Głuchołazach, rozebrał się do naga, nakłaniał mnie, żebym też się rozebrał. Wracaliśmy do domu, zatrzymał się w środku pola. Nie minęło 15 minut, a zaczął się do mnie dobierać - opowiadał Kołodziej na konferencji prasowej Fundacji "Nie lękajcie się" w Sejmie.
Początkowo Dariusz nie przyznał się do niczego rodzicom. Po trzech miesiącach nie wytrzymał i z płaczem wyznał mamie, co się stało. Kobieta od razu zgłosiła się do diecezji opolskiej. Biskup Andrzej Czaja obiecał jej interwencję, ale - jak mówi Irena Kołodziej - duchowni namawiali ją do milczenia. Twierdzili, że to dla dobra syna.
Ksiądz Mariusz został przeniesiony z parafii w Jemielnicy do domu księży emerytów, jak podała kuria, "ze względu na stan zdrowia". Sprawę molestowania przekazano do Kongregacji Nauki Wiary. Dopiero w 2015 r. duchowny został wydalony ze stanu kapłańskiego.
W 2017 r. kuria zgłosiła sprawę do prokuratury, Zmieniły się przepisy i miała obowiązek to zrobić. Proces ks. Mariusza zaczął się rok temu. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Źródło: TVN24
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl