Czy prezydent Lech Kaczyński zaprosiłby Piłsudskiego?
Marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski powiedział, że nie zaprosić Lecha Wałęsy na uroczystości 90. rocznicy odzyskania niepodległości – to jakby nie zaprosić z takiej okazji Marszałka Józefa Piłsudskiego. Można się z opinią Bronisława Komorowskiego zgadzać lub nie. Dzięki wolności, do której przyczynił się w znacznym stopniu Lech Wałęsa – każdy ma teraz możliwość swobodnego i bezpiecznego publicznego prezentowania swojego zdania na ten temat.
12.11.2008 | aktual.: 12.11.2008 13:23
Ja chciałbym jednak potraktować sprawę poważnie i przeanalizować kwestię:
Czy prezydent Lech Kaczyński zaprosiłby Marszałka Piłsudskiego na galę z okazji rocznicy odzyskania niepodległości?
Znając obyczaje charakterystyczne dla polskiej klasy politycznej łatwo wskazać powody, dla których takie zaproszenie byłoby raczej mało prawdopodobne. Po pierwsze Józef Piłsudski był związany z lewicą. Niby „wysiadł na przystanku Niepodległość z czerwonego autobusu”, ale uczestniczył nawet w pracach Socjalistycznej Międzynarodówki, gdzie stykał się z takimi szemranymi postaciami międzynarodowego lewactwa jak Karol Liebknecht czy Róża Luksemburg. O jego podejrzanych koneksjach może świadczyć fakt, iż w czasie przewrotu majowego w 1926 roku miał poparcie komunistów. Poza tym w czasie I Wojny Światowej splamił się przecież służbą w Legionach, które walczyły u boku armii austriackiej oraz kolaboracją z Niemcami - a to wszak obce mocarstwa, które przez 123 lata okupowały Polskę.
Z takim życiorysem nie mógłby na pewno liczyć na poparcie prawdziwych polskich patriotów. Jest to życiorys zbyt wieloznaczny, podatny na rozmaite interpretacje, pełen białych plam i różnokolorowych łat przyszywanych przez licznych przeciwników.
Piłsudski nie był także wzorem moralności. Miał pozamałżeńskie nielegalne związki, prowadził przez dużą część życia - podwójne życie. Los Ludwika Dorna w Prawie i Sprawiedliwości świadczy o tym, że Piłsudski nie miałby łatwej przeprawy z Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi. Na galę zaprasza się z osobą towarzyszącą a to mogłoby spowodować obyczajowy skandal.
Z Dornem łączy Piłsudskiego również to, że nawrócił się na wiarę katolicką. Wprawdzie zdarza się to w najlepszych rodzinach, o czym według wyznawców religii Mojżeszowej świadczy historia Jezusa Chrystusa, ale sprawa czysta do końca nie jest i budzić może poważne kontrowersje. Poza tym powstaje nieprzyjemne podejrzenie, że nawrócenie mogło nie być efektem iluminacji, lecz mieć charakter koniunkturalny.
Dosyć niejasne są również pewne aspekty konspiracyjnej działalności Marszałka, w pewnych okresach uważanego za niebezpiecznego awanturnika i wichrzyciela, który z powodu wybujałych ambicji osobistych i politycznych, gotów był się posuwać do wywoływania zamieszek i do nawoływania do tak zwanej rewolucji. Ponieważ był w tamtym czasie jedynie politykierem kanapowych ugrupowań - nie mógł liczyć na poparcie prawdziwych polskich patriotycznych sił. Jego akcje były ponadto niebezpieczne, bo trwoniły społeczny entuzjazm, który mógł być wykorzystany do poważniejszych celów.
Język jakim się posługiwał świadczył dobitnie, iż nie należał do inteligencji żadnej z warszawskich dobrych dzielnic. Jego zamiłowanie do kart i niewybredne lektury świadczyć mogą o raczej podwórkowej proweniencji jego osobowości. Innymi słowy – sam z siebie nie był w stanie przygotować i zrealizować żadnego politycznego planu. Mógł być raczej jedynie narzędziem w czyichś bardziej sprawnych rękach. Tu powstaje ważne pytanie: w czyich? Ponieważ miał niewyparzoną gębę, był krnąbrny i nigdy nikomu do końca się nie podporządkował – nie miałby większych szans na dobre relacje z żadnym ambitnym polskim politykiem, a z Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi - to już na pewno nie.