Czy podział w Europie pogłębi się?
Belgia, Francja i Niemcy - kraje, które wypowiedziały się przeciw interwencji USA w Iraku - myślą o tworzeniu "zalążka" wspólnej polityki zagranicznej i obronnej UE. Czy oznacza to dalszy podział Europy i gdzie powinna znaleźć się Polska? - politolodzy byli podzieleni w tej sprawie.
21.03.2003 | aktual.: 21.03.2003 14:41
Przywódcy Belgii, Francji i Niemiec postanowili, że spotkają się w tej sprawie na trójstronnym szczycie w kwietniu. Decyzja ma związek z ujawnieniem się głębokich podziałów w Unii między zwolennikami interwencji zbrojnej w Iraku (z Wielką Brytania i Hiszpanią na czele) a jej przeciwnikami - z Belgią, Francją i Niemcami.
Szef dyplomacji Belgii Louis Michel powiedział w piątek w wywiadzie dla belgijskiego radia publicznego, że przywódcy Belgii, Francji i Niemiec postanowili zorganizować w kwietniu trójstronny szczyt, "żeby stworzyć zalążek, jądro krajów, które poważnie się za to wezmą i spróbują stworzyć stopniowo masę krytyczną, do której przyłączą się niektóre inne kraje".
Według dr Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa z Instytutu Studiów Politycznych PAN, inicjatywa belgijsko-francusko-niemiecka jest "niepokojąca", ponieważ oznacza "zamiar instytucjonalizacji podziału wewnątrz UE" w fundamentalnej sprawie - bezpieczeństwa Europy.
"Reszta UE powinna się temu przeciwstawić. Również Polska powinna ostro skrytykować tę inicjatywę i wziąć udział w szerokiej koalicji państw, które doprowadzą do powstrzymania tego bardzo niebezpiecznego procesu podziału" - podkreślił Kostrzewa-Zorbas. Jego zdaniem, obóz atlantycki pozostanie w przewadze.
Zwrócił uwagę, że to nie "obóz atlantycki" (krajów popierających USA) formalizuje podział, ale kraje "obozu kontynentalnego" - Francja, Niemcy, Belgia - sfrustrowane, ponieważ "nie udał się ich zamach stanu", czyli "próba przejęcia kontroli nad polityką zagraniczną i obronną UE, a nawet Europy".
W jego opinii, procesowi rozszerzenia UE nie grozi blokada w związku z różnicami w Europie. Jeżeli zaś chodzi o nasze bezpieczeństwo, to USA są najważniejszą siłą, której sojusznikiem warto być i "wiele krajów europejskich dobrze o tym wie", zaznaczył Kostrzewa-Zorbas.
Natomiast według prezesa Centrum Stosunków Międzynarodowych Janusza Reitera, naturalne jest to, że po doświadczeniu irackim niektóre kraje w UE będą dążyć do stworzenia mechanizmów wspólnej polityki zagranicznej i obrony.
_ "Polska powinna być koniecznie w środku. Jestem prawie pewien, że również kraje, będące dziś w obozie zwolenników interwencji USA w Iraku, jak Hiszpania i Włochy, a być może Wielka Brytania, też będą chciały w tym uczestniczyć. Tu się rozstrzygnie, jaka będzie polityczna rola Polski w przyszłej UE"_ - ocenił prezes CSM.
Nie jest on zaskoczony inicjatywą belgijsko-francusko-niemiecką. Jego zdaniem, inicjatywa może być "powrotem do tradycyjnych koncepcji stworzenia węższej grupy państw, które pójdą dalej niż reszta w dziedzinie integracji politycznej, również w dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa".
W interesie Europy i świata leży, aby - jak powiedział -przyszła UE była zdolna do wspólnego działania i mówienia wspólnym głosem w sprawach zagranicznych. Jednak nie do przyjęcia byłoby, gdyby spoiwem tej grupy był antyamerykanizm, gdyż na tej podstawie "nie da się niczego trwałego zbudować". UE musi współpracować z Ameryką, choć to nie będzie łatwa współpraca - ocenił Reiter.
Prezes Fundacji im. Stefana Batorego Aleksander Smolar uważa, że ruch Francji, Niemiec i Belgii jest "zrozumiały w świetle głębokiego podziału, jaki dokonał się w Europie".
Widzi on w tym "oczywiste zagrożenie dla Polski". "Władze określiły jako priorytet Polski wejście do UE, dokonując równocześnie wyboru w okresie przygotowań do wojny w Iraku po stronie USA (niezależnie od oceny tego wyboru). Był to wybór przeciwny temu priorytetowi, gdyż podstawowymi partnerami Polski w Unii są Niemcy i Francja. Tworzy to sytuację pewnej izolacji i osłabienia możliwości polskiej polityki zagranicznej w okresie przystępowania do UE i potem w ramach Unii" - powiedział Smolar.
W jego opinii, po zakończeniu wojny polskie władze powinny uczynić wszystko, by osłabić ten negatywny efekt. Choć nie można, jego zdaniem, oczekiwać, by Polska, która w sprawach obronnych identyfikuje się z bardziej z USA, przyłączyła się do wspomnianej grupy trzech państw (chyba że inicjatywa ta przerodzi się w szersze porozumienie).
Konieczne jest - zdaniem Smolara - "przemyślenie polskiej polityki, by uczynić ją bardziej elastyczną i subtelną, niż to, co widzieliśmy w ostatnich miesiącach i co spowodowało tak agresywną reakcję po stronie Francji i dość nieprzychylną Niemiec".(iza)