Czy Saryusz-Wolski rzeczywiście stracił?
Zawsze w cieniu, zawsze drugi, a to zdaniem wielu polityków ceniony ekspert. Czy Jacek Saryusz-Wolski faktycznie tylko stracił w walce o fotel szefa Rady Europejskiej? Czy może bajki na temat stanowiska ministra spraw zagranicznych miały tylko ukryć prawdziwy motyw Saryusza-Wolskiego?
Historia obietnic
Jak dowiedział się "Newsweek" historia obietnic PiS dla Jacka Saryusza-Wolskiego nie jest taka oczywista jakby się mogło wydawać. Przypomnijmy sobie, że gdy tylko w mediach zaczęły odbijać się echa odważnej i kontrowersyjnej decyzji rządu, prawie natychmiast pojawiły się spekulacje pt. "co dostanie" i "ile mu obiecali". Ale jak się okazuje to nie posada ministra spraw zagranicznych ani funkcja komisarza miał być przysłowiową marchewką, a miejsce na liście wyborczej PiS i dotacja do jego fundacji.
"Saryusz był jak jabłko na drzewie. Wystarczyło podejść i je zerwać"
Podobno sama decyzja o wystawieniu Jacka Saryusza-Wolskiego miała zapaść na zapleczu politycznym, z dala od Wiejskiej, czy tym bardziej Krakowskiego Przedmieścia. W kameralnym spotkaniu, które miało się odbyć w warszawskim mieszkaniu Ryszarda Czarneckiego uczestniczyły tylko trzy osoby: kandydat, gospodarz i nie kto inny jak prezes Kaczyński. - Saryusz był jak jabłko na drzewie. Wystarczyło podejść i je zerwać, nic trudnego. Tkwienie w Platformie go frustrowało. Cały transfer w pojedynkę przygotował Czarnecki - mówi "Newsweekowi" jeden z europosłów PiS.
Skąd fiasko planu PiS?
Jak czytamy w artykule decyzja tajnego posiedzenia była raczej prosta i szybka, ale jak słusznie zauważa autor coś poszło nie tak. Problem pojawił się jeszcze przed tym, jak polski rząd miał zacząć lobbować za poparciem dla swojego nie-PiS-owego kandydata i jak określa go współpracownik PiS to był "szkolny błąd". Informacje wyciekły do mediów, a sam, Saryusz-Wolski w pierwszych dniach był nieosiągalny, a gdy wreszcie zdobył się na komentarz to wówczas odmówiono mu wstępu na posiedzenie RE. Zdaniem współpracownika PiS za wszystko odpowiedzialny jest jeden z dyplomatów, który podczas spotkania z prezydencją maltańską - uczestniczył w niej także członek gabinetu Donalda Tuska - miał wspomnieć nazwisko Saryusza-Wolskiego i "spalił temat".
Ekspert, który przekreślił swoją karierę
Jak twierdzi bliski współpracownik szefa PO Piotr Borys - Saryusz-Wolski to ceniony ekspert i świetny negocjator. Swoją decyzją przekreślił swój cały dorobek. Do dziś nie mogę się z tego otrząsnąć. Nie wiem, dlaczego to zrobił.
Zawsze w cieniu
- Tkwienie w Platformie go frustrowało, przez lata odbierano mu kolejne funkcje, wycinano metodą salami - mówi polityk PiS. I dodaje, że partia niczego mu nie obiecywała, a już na pewno nie posadę szefa MSZ. Ponieważ to stanowisko jest zarezerwowane dla osób z zaufanego otoczenia Kaczyńskiego, które są łatwo "sterowalne".
Co w zamian dostanie Saryusz-Wolski?
To zapewne będzie miejsce na liście PiS w kolejnych wyborach do europarlamentu. Co więcej fundacja Centrum Europejskie Natolin, w której Saryusz pełni funkcję prezydenta rady będzie nadal otrzymywać rządowe dotacje. A jak dowiedział się "Newsweek" Natolin jest w przededniu (wyniki w połowie marca 2017) rozstrzygnięcia konkursu zorganizowanego przez Ministerstwo Nauki, w którym stawką jest ponad ćwierć miliona złotych.
Poszło o pieniądze?
W ostatnich latach fundacja Saryusza-Wolskiego otrzymała również dofinansowania z ministerstwa spraw zagranicznych. A dzięki porozumieniu podpisanemu jeszcze za rządów PO (2012-2016) dostała z MSZ ok. 2,1 mln zł. Trudno wątpić, by resort odmówił dziś Natolinowi dalszej współpracy. Jednak zdaniem współpracownika europosła, to nie sprawa dofinansowania zaważyła na ryzykownej decyzji Saryusza-Wolskiego, lecz poczucie bycia spychanym przez PO na drugi plan.