Trwa ładowanie...
d39dtbv
31-12-2002 10:35

Czy mamy do czynienia z aferą Rywingate, czy Millergate?

Monika Olejnik rozmawia z Janiną Paradowską z tygodnika „Polityka” i Jerzym Domańskim z tygodnika „Przegląd”

d39dtbv
d39dtbv

Proszę państwa, czy mamy do czynienia z aferą Rywingate, czy Millergate - takie pytanie zadaje na łamach „Tygodnika Powszechnego” Krzysztof Kozłowski i roztacza trzy scenariusze. Scenariusz pierwszy, że grupa trzymająca władzę chciała rzeczywiście uzyskać te miliony dolarów i wpływ na telewizję Polsat, na to, co się dzieje w mediach. Scenariusz drugi, że grupa trzymająca władzę chciała skompromitować Adama Michnika. I scenariusz trzeci, że grupa trzymająca władzę myśli, że ma władzę, a Lew Rywin chciał ubić własny interes. Janina Paradowska. Myślę, że scenariuszy może być kilka i te trzy mogą być wymieszane i może się pojawić jeszcze jakiś zupełnie inny dlatego, bo sprawa jest rzeczywiście niezrozumiała. Ona jest taka dość absurdalna, jeżeli się spojrzy na nią tak na pierwszy rzut oka. Potem jednak okazuje się, że właściwie nic by mnie nie zdziwiło. Pieniądze na partie zawsze pochodziły z różnych źródeł. Ja zawsze uważałam, że ustawa o partiach politycznych nie zahamuje dopływu lewych pieniędzy do partii.
Przedstawiony przez rząd projekt ustawy o radiofonii i telewizji niewątpliwie służył temu, żeby żelazną ręką wziąć media prywatne i próbować je podporządkować - mówię o tej wersji, która wyszła z rządu, która potem była przedmiotem jakoby kompromisów, które nie są żadnymi kompromisami i które są nieudane. Wokół tej ustawy przez cały czas toczy się gra interesów. Tak więc myślę, że tutaj rzeczywiście scenariuszy może być bardzo dużo i możemy mnożyć i układać takie powieści. I nawet nie jestem pewna, czy prokuratura będzie w stanie tę sprawę wyjaśnić, bo jeszcze trzeba też zobaczyć, że rozgrywa się to w pewnym kręgu towarzyskim. Wczorajsza „Trybuna” wskazuje nowy ślad, wyraźnie mówi, że Rywin nie był człowiekiem Millera, tylko prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, czyli jeszcze wskazuje na pałac, pokazuje kolejną drogę. Nie wiem, po prostu się w tym wszystkim gubię i czekam, że wreszcie ktoś to wyjaśni. A ponadto, że wreszcie ktoś uporządkuje wszystkie sprawy związane z ustawą o radiofonii i telewizji. W
każdym razie pałac dzisiaj mówi w „Gazecie Wyborczej”, że sprawa powinna być wyjaśniona. Pałac się dziwi, że „Gazeta” przez pół roku nie powiadomiła prokuratury o tej sprawie i pałac sądzi, że jednak prokuratura wyjaśni tę sprawę. Jerzy Domański. Tam na pewno scenariuszy może być wiele i myślę, że taką regułą, która będzie towarzyszyła kolejnym spekulacjom czy ocenom tego w najbliższych dniach i tygodniach to będzie interes, jaki różne elementy sceny politycznej mają tutaj do załatwienia. Mówię o partiach politycznych, mówię o opozycji, mówię o również koteriach biznesowych i towarzyskich. Tutaj każdy po zapoznaniu się z tekstem w „Gazecie Wyborczej” zaczyna analizować to wydarzenie pod kątem własnego interesu. I wiadomo, że opozycja będzie wszystkie tropy, ślady kierowała w stronę Leszka Millera, a inni w odwrotną. Z mojego punktu widzenia, jak próbuję na to wydarzenie patrzeć, jednak wróciłbym do prapoczątku. A prapoczątek to jest projekt ustawy o radiofonii i telewizji i jej kształt. Za długo jestem w
mediach, by wierzyć w to, że można taką ustawę skonstruować w sposób absolutnie bezpieczny dla wszystkich, że wszyscy będą mieli uśmiech na twarzy w momencie, kiedy zapoznają się z tekstem. Dobrze, ale czy słusznie zrobił pan marszałek odkładając w czasie tę ustawę i przesyłając ją do ekspertów? Sądzę, że tak, ponieważ procedowanie nad ustawą w sytuacji, kiedy jest tyle zgoła kosmicznych spekulacji, mijałoby się z sensem i ze zdrowym rozsądkiem. Ale praprzyczną tego, co się dzieje, jest jednak ustawa, konkretne zapisy. I warto tutaj analizować to pod kątem tego, kto zyskuje przy takim, a nie innym kształcie ustawy, a kto traci. Myślę, że ułomne jest widzenie tego tylko w czarno-białych kolorach. To znaczy, że rząd chce złapać kogoś za twarz, a inni z powodów ogólnych, czyli demokracji, wolności słowa, wolności mediów, słusznie się przed tym bronią. Prawda jest bardziej złożona. Naturalne są zakusy każdego rządu, żeby mieć wpływ na media i tak jest, i tak zawsze tak będzie. Natomiast ci, którzy krzyczą i
pokazują palcem na rząd też nie do końca mają czyste intencje, bo po prostu chcą zrobić to samo, tylko odwrotnie, to znaczy chcą się tak usadowić na rynku, żeby wszyscy inni mieli tylko pole widza. Dobrze, ale czy według państwa jest to największa afera polityczna ostatnich czasów? Czy państwa nie dziwi to, że prokurator generalny spotyka się we wrześniu z redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej” i czeka na dokończenie śledztwa przez dziennikarzy? Tutaj wszystko jest dziwne dlatego, że rzeczywiście nie widać śladów śledztwa dziennikarskiego. Podejrzewam raczej, że był pewien układ między premierem a być może naczelnym „Gazety Wyborczej”. Bo rzeczywiście, jak widzę, co się dzieje w tej chwili, jak różne partie zbijają interesy polityczne, to zaczynam wierzyć w to, że publikację odłożono do czasu zakończenia szczytu kopenhaskiego, żeby nie mieszać premiera w tłumaczenia. Bo bez względu na to, że w tej sprawie jego rola jest jakby poza sporem, to będzie się musiał tłumaczyć. Ale już się tłumaczył. Bo już widać,
że opozycja musi to wykorzystać - taka jest uroda życia politycznego w naszym kraju. Nie wiem, co robił minister sprawiedliwości, ponieważ wyobrażam sobie, że w pewnej dyskrecji można było takie śledztwo prowadzić bez nadawania rozgłosu. Tutaj w ogóle wszystko jest dziwne, bo ja też nie rozumiem bardzo wielu rzeczy w tej sprawie, tak jak już powiedziałam. Natomiast wracając do tego, o czym mówi pan redaktor Domański, ja też rzeczywiście uważam, że tryb procedowania nad tą ustawą jest skandaliczny. I że to, co zrobił marszałek Borowski - a co jest takim minimum tego, co można zrobić - jest pewną zasłoną dymną. Bo rzecz nie w ekspertach i w komisji, w kolejnych ocenach prawniczych, tylko rzecz jest w pewnych decyzjach politycznych. Wczoraj pani minister Jakubowska powiedziała, że jest to związane z pewną wizją rządu, ładu w mediach. Otóż ja od wielu miesięcy próbuję się dowiedzieć, jaka jest ta wizja rządu ładu medialnego. Takiej wizji po prostu nie ma. Nie sformułowano jej. Ustawa miała wzmocnić telewizję
publiczną i ją wzmacnia w dalszym ciągu, co jest skądinąd zrozumiałe i zrozumiałe jest, że nadawcy prywatni będą się przed tym bronić, oni zainwestowali ogromne pieniądze. Nie mają pieniędzy z abonamentu i w związku z tym muszą jakoś na tym reklamowym rynku, który się kurczy - bo rozmawiamy jeszcze o tym wszystkim w warunkach recesji na rynku reklamowym - muszą próbować bronić się przed zapisami, które: raz - dają Krajowej Radzie niesłychanie mocną pozycję, a dwa - ograniczają tych nadawców prywatnych i zdecydowanie faworyzują media publiczne, zwłaszcza telewizję, bo tak naprawdę o to toczy się spór. I powstaje taka mętna woda i tu każdy może łapać ryby. No tak, tylko to wszystko można było zrobić wcześniej, a stało się to pod wpływem publikacji „Gazety Wyborczej”. Tak więc tutaj też rodzą się różne pytania. Czy według pana minister sprawiedliwości powinien już we wrześniu, tak jak mówi pani Paradowska, wszcząć postępowanie, prowadzić śledztwo, bo nie musiał o tym mówić publicznie? Sprawa jest, myślę, dość
złożona… Ja nie chcę uciec od odpowiedzi na pytanie. Ale już pan ucieka. Ale gdyby prokuratura w Polsce wszczynała śledztwa na podstawie informacji prasowych, to... Ale to nie były informacje prasowe. ...bałbym się wyjść na ulicę. Panie redaktorze, ja panu powiem... Przepraszam, premier Leszek Miller poprosił ministra sprawiedliwości, żeby się spotkał z Adamem Michnikiem, ten się spotkał. Pytanie jest więc następujące, dlaczego nie powiedział: skoro ma pan taśmę, to proszę przesłać taśmę do prokuratury? Prokuratura w Polsce robi przedziwne rzeczy w ostatnim roku i muszę powiedzieć, że to, jakie polityczne robótki wykonywała prokuratura w Polsce w ubiegłym roku, zwłaszcza w odniesieniu do biznesu, to nie zdarzało się nigdy wcześniej. Tak więc tutaj akurat opieszałość mnie dziwi, skoro było tyle nadaktywności w innych sferach. Ale ja po prostu przez cały czas mam podejrzenie, że gdzieś na tych szczytach władzy, plus kierownictwa Agory i „Gazety Wyborczej”, po prostu istniał jakiś układ, może niepisana umowa,
może takie dogadanie się przyjacielskie - bo też nałóżmy jeszcze na to ten krąg towarzyski, na który wszyscy zwracają uwagę - że po prostu do pewnego momentu tej sprawie nie nadaje się publicznego rozgłosu. Z tym, że ja rzeczywiście sądziłam, że toczy się w zaciszu prokuratorskie śledztwo, ponieważ wiem, że sprawą interesowała się rada nadzorcza Agory, interesował się profesor Sołtysiński, wybitny prawnik. Tak więc byłam przekonana, że gdzieś tam to śledztwo trwa i ze zdumieniem stwierdziłam, że tego śledztwa nie ma. Nie może prokuratura generalna czekać na to, co zrobią dziennikarze, bo to jest zabawne. Tak, ale patrzmy jednak na nazwiska, które przy tej sprawie padają: nazwisko naczelnego największej polskiej gazety, Lew Rywin - kultowa postać rynku filmowego, kultury, czyli postać o takim wymiarze międzynarodowym, Wanda Rapaczyński... I teraz prokuratura w tym wszystkim... A w innych sprawach, gdzie też były nazwiska, może nie kultowe, ale to, o czym mówiła pani Paradowska, różnych biznesmenów... Nie
przesadzajmy. Nie, ja nie jestem rzecznikiem prokuratury, ale mówię tutaj o tym konkretnym przypadku, jeżeli jest taki poziom gry, bo to jest gra, ta gra się toczy w gabinetach, w tej grze biorą udział najtęższe mózgi Rzeczpospolitej. Tak naprawdę, w moim przekonaniu, chodzi o ustawę i tylko o ustawę, a reszta jest tylko zasłoną dymną. Oczywiście o ustawę, bo taka była propozycja Lewa Rywina, że daje kasę, chce kasę po to, żeby „Gazeta Wyborcza” dostała to, co chce mieć. Tak. I teraz pamiętajmy jeszcze o tym, że odezwali się różni uczestnicy dramatu czy tragedii, czy komedii, ale nie odezwał się jeszcze Lew Rywin. Już powiedział, że nic nie powie do zakończenia śledztwa, a potem się okaże, że była pomroczność jasna wszystkich. Może Lew Rywin czeka, jaka będzie reakcja na to. Najpierw mówił, że po Nowym Roku, w tej chwili mówi, że po zakończeniu śledztwa - licząc na to, że rzeczywiście ta taśma, która rzeczywiście zawiera mnóstwo ciekawych i bulwersujących informacji, tam dla sądu nie będzie, czy dla
prokuratora, żadnym dowodem i że pewno sprawa zostanie tak jakoś umorzona i że skończy się pewno na jakimś tam skandalu towarzyskim. I zostanie znowuż takie przekonanie, że w Polsce nikt nie zostanie za nic ukarany. Przypomnę, że Jackowi Turczyńskiemu, oskarżonemu o wzięcie łapówki w wysokości dwudziestu tysięcy, nie udowodniono tego, siedział pięć miesięcy w areszcie. Więc właśnie mówię, że prokuratura fantastycznie działała. Ale to jest wniosek, żeby kogoś... Nie, fantastycznie działała właśnie w tego typu sprawach politycznych. Ale dopiero byłaby wrzawa, gdyby tutaj prokuratura wkroczyła bardzo mocno, kogoś zatrzymała. Dobrze, a panu Gaudenowi... Naprawdę nie uważam, że pan prokurator Kapusta musi bez przerwy występować w mediach, jak występował przy każdych innych aresztowaniach. Naprawdę można było tę sprawę prowadzić w pewnej dyskrecji i w tej chwili cokolwiek wyjaśnić. A panu Gaudenowi, wydawcy „Rzeczpospolitej”, nie zabrano paszportu? Nie da się takiej sprawy prowadzić. Da się. A może to jest też
spór w jakiejś duże grupie towarzyskiej? Wszyscy są po imieniu, wszyscy się cieszą, są zadowoleni. Dajcie spokój, no dobrze, no to fajnie, wszyscy są po imieniu w związku z tym. Nie, wiadomo było, pani Moniko, bo sprawa, jak mówię, żyła życiem salonowym. Każdy mógł usłyszeć o niej - kto chciał i kto nie chciał. Ja słyszałam od wielu osób. Wszyscy czekali. Najpierw wszyscy czekali, że wybuchnie po premierze „Pianisty”, bo nie trzeba robić Polańskiemu przykrości. Potem, że pojawi się za jakiś czas. Wszyscy o tym rozmawiali, tylko wszyscy się zastanawiali, kiedy się pojawi. Potem „Wprost” prowokował i nic. I nic. Dlatego, bo wszyscy jakoś tam uznawali, że jednak gospodarzem tej sprawy jest Agora i „Gazeta Wyborcza”, premier i minister sprawiedliwości. Rozumiem, pana Domańskiego to śmieszy, bagatelizuje pan tę sprawę, tak? Nie, ja tego nie bagatelizuję ja tylko próbuję sobie wyobrazić, jak do tego może podejść słuchacz Radia Zet po lekturze tekstu w „Wyborczej” i też po naszej dyskusji. I wyobrażam sobie, że
jego poziom zaufania również do mediów, w tym przypadku również do takiego medium, które cały czas mówi o sobie, że jest najbardziej wiarygodne, mocno musi tutaj ... Przepraszam, nikt nam nie proponował takich rzeczy i nie bierzemy w tym udziału. Bo nie jesteśmy, pani Moniko, chyba w tej grupie towarzyskiej. No więc właśnie, nie jesteśmy w tej grupie, a czytelnik „Gazety Wyborczej” pisze do „Gazety Wyborczej”, że Adam Michnik rżnie głupa, a z kolei „Trybuna” pisze tak: dlaczego „Gazeta Wyborcza” czekała aż pół roku z opublikowaniem nagrania z Rywinem? Bo Michnik uczył się przewijania taśmy? I to jest rzeczywiście podstawowa sprawa... Gdyby się okazało, że to jest właśnie powód, to co? Paradowska:...że moim zdaniem zbyt późno to ujawniono i że ta sprawa za długo toczyła się na salonach. Dobrze, ale czy według państwa powinno się to traktować jako zabawę towarzyską? Nie, to nie jest zabawa towarzyska. To jest jedna z najpoważniejszych spraw, jakie się wydarzyły w Polsce. To jest sprawa, która będzie rzutować
na kształt ustawy, która będzie rzutować na ład medialny w Polsce. I dlatego jest ona bardzo poważna. To jest test wiarygodności i polityki, i mediów dzisiaj. Zobaczymy. Jeżeli się to rozmyje, rozpłynie we mgle, to po prostu później możemy do wszystkiego już podchodzić z takim tylko ironicznym dystansem. I mówić o pomroczności jasnej.

d39dtbv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d39dtbv
Więcej tematów