Czy czeka nas konflikt na linii Tusk - Komorowski?
- Komorowski niekoniecznie podziela wizję prezydentury Tuska. Niedługo konflikt PO z PiS może zastąpić walka między Pałacem Prezydenckim a kancelarią premiera - pisze "Polska - The Times".
Na poparcie swoich słów dziennik przypomina tarcia na linii kancelarii premiera i prezydenta z ostatnich 20 lat, poczynając od duetu Wałęsa - Mazowiecki. To od tej pary zaczęła się wojna na górze, a jej preludium były słowa Mazowieckiego skierowane do Wałęsy. Gdy legendarny przywódca Solidarności przypomniał Mazowieckiemu komu zawdzięcza on stanowisko premiera ten odpowiedział: "no tak, ale teraz już jestem tym premierem".
Jeśli chodzi o podobieństwa to jednak już na starcie, najwięcej można ich znaleźć omawiając "szorstką męską przyjaźń "Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Podstawowym powodem jest podobna sytuacja - prezydent wywodzi się z partii, która jest przy władzy ze znacznym poparciem społecznym. Władzy, która została utracona właśnie przez konflikt na szczycie.
W przypadku Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego sytuacja nigdy nie była sielankowa. Poczynając od opuszczenia szeregów UW przez Bronisława Komorowskiego i jego wstąpienie do AWS niedługo po przejęciu w tej pierwszej władzy przez frakcję Tuska, późniejsze nazywanie Komorowskie politykiem "buu", czy niedawnych prawyborów partyjnych.
O ile obie osobowości polityczne mogą chcieć pokazać władzę, o tyle będą miały świadomość, iż konflikt wiąże się z poważnym ryzykiem rosnącego w siłę PiS.
W niedzielnej drugiej turze wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski uzyskał głosy 53,01% wyborców.