Polska"Dajcie mi zakrwawiony tłuczek - będę nim walić jak wariat"

"Dajcie mi zakrwawiony tłuczek - będę nim walić jak wariat"

Jest kilka małych rzeczy, które sprawiają, iż czujesz, że mieszkasz w Polsce. Wśród nich jest obecny w każdym domu zużyty i zakrwawiony tłuczek do mięsa oraz wersalka. Dajcie mi ten pierwszy do ręki, a zacznę walić nim jak wariat, szaleńczo przy tym chichocząc. A wersalka? Spanie na niej przypomina leżenie na małym paśmie wzgórz, przedzielonych głęboką doliną, zaśmieconą okruszkami. Całkiem dogodne, gdy robimy się głodni w środku nocy - pisze Jamie Stokes.

27.05.2011 | aktual.: 27.05.2011 08:32

To zwykłe, codzienne rzeczy definiują tak naprawdę doświadczenie mieszkania w obcym kraju. Ludzie są wszędzie podobni, sam niemal nie dostrzegam już różnic między Polakami a Brytyjczykami, a to, co przypomina mi, że mieszkam w obcym kraju, to właśnie małe rzeczy. Na przykład takie:

Tłuczek do mięsa

W swoim życiu widziałem już tłuczki do mięsa, zadziwiło mnie jednak, jak bardzo są one tutaj powszechne. W angielskiej kuchni być może uda wam się znaleźć jeden, jeśli przekopiecie się przez szuflady przeznaczone do trzymania starych reklamówek i kawałków zepsutych mikserów, w polskiej kuchni taki zużyty i pobrudzony krwią tłuczek jest zawsze pod ręką.

Tłuczek do mięsa jest oczywiście niezbędny do przygotowania kotleta schabowego, którego każdy obcokrajowiec przebywający w Polsce dłużej niż pół dnia, musi bezwzględnie spróbować. Jeśli zapowiada się, że takowy ma zamiar wyjechać stąd bez zjedzenia choćby kawałka, policja ma prawo zamknąć go w barze mlecznym i przetrzymywać tam do czasu, aż ulegnie chrupiącemu wdziękowi kotleta.

Aby właściwie używać tłuczka do mięsa, trzeba być Polakiem. "Tłuczkarze" mięsa z innych krajów, amatorzy tacy jak ja, uznają doświadczenie walenia młotkiem po świeżym kawałku mięsa za tak satysfakcjonujące, że kiedy już zaczną - nie mogą przestać. Dajcie mi do ręki tłuczek, a zacznę walić nim jak wariat, szaleńczo przy tym chichocząc, aż do momentu gdy mięso osiągnie grubość dwóch atomów, a cała kuchnia wyglądać będzie jak ruina.

Meblościanka

Meblościanki, podobnie jak afrykańskie słonie, stają się zagrożonym gatunkiem. Do afrykańskich słoni upodabnia je również to, że są ogromne, brzydkie i żadna osoba o zdrowych zmysłach nie chce trzymać ich w mieszkaniu. W czasach komunizmu posiadanie meblościanki było obowiązkowe, co jest tylko kolejnym dowodem na zło tego systemu.

W niektórych domach ciągle można jeszcze znaleźć meblościanki z lat 60. i 70., głównie dlatego, że kiedy już umieści się taką w pokoju, nie można się jej pozbyć bez użycia dynamitu. Najfajniejszą rzeczą w komunistycznych meblościankach jest to, że wszystkie szafki i szuflady posiadają zamki, które można otworzyć kluczykiem pasującym również do zamków w szafkach i szufladach meblościanki sąsiada - wydaje mi się, że to miała być pewnego rodzaju metafora socjalizmu.

Wersalka

Kiedy przyjechałem do Polski po raz pierwszy, mocno zdziwił mnie brak łóżek i sypialni. Przez chwilę obawiałem się, że Polacy są wampirami i musiałem przeprowadzić szybki eksperyment z lustrem, aby oddalić te podejrzenia. Od tamtego czasu widziałem tu już jakieś łóżka i sypialnie, z moich obserwacji wynika jednak, że większość Polaków kultywuje tradycję sypiania na wersalkach. W rzeczywistości trudno znaleźć tutaj sofę, która nie pełniłaby jednocześnie funkcji łóżka. Wydaje mi się, że widziałem taką jedną z XIX wieku, ale to było w muzeum.

Wersalki są sprytnym i skutecznym sposobem oszczędzania przestrzeni w małych mieszkaniach, niestety wygodę większości z nich można by porównać do wygody usuwania zębów za pomocą cegły. Spanie na wersalce przypomina leżenie na małym paśmie wzgórz, przedzielonych głęboką doliną, zaśmieconą okruszkami i drobnymi monetami - dogodne, gdy robimy się głodni w środku nocy, ale już nie tak dobre dla naszego kręgosłupa.

Wystające gniazdka

Każdy polski budynek, nieważne czy nowy, czy ostatnio wyremontowany, posiada przynajmniej jedno gniazdko elektryczne wystające ze ściany. Widuję je tak często, że zacząłem się zastanawiać, czy to nie jakaś tradycja. Problem wydaje się polegać na tym, że polskie gniazdka elektryczne montowane są przy pomocy zbyt małych klamerek i dobrych życzeń. Jedno energiczne wyciągniecie wtyczki powoduje wyrwanie ze ściany całego gniazdka i odsłonięcie wszelkiego rodzaju kabli i całego elektrycznego biznesu, o którym wolałbym nie wiedzieć.

W dodatku raz wyrwane z całym oprzyrządowaniem gniazdko za nic nie pozwala wepchnąć się z powrotem, bez względu na to, ile razy próbujemy to zrobić za pomocą końca miotły jak jakaś żałosna panienka.

Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
polskajamie stokesmeblościanka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (82)