"Czym się różni Komisja Europejska od terrorystów?"
Jaka jest różnica między Komisją Europejską i terrorystami? - pyta "Trybuna Robotnicza". Z terrorystami przynajmniej można próbować negocjować - dodaje.
Eurokomisja na pasku biznesu
Komisja Europejska jest najpotężniejszą instytucją decyzyjną w Europie. Parlament Europejski z jego ograniczonymi możliwościami jest tylko listkiem figowym, który ma przesłonić brutalną prawdę, że cały system decyzyjny Unii Europejskiej jest niedemokratyczny i podporządkowany lobby wielkiego biznesu. Dowody? Ostatnie żądania Komisji Europejskiej wobec Polski.
Łasi na kasę polskich emerytów
Tylko 17-18 września Otwarte Fundusze Emerytalne straciły na warszawskiej giełdzie 2 miliardy złotych. Tymczasem właśnie 18 września Komisja Europejska zażądała od Polski zniesienia ustawowych ograniczeń, jakim podlegają polskie otwarte fundusze emerytalne (OFE)
przy inwestycjach za granicą. Czyli polscy emeryci mieliby dofinansować zachodnie giełdy i... stracić na nich pieniądze.
KE stwierdziła, że nałożone na OFE limity inwestycyjne w odniesieniu do inwestycji w aktywa zagraniczne stanowią ograniczenie swobodnego przepływu kapitału, czyli są sprzeczne z podstawową zasadą wspólnego unijnego rynku. Postępowanie w tej sprawie KE wszczęła w październiku zeszłego roku. Jeśli po wrześniowym upomnieniu Polska nie zmieni prawa w ciągu dwóch miesięcy, KE zagroziła, że może podjąć decyzję o skierowaniu sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Tymczasem już pod koniec sierpnia wiceminister pracy i polityki społecznej, Agnieszka Chłoń-Domińczak zapowiedziała, że rząd zajmie się reformą OFE, zwiększając m.in. limit inwestycji zagranicznych w przyszłym roku. Same OFE od dawna żądały zwiększenia tego limitu.
Zgodnie z ustawą o OFE z 1997 r., mogą one zainwestować maksymalnie 5% wartości aktywów za granicą i inwestycje te mogą obejmować tylko niektóre kategorie aktywów. KE uważa, że nie można tego uzasadnić troską o bezpieczeństwo powierzonych OFE pieniędzy. Odrzuca też argumenty, że ze względu na swoją szczególną społeczną rolę, OFE działają jako podmioty publiczne, więc mogą podlegać specjalnym rygorom na rynku.
Jasno widać, że Komisja Europejska działa jak strażak-piroman - w czasie kryzysu, gdy finansowe inwestycje zagraniczne objęte są ogromnym ryzykiem. Ale wszak w Brukseli działają potężne lobby, które mają chrapkę na pieniądze polskich emerytów.
Jak tanio kupić stocznie?
Politykę Komisji Europejskiej wobec polskich stoczni również trudno uznać za bezstronną. Bo przecież Karl Soukup, przedstawiciel Komisji Europejskiej zajmujący się sprawą polskich stoczni, radził na oficjalnym spotkaniu 20 czerwca przedstawicielom norweskiej spółki Ulstein Group, która chce kupić Stocznię Szczecińską, by zaczekali do nieuchronnego bankructwa stoczni i dokonali zakupu masy upadłościowej (w tym samym czasie KE oficjalnie zapewniała, że nie ma jeszcze decyzji w sprawie polskich stoczni i że ich los ekonomiczny nie jest jeszcze przesądzony). Jonathan Todd, rzecznik Komisji Europejskiej od razu zaprzeczył tym informacjom i stwierdził, że przedstawiciel KE nie mógł udzielać tak "skandalicznych" rad, a podczas spotkania przedstawiono jedynie hipotetyczną sytuację. Problem w tym, że autoryzowana notatka, pochodząca ze spotkania, dowodzi, że jest inaczej. Już nawet minister skarbu Aleksander Grad przyznał, że za negatywną oceną jego programu restrukturyzacji polskich stoczni stoi jeden z wysokich
urzędników Komisji Europejskiej, w domyśle Soukup.
Z kolei polskie media doniosły o istnieniu aż trzech grup lobbingowych, którym zależy na decyzji Komisji Europejskiej pogrążającej polskie stocznie. Jeden z nich to ekipa dawnych dyrektorów Stoczni Szczecińskiej, posiadających duże pakiety jej akcji, a pozostałe mają pochodzić z Niemiec i Francji, które na upadku naszych stoczni miałby skorzystać.
Tymczasem, według sygnałów z Brukseli, szanse na przetrwanie ma tylko Stocznia Gdańska - i to pod warunkiem, że Komisja Europejska otrzyma plan restrukturyzacyjny zakładu. Co do Gdyni i Szczecina, komisarz Neelie Kroes kwestionuje zbyt dużą pomoc państwa i zbyt mały wkład inwestorów w restrukturyzację. Po sieci
W ubiegłym roku Komisja Europejska wprowadziła zakaz stosowania przez polskich rybaków pławnic dryfujących. W ten rodzaj sieci łowili oni troć i łososia. KE wprowadziła zakaz stosowania pławnic, zasłaniając się koniecznością ochrony... morświna, podpierając się raportem polskich naukowców (Krzysztofa Skóry i Iwony Kuklik). Problem w tym, że zdaniem tych naukowców, KE źle interpretuje ich dane! Ale raz ruszoną unijną machinę biurokratyczną trudno zatrzymać, o czym przekonała się delegacja rybaków podczas spotkania z przedstawicielami Komisji Europejskiej w Parlamencie Europejskim. Co z tego, że rybacy przez półtorej godziny tłumaczyli eurokratom - że nie ma żadnego zagrożenia z strony pławnic dla morświna, ponieważ tenże żyje w płytkiej wodzie, a pławnice stosuje się na głębokim otwartym morzu itp., skoro tydzień później przesłali oni swoje stanowisko - nie ma możliwości przywrócenia pławic na Bałtyku, ponieważ... zagrażają one morświnom żyjącym w Zatoce Gdańskiej.
Zakazem stosowania pławnic na Bałtyku zainteresowane są dwie grupy interesów. Przede wszystkim właściciele dużych statków paszowych, które musiały wymijać pławnice, a przez to wolniej wyławiały ogromne ilości ryby, a poza tym hodowcy łososia z Norwegii. Dzięki zakazowi jest mniej na rynku dzikiego łososia i jest on bardzo drogi, a oni mogą wciskać klientom sztucznie wyhodowaną rybę. Zachowanie Komisji wskazuje na to, że zakaz stosowania pławnic niewiele miał wspólnego z ochroną morświna, ale bardziej śmierdzi korupcją - twierdzi Kuba Puchan, z ramienia WZZ "Sierpień 80" wspierający rybaków w walce z absurdalnymi decyzjami Komisji Europejskiej.
W czyim interesie?
Wszystkie te przypadki można traktować jako przejaw zwykłego biurokratycznego braku elastyczności. Można by, gdyby nie fakt, że na tych decyzjach uderzających w Polskę ktoś zarobi krocie. Kilkanaście tysięcy lobbistów reprezentuje w Brukseli interesy wielkiego biznesu - nie tylko europejskiego. Umawiają się na bezpośrednie spotkania z członkami Komisji, jak Ulstein Group z Karlem Soukupem, przygotowują własne ekspertyzy, rozsyłane gdzie się da, a czasem najnormalniej korumpują eurokratów. Przypomnijmy, że w marcu 2007 r. policja przeszukała w związku z podejrzeniami o łapówkarstwo biura Komisji Europejskiej. Komisja Europejska dba przede wszystkim o interesy wielkiego biznesu, co wynika tak z dominacji w jej łonie liberalnych przekonań, jak i ze wspomnianego lobbingu. A ułatwia to fakt, że Komisja Europejska tak naprawdę przed nikim nie odpowiada i robi co chce. A właściwie, co chce wielki biznes.
Tinta
Wolny Związek Zawodowy "Sierpień 80", KNSZZ "Solidarność 80" oraz Związek Rybaków Polskich wyrażają swoje stanowcze oburzenie z faktu, iż kiedy z Komisji Europejskiej dobiegają sygnały, że polskie stocznie będą musiały zwrócić pomoc publiczną, rząd w tej sprawie wykazuje maksimum nieporadności i nieudolności. Kolejne rządy niewiele robiły w tej sprawie, choć groźba upadku stoczni i co za tym idzie, utraty tysięcy miejsc pracy jest bardzo realna, o czym wiadomo było od dawna. Upadek stoczni pociągnie za sobą likwidację tysięcy miejsc pracy w zakładach produkujących na potrzeby przemysłu stoczniowego, takich jak na przykład poznańska fabryka Cegielskiego.
Niestety, w czasie, kiedy krajowy przemysł stoczniowy upada, premier polskiego rządu, Donald Tusk zajmuje się tematami zastępczymi, ograniczając swoje działania do kolejnych PR-owskich zagrywek i szukania winnych w przeszłości.
WZZ "Sierpień 80", NSZZ "Solidarność 80" i Związek Rybaków Polskich żądają od polskiego rządu natychmiastowych i stanowczych działań, służących obronie miejsc pracy w polskiej gospodarce przed szkodliwymi i co najważniejsze, niesprawiedliwymi zakusami Komisji Europejskiej. Zwracają się też do wszystkich środowisk politycznych, parlamentarnych i pozaparlamentarnych o podjecie wszelkich możliwych działań zarówno na arenie krajowej, jak i zagranicznej, w celu ratowania setek tysięcy miejsc pracy, zagrożonych likwidacją.
Piotr Bojko