Czy za ataki w Jordanii należy winić Amerykę?
Czy za ataki, do których doszło w
ubiegłą środę w stolicy Jordanii, należy winić Amerykę? - pyta na
łamach wtorkowego "International Herald Tribune" mieszkający w
Libanie amerykański publicysta Rami G. Khouri.
15.11.2005 | aktual.: 15.11.2005 12:23
Tu nie chodzi o sam atak, ale o szerszy konflikt, jaki on zwiastuje - pisze Khouri. Według niego, iracka Al-Kaida, ugrupowanie Abu Musaba al-Zarkawiego, które przyznało się do zamachów, zasygnalizowało stanowczość w przeprowadzeniu ideologicznego i zbrojnego natarcia na sprzyjające Ameryce w wojnie z terroryzmem arabskie reżimy.
Zdaniem publicysty, to jest efekt "lekkomyślnej brytyjsko-amerykańskiej wyprawy irackiej". Ataki terrorystyczne Zarkawiego mogą okazać się wierzchołkiem góry lodowej, jeśli się weźmie pod uwagę, że tysiące dżihadystów mogą wchodzić i wychodzić z Iraku i dołączyć do podobnie myślących młodych ludzi na całym świecie - zauważa w "IHT" Rami G. Khouri.
W zamachach na trzy hotele w Ammanie dokonanych 9 listopada przez trzech terrorystów-samobójców z irackiej Al-Kaidy zginęło 60 osób, a około 100 zostało rannych. Jordania jest jednym z dwóch krajów arabskich, które podpisały traktat pokojowy z Izraelem. Jest również bliskim sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w regionie.