Czy państwo chroni, czy kradnie?
Trwają prace nad systemem podatkowym. Decydujące znaczenie ma w tych pracach interes państwa i jego budżetu. Tymczasem, kiedy tzw. statystyczny Polak dostaje od swego pracodawcy ciężko zarobione 1000 złotych, rzucają się na niego sępy i kruki.
25.06.2003 | aktual.: 25.06.2003 14:31
Najpierw ZUS (i tzw. fundusze) zbierają mu na ubezpieczenia emerytalne, rentowe i chorobowe 349,8 zł. Na pozostałe 650,2 PLN czeka już fiskus, który zgarnia z tego co najmniej 123,5 zł. Reszta trafia do jego kieszeni. Ale niech tylko spróbuje ją wydać, a zaraz zaczyna działać pompa ssąca o nazwie VAT. Wysysa skutecznie od 7 do 22% tego, co mu jeszcze zostało. Przyjmijmy, że średnio 15%, tzn. kolejne 78,9 zł. Z zarobionego 1000 zostaje Polakowi 447,66 zł. Większość swych przychodów Polak oddaje więc na pniu lub gdy z nich korzysta.
Polak zastanawia się nad tym, co w zamian? Dochodzi do wniosku, że w nagrodę za swoją hojność dostaje: emeryturę, która zmusza go do obniżenia standardu życia o połowę, wielogodzinne oczekiwanie na lekarza i wielomiesięczne na badania specjalistyczne lub miejsce w szpitalu. Polak widzi pobłażliwe i bezradne uśmiechy policjantów, gdy zgłasza kradzież samochodu lub włamanie do mieszkania. Polak jeździ po fatalnych drogach, świadomy, że za ich poprawę zapłaci z własnej kieszeni. Spotyka aroganckich urzędników i potyka się o coraz to nowe ich pomysły, za które musi osobno zapłacić pieniędzmi i czasem.
Polak słucha opowieści dzieci o tym, jak i kto je naucza. Polak rozumie, że przy śmiesznie niskich wynagrodzeniach nauczycieli nie może wymagać więcej. Czeka w nieskończoność na rozstrzygnięcia spraw sądowych, za które zresztą płaci odrębnie.
Polak, gdy musi lub próbuje cokolwiek z państwem załatwić, uiszcza opłaty skarbowe. Kiedy Polak zaciska pasa i próbuje oszczędzać, dostarczając swych pieniędzy jako kapitału bankom (ponoć na rozwój gospodarczy) musi oddać państwu 20% tego, co jego pieniądze zapracowały. Gdy Polak umiera Państwo znowu sięga po to, co po sobie zostawił.
Polak postrzega państwo przez pryzmat luksusowych limuzyn i wytwornych gabinetów, poselskich i ministerialnych apanaży. Państwo kojarzy się Polakowi z korupcją tych, którym przyzwoicie przecież płaci, niejasnymi, niemal mafijnymi powiązaniami ze sferą biznesu, stylem życia tzw. elit, wyprzedawaniem majątku i gołosłownymi deklaracjami, że będzie lepiej.
Polak nie może państwa rozliczyć ze swych pieniędzy. Wpadają do wielkiego wora i wydawane są z niego na podstawie budżetów, bardziej lub mniej globalnych. Polak nie może zapłacić za „swoją” drogę, „swojego” nauczyciela, „swojego” dzielnicowego, „swojego” lekarza, „swojego” sędziego. Nic dziwnego więc, że Polak pyta: czy państwo mnie chroni, czy okrada?