PolskaCzy Janicki miał rozkaz pozbawić prezydenta ochrony?

Czy Janicki miał rozkaz pozbawić prezydenta ochrony?

Za ochronę prezydenta i premiera zawsze osobistą odpowiedzialność ponosi szef Biura. Jeśli nawet zastępca ds. ochronnych coś przeoczy czy zawali, w przypadku tych dwóch najważniejszych osób w państwie szef BOR ma obowiązek to wychwycić. To jego święty obowiązek i za to ponosi odpowiedzialność. Za to mu płacą, a nie za administrowanie majątkiem Biura – z płk. Tomaszem Grudzińskim, byłym zastępcą szefa Biura Ochrony Rządu ds. ochronnych w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości i byłym pracownikiem Biura Bezpieczeństwa Narodowego za prezydentury Lecha Kaczyńskiego rozmawiają Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski.

Czy Janicki miał rozkaz pozbawić prezydenta ochrony?
Źródło zdjęć: © newspix.pl

07.02.2012 | aktual.: 07.02.2012 11:24

Czy gen. Janicki złamał ustawę o BOR?

To rozstrzygnie prokuratura, która sprawdzi, czy podjęte przez niego działania wypełniały zapisy ustawy. Moim zdaniem ją złamał. Mówi ona bowiem wyraźnie, że BOR ma chronić najważniejszego VIP-a w Polsce – prezydenta kraju – 24 godziny na dobę w każdym miejscu – w pracy, w domu, także podczas snu, przejazdów, przejść w określone miejsca, a szef BOR kieruje Biurem i zapewnia sprawne oraz efektywne wykonywanie jego zadań, w szczególności poprzez organizowanie ochrony. A ponieważ ustalenia Najwyższej Izby Kontroli i prokuratury dowodzą, że takiej ochrony prezydent RP nie miał zapewnionej, wniosek jest oczywisty.

Szef BOR powiedział publicznie dziesięć dni po tragedii, że nie wiedział, kto leci samolotem 10 kwietnia 2010 r. do Katynia.

To oznacza, że gen. Janicki nie zapoznał się z planem ochrony prezydenta na czas delegacji do Katynia i nie podpisał tego planu, a co za tym idzie – nie nakazał go procedować.

Może zrobił to jego zastępca, gen. Paweł Bielawny?

Za ochronę prezydenta i premiera zawsze osobistą odpowiedzialność ponosi szef Biura. Jeśli nawet zastępca ds. ochronnych coś przeoczy czy zawali, w przypadku tych dwóch najważniejszych osób w państwie szef BOR ma obowiązek to wychwycić. To jego święty obowiązek i za to ponosi odpowiedzialność. Za to mu płacą, a nie za administrowanie majątkiem Biura i zapewnienie utrzymania funkcjonariuszom. Gdy ja byłem zastępcą ds. ochronnych, szef BOR, płk Andrzej Pawlikowski, zawsze, nawet jeśli gdzieś wyjeżdżał i ja przejmowałem obowiązki, zapoznawał się z planami ochrony, i to nie tylko prezydenta i premiera. Próba zrzucenia z siebie odpowiedzialności przez gen. Janickiego nie licuje z honorem szefa BOR.

Dziś już wiemy, że gdy Tu-154 z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie rozbijał się w Smoleńsku, na lotnisku Siewiernyj nie było żadnego funkcjonariusza BOR.

Brak funkcjonariusza BOR na miejscu czasowego pobytu prezydenta RP jest kolejnym dowodem złamania ustawy o BOR. Na płycie w Smoleńsku nie tylko nie było funkcjonariusza Biura odpowiedzialnego za ochronę głowy państwa, który wie, w jaki sposób w razie konieczności ewakuować prezydenta, ale nie było też polskiego pirotechnika, który powinien nadzorować pirotechników rosyjskich, by dokonali wszystkich niezbędnych czynności dotyczących sprawdzenia terenu, nie wpuszczali pewnych osób, samochodów, które nie powinny znaleźć się w tym miejscu, i by objęto ewentualną dodatkową ochroną obiekty i urządzenia znajdujące się na miejscu. Niedopełnienie tych obowiązków jest złamaniem ustawy o BOR.

Biegli powołani przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga stwierdzili, że podczas planowania wizyt w Katyniu BOR dopuścił się uchybień, które miały wpływ na bezpieczeństwo ochranianych osób. Stwierdzili m.in. brak nadzoru szefostwa BOR nad organizacją lotu; brak rekonesansu planowanego miejsca pobytu – lotniska Siewiernyj, zbyt pobieżny rekonesans w pozostałych miejscach planowanego pobytu; wyznaczenie do działań funkcjonariuszy nieposiadających doświadczenia; brak funkcjonariusza na lotnisku przed i podczas lądowań i niezorganizowanie ochrony miejsc bazowania samolotów na lotnisku; brak odprawy koordynacyjnej, podczas której funkcjonariusze powinni otrzymać zadania i informacje o ewentualnych zagrożeniach, nieprzeprowadzenie odprawy zadaniowej, sporządzenie planów zabezpieczeń w sposób sprzeczny z przepisami i zasadami działań ochronnych; niewyznaczenie funkcjonariuszy odpowiedzialnych za zabezpieczenie poszczególnych miejsc pobytu. Zapytamy więc wprost: czy w ogóle cokolwiek gen. Janicki zrobił dla
zapewnienia bezpieczeństwa prezydenta i towarzyszących mu osób?!

Gdy przeczytałem, co ustalili biegli, trudno mi było w to uwierzyć. To już nie są błędy, ale odstąpienie od statutowych zadań BOR. Wygląda to tak, jakby na szczytach władzy w BOR były same wakaty i nikt tam nie zajmował się ochroną. Te wszystkie ustalenia ściśle ze sobą się wiążą. Jeżeli wysłano do Rosji ludzi bez doświadczenia, to nie mogli oni dobrze przeprowadzić rekonesansu. Jeżeli nie zrobiono dobrze rekonesansu, nie można było dobrze opracować planu ochrony prezydenta. Jeżeli nie zrobiono dobrze planu, to powinien zauważyć to ten, kto te plany zatwierdza. Czyli gen. Janicki lub – jeśli powierzyłby mu to zadanie szef BOR – jego zastępca ds. ochronnych. Nadzór nad przygotowaniem i realizacją zadań ochronnych prezydenta to elementarz zadań szefa Biura. Jeżeli gen. Janicki nie czuwał nad delegacją 10 kwietnia 2010 r., a nawet nie wiedział, kto dokładnie leci tym samolotem, jest to dowód jego niekompetencji. Gdyby był człowiekiem honoru, dawno podałby się do dymisji.

Rozmiar zaniedbań i zaniechań BOR w przygotowaniu i realizacji ochrony prezydenta 10 kwietnia 2010 r. jest tak duży, że nasuwa się pytanie: czy możliwe, by był to wynik wyłącznie nonszalancji?

Odnoszę wrażenie, nie tylko po przeczytaniu opinii biegłych w sprawie działań BOR – przypomnę choćby znane utarczki z ministrem Kancelarii Premiera Tomaszem Arabskim o umożliwienie wylotu samolotem do Brukseli – że od pewnego czasu próbowano różnymi działaniami utrudniać prezydentowi Kaczyńskiemu wykonywanie obowiązków głowy państwa, doprowadzić do tego, by nie ruszał się z Pałacu Prezydenckiego, nie wyjeżdżał za granicę, bo podczas każdego wyjazdu bronił spraw Polski i to szło w świat. Te zaniechania wskazane przez biegłych nasuwają podejrzenie, że ktoś nakazał gen. Janickiemu, by zlekceważył wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu. Proszę zwrócić uwagę, że w przypadku delegacji 10 kwietnia – jak stwierdzili biegli – zaniżono stopień ochrony tej wizyty. To bardzo poważna sprawa. Każda z osób ochranianych ma ustalony zakres tej ochrony, m.in. są to: liczba funkcjonariuszy, czas ochrony, miejsca, w jakich osoba ta ma być ochraniana. Prezydent oczywiście musi być chroniony według najwyższej skali, 24 godziny
na dobę. Jak można tę skalę obniżyć i z jakiego powodu to zrobiono?!

Gen. Janicki twierdzi, że ocena prokuratury jest niezgodna z prawdą i krzywdząca dla funkcjonariuszy, którzy zginęli w katastrofie.

Chowanie się za tragicznie zmarłymi funkcjonariuszami, którzy nie mieli żadnego wpływu na plan ochrony, a właściwie jej niezapewnienie na miejscu, w Smoleńsku, świadczy o całkowitym braku klasy Janickiego. To po prostu podłe.

Zarówno NIK, jak i biegli prokuratury stwierdzili uchybienia w działaniach podejmowanych przez BOR podczas lotów zarówno premiera 7 kwietnia, jak i prezydenta 10 kwietnia 2010 r., stwierdzili oni, że „miały znaczący wpływ na obniżenie bezpieczeństwa ochranianych osób”. Czy te wizyty można porównywać?

W żadnym wypadku. Żadnej wizyty nie można porównywać z inną. Wizyty premiera i prezydenta są innymi delegacjami dwóch ludzi, którzy pojechali w tym przypadku w to samo miejsce. To jednak nie ma żadnego związku z oceną ochrony tych wizyt, nie można ich oceniać łącznie. Warunki i specyfikę każdej z wizyt ocenia się i negocjuje z odpowiednikiem BOR danego kraju oddzielnie. Dziwię się, że NIK i prokuratura to łączą. Proszę zwrócić uwagę, że wizyta premiera Tuska 7 kwietnia była połączona z wizytą premiera Rosji. Wiadomo, że w wielu miejscach obaj premierzy pojawią się razem, że Rosjanie te odcinki wyłączą spod naszej ochrony, by funkcjonariusze nie wchodzili sobie w drogę. Już to wystarczy, by zupełnie inaczej podejść do ochrony wizyty premiera i mającej się odbyć za kilka dni wizyty prezydenta. Poza tym podczas lądowania Władimira Putina, a więc także premiera Tuska – jak podawano – zainstalowano nowoczesny system ILS ułatwiający lądowanie nawet w gęstej mgle. Rosjanie zabezpieczyli z całą pewnością podczas
lądowania swojego premiera najlepszą obsługę wieży.

Dodajmy, że polscy urzędnicy zrezygnowali z rosyjskiego nawigatora, który miał zostać przydzielony na czas lotu i lądowania delegacji prezydenta Kaczyńskiego 10 kwietnia. Przed wizytą premiera Tuska funkcjonariusze BOR sprawdzali okolicę oraz drogi prowadzące do lotniska. Przyjechali do Katynia 2 kwietnia 2010 r., a wyjechali po wizycie Tuska. Między 7 a 10 kwietnia 2010 r. nie były wykonane dodatkowe badania bezpieczeństwa lotniska i jego okolic. Jak w świetle tych wszystkich faktów można porównywać zabezpieczenie obu wizyt?

Nie można. Przed wizytą prezydenta powinien być przeprowadzony drugi rekonesans. Bo jeśli ktoś na przykład rozkopałby z powodu awarii wodociągu główną trasę przejazdu, co wtedy? Nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją, że nie przeprowadzono rekonesansu, bo „już wcześniej był tam przeprowadzany”.

Może wymienianie obu wizyt, 7 i 10 kwietnia, jako dwóch w równym stopniu niezabezpieczonych ma przekonać opinię publiczną, że nie tylko 10 kwietnia system bezpieczeństwa wizyty nawalił?

Może wynikać to z faktu, że NIK po prostu nie zna się na tajnikach ochrony. Jednak połączenie oceny tych dwóch wizyt – to moje prywatne zdanie – jest działaniem politycznym czy też pod wpływem nacisku politycznego, po to żeby „spłaszczyć” problem.

Mówił Pan o planie ochrony prezydenta. Czy BOR sporządza go przed każdą wizytą głowy państwa? Co powinno się w nim znaleźć?

Zawsze jest sporządzany. Ten plan główny ochrony powinien wypełniać ustalenia i wskazówki wynikające z przygotowań wizyty. W takim planie muszą się znajdować m.in.: nota z MSZ, że odbędzie się taka wizyta, data i godzina jej rozpoczęcia, notatki ze spotkań ze stroną rosyjską (odpowiednikiem naszego BOR i przedstawicielami rosyjskiego MSZ). Musi też być wyrys z planu lotniska i wyrys z zabezpieczanego miejsca pobytu, w tym wypadku cmentarza, opis trasy przejazdu lub jej wyrys, notatki z rozpoznania dokonanego na miejscu przez delegację przygotowującą wizytę (BOR, MSZ, protokół dyplomatyczny). Także plan ochrony: liczba osób ochranianych, liczba funkcjonariuszy ochrony ze strony polskiej i rosyjskiej, liczba samochodów, opis, jak powinna wyglądać kolumna aut, czy jest przewidziany „filtr” policyjny, który prowadzi, i „filtr”, który zamyka kolumnę, informacje dotyczące samochodu głównego, samochodów zapasowych, jak jest zabezpieczona trasa oraz miejsca czasowego pobytu głowy państwa. W teczce zawierającej taki
plan powinny się też znaleźć tzw. małe plany ochrony osób towarzyszących prezydentowi, które podlegają ochronie BOR, np. prezydenta na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego. Powinna być też notatka, czy na pokładzie jest catering BOR. Również – jak wyglądają podjazdy do poszczególnych miejsc pobytu prezydenta, wyszczególnienie, kogo z delegacji powinna odprawić straż graniczna, czy zapewniono i jak konkretnie ochronę pirotechniczną.

(...)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (158)