Czwarte wejście Religi
Słynny kardiochirurg walczy o swoją nową partię Centrum i o swój projekt naprawy służby zdrowia. - Tym razem poświęcę polityce sto procent siebie - obiecuje Zbigniew Religa
- Musi mieć determinację, elastyczność, wierność własnym zasadom - mówi Zbigniew Religa.
Profesor ma 66 lat, mięśnie glistowate już nie te co kiedyś, ale wciąż operuje na otwartym sercu. A kiedy w końcu przestanie, w Polsce nie zabraknie wyszkolonych przez niego kardiochirurgów, którzy patrzą w mistrza jak w obrazek.
- To człowiek, który skończył w Polsce z medycyną feudalną. Gdyby coś mu się stało i trafił pod nóż, wybierze asystenta, żeby go napoczął - nie ma wątpliwości Jarosław Pinkas z zespołu Religi. - Jest wielki. Jest dotknięty przez Boga - dodaje całkiem poważnie. A Małgorzata Pastuszek, jedyna kobieta w Polsce, która zrobiła przeszczep serca (dzięki Relidze), mówi: - Bywa kompulsywny, ale nic nie zatrzyma go w dążeniu do celu.
Operacje na sercu prawie zawsze Zbigniewowi Relidze wychodzą. Z operacją polityczną wprowadzenia partii Centrum do parlamentu - którą właśnie przeprowadza - może nie pójść tak łatwo. Jeśli partia nie wejdzie, partia umrze. Zbigniew Religa zdaje sobie z tego sprawę: - Bez obecności w Sejmie nie ma skutecznego uprawiania polityki - mówi. Sondaże na razie nie rokują Centrum przeżycia mimo szumu medialnego, jaki wywołała propozycja Religi naprawy służby zdrowia (bogaci mają płacić, ale wejdą do lekarza bez kolejki, biedni wyleczą się później, ale lepiej później niż wcale). Rokowania Centrum pogarsza coś jeszcze - historia klęsk politycznych jego wodza.
Klęska pierwsza: BBWR
Ojciec Zbigniewa Religi - ideowy lewicowiec - był nauczycielem i związkowcem. Przed wojną organizował strajki. Po wojnie razem z innymi członkami PPS został wcielony do PZPR. Do domu Religów przychodzili działacze lewicowi, nawet siostra Wandy Wasilewskiej Zofia, ale na małym Zbyszku nie robiło to wrażenia. Polityką się nie ekscytował.
W pierwszą awanturę polityczną wplątuje się niechcący w szóstej klasie (rok 1952). Bije się na pięści z synem niewłaściwej osoby - wysoko postawionego działacza partyjnego. W drugą awanturę wdaje się 41 lat później, na wakacjach na Pojezierzu Drawskim. Również nieświadomie. Podnosi słuchawkę telefonu i to nadaje nowy kierunek jego życiu.
Dzwoni jeden z ministrów związanych z Lechem Wałęsą (profesor nie pamięta nawet który) i proponuje, żeby wystartował do Senatu w ramach Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform (BBWR).
Zbigniew Religa ma blade pojęcie o polityce. O BBWR nie wie nic. Ministrowi mówi, że się zgadza. - Zadziałały cztery magiczne słowa: osobista prośba Lecha Wałęsy. Ale ledwo powiedziałem ,tak", zacząłem się wstydzić - tłumaczy dzisiaj.
- Czego? Polityki. To było dla mnie coś nudnego i mrocznego, dziedzina, w której wykorzystuje się ludzi. Ale prosił Wałęsa. Potraktowałem to jako mój obowiązek obywatelski, żeby dać się wykorzystać.
Miał wtedy 55 lat. Ale dla Religi wiek nie jest żadną przeszkodą. Jeden z jego pacjentów Tadeusz tak opowiadał kiedyś „Gazecie Wyborczej": ,W 1987 roku jeden z profesorów kardiologii, u którego się leczyłem, powiedział mi, że to już koniec. - A gdyby zrobić przeszczep? - zapytałem. - Niemożliwe - odparł. - Bariera wieku. Wtedy poszedłem do profesora Religi, a on oświadczył: - Nie ma bariery wieku. W sierpniu miałem operację, w następnym roku wróciłem do pracy jako nauczyciel. W szkole przepracowałem jeszcze 13 lat". W wyborach do Senatu w roku 1993 Zbigniew Religa dostał najwięcej głosów w Polsce, chociaż nie zrobił nawet plakatu wyborczego. - Mnie ten wynik nic jeszcze nie mówił. Było fajnie. Ale na kolegach, którzy zajmowali się polityką, zrobił ogromne wrażenie - wspomina kardiochirurg.
Jednak BBWR wypadł w wyborach słabo - zdobył trochę ponad pięć procent poparcia, co dało 16 posłów i dwóch senatorów. Zbigniew Religa: - Twórcy BBWR - Wałęsa i Olechowski - popełnili fatalny błąd. Wałęsa odciął się od BBWR jeszcze przed wyborami, Olechowski - tuż po nich.
W BBWR zrobili Religę szefem. A on był zagubiony. Pod jego dowództwem ruch, który miał zjednoczyć rozbitą prawicę, nie osiągnął nic. Danuta Piontek, bizneswoman, wtedy jedna z czołowych postaci BBWR: - Religa to wspaniały człowiek, ale przyciągał ludzi, którzy sprowadzali go na boczny tor. Dlatego mu nie wyszło.
Były poseł i medialny guru Marek Markiewicz ma swoją teorię. - Zbigniew Religa plątał się po polityce jak dziecko we mgle, między ludźmi, o których myślał, że są mędrcami. Dzisiaj po tych mędrcach nie ma śladu, a Religa wciąż działa.
Sam Zbigniew Religa tak tłumaczy klęskę: - Przez cztery miesiące nie miałem kontaktu z Wałęsą. Dowodziłem pospolitym ruszeniem, które nie umiało się określić ideowo, pełnym podejrzanych typów, którzy mieli złą prasę. Ale mój największy błąd polegał na tym, że za bardzo słuchałem innych ludzi.
- Kogo?
- Nie wymienię żadnych nazwisk.
Druga klęska: Republikanie
Zbigniew Religa postanowił zmienić pospolite ruszenie w sprawną armię. - Jasne było dla mnie jedno - BBWR musi przekształcić się w partię polityczną. Ale był opór, więc w roku 1995 postanowiłem odejść - opowiada.
Nie odszedł sam. Tak powstali Republikanie, partia wzorowana na amerykańskiej imienniczce, z niskimi podatkami jako głównym hasłem-wabikiem.
Lech Wałęsa prosił Religę, żeby nie odchodził z BBWR. Ale on już ogłosił decyzję na zjeździe Bloku. - Nie mogłem się wycofać - wspomina. Tą decyzją Religa prawdopodobnie podarował niechcący Polsce prezydenta Kwaśniewskiego. Zbigniew Religa: - Popełniłem fatalny błąd. To było absolutnie świadome podpuszczenie przez innych ludzi. Namówili mnie, żebym robił osobną partię, ale chodziło im o jedno - żeby zabrać Wałęsie trochę elektoratu. Wtedy tego nie widziałem. - Kto pana podpuścił? Religa: - Ta osoba nie żyje, ale teraz wiem, że reprezentowała grupę biznesmenów, którzy byli w konflikcie z Wałęsą.
Religa sam miał kandydować na prezydenta. Sondaże dawały mu sześć procent poparcia. Wycofał się. Republikanie w końcu poparli Wałęsę. Po roku szefowania partii Zbigniew Religa zrezygnował na rzecz Jerzego Eysymontta: - Stwierdziłem: mam to gdzieś. W następnych wyborach Republikanie nie weszli do parlamentu mimo sojuszu z Unią Polityki Realnej. - Republikanie to była partia z bardzo dobrym programem. Za jej upadek obwinia się profesora, ale to nieprawda. Jego jedyny błąd polegał na tym, że był za bardzo uczciwy jak na polską politykę. Wedy uczciwi przegrywali - mówi Marek Markiewicz.
Zbigniew Religa przyjął posadę rektora Śląskiej Akademii Medycznej. Z partii nie wystąpił, ale w latach 1996-2000 politykę oglądał głównie w telewizji. Mógł teraz częściej operować niż w czasach, kiedy był senatorem. - Ale nawet wtedy i tak 80 procent moich zainteresowań stanowiła medycyna. Polityka była dodatkiem, czasami uciążliwym.
Trzecia klęska: SKL
Rok 2000. Zbigniew Religa wraca do polityki. Do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, które wchłonęło w roku 1988 Republikanów i któremu przewodzi przyjaciel profesora Artur Balazs. SKL nie ma żadnego znaczenia mimo mariażu partyjnego z Porozumieniem Polskich Chrześcijańskich De- mokratów i w grudniu 2003 dokonuje - decyzją kongresu - samorozwiązania.
Zbigniew Religa inaczej niż w roku 1993 ceni teraz politykę, nie chce, żeby mieszali w niej głupcy. - Nie będę wymieniał nazwisk, ale paru polityków idiotycznymi decyzjami sprowokowało mnie do powrotu. Decyzje polityczne dotyczą 38 milionów. Na sali operacyjnej odpowiadam za życie jednego człowieka. Rozwiązanie SKL dało grunt pod nową partię pod wodzą Religi. Tak powstało Centrum.
- Nowa partia, starzy ludzie - zagaduję. Profesor wybucha. - Ale mnie wkurwia takie mówienie. A Rokita? To była czołowa postać AWS. Trzy miesiące przed wyborami powiedział: jestem antyawuesowski. I zaistniał. Nie mogę wyjść na ulicę i powiedzieć: robię partię, chodźcie do mnie. Muszę się oprzeć na starych ludziach. Mam do nich szacunek.
Senator Krzysztof Piesiewicz, o którym Religa mówi: „raz jest w Centrum, raz nie": - Zgodziłem się, żeby Centrum posługiwało się konstytucją, którą napisałem, ale obserwuję ten ruch z pewnej odległości. To partia ideowa, jakiej brakuje polskiej polityce, ale ja jestem za integracją jak największej części prawicy.
Czwarte wejście: Centrum
Zbigniew Religa: - Teraz jest we mnie sto procent zaangażowania. Pełna determinacja, że to musi wyjść. Przy okazji wprowadzania Centrum do parlamentu Relidze może wyjść prezydentura jesienią 2005. W czerwcowym sondażu zaufania do polityków CBOS Zbigniew Religa i Aleksander Kwaśniewski zajęli ex aequo pierwsze miejsce. Obu ufa 68 procent Polaków. Profesor mówi, że wystartuje na prezydenta, jeśli okaże się najmocniejszym kandydatem prawicy. Chwilę potem dodaje, że operować też będzie. - To jest jedyna przyjemność, jaką mam w tej chwili. Moje decyzje na sali operacyjnej są słuszne na 99,9 procent. W polityce tak nie jest.
Kazimierz Kutz, wicemarszałek Senatu, również z Bloku Senat 2001: - Jestem pewien, że Zbigniew Religa w Instytucie Kardiologii świetnie sobie zorganizował pracę. Bo ciągle go widuję na posiedzeniach Senatu.
- Ile procent skuteczności daje pan sobie w polityce? - pytam chirurga.
- Jakieś 85 - mówi po namyśle profesor. Czy to wystarczy, żeby Centrum przeżyło?
Danuta Piontek: - Obawiam się, że kolejna próba Zbigniewa Religi się nie powiedzie. Ta partia nie ma szerokiego zaplecza, to wciąż wąska grupa ludzi z tego samego środowiska. Krzysztof Piesiewicz: - Polityka to potworne szambo, jedna wielka manipula. Zbigniew Religa nie nadaje się do polityki. To samotny człowiek stroniący od polskiego partyjniactwa. Nie jest w stanie odejść od swoich zasad i wejść w mechanizmy politycznego kombinowania.
Marek Markiewicz daje Relidze więcej szans. - Ludzie są bardzo zmęczeni brudem polityki. Wyborcy zrozumieli, jak rzadką cechą jest wśród polityków czystość intencji. Republikanie byli świetnym pomysłem, ale w złym czasie. Teraz matematyka wyznacza miejsce dla takiej partii jak Centrum, umiejscowionej na prawo od PO i na lewo od PiS. Wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że ludzie chętnie by głosowali na partię Religi.
- Nie przeszkadza panu, że Centrum to partia jednego człowieka? - pytam Zbigniewa Religę. - Na razie tak jest. I nad tym bardzo boleję. Ale pokażą się inni, a ja sam teraz jestem przygotowany lepiej niż kiedykolwiek. Wyciągnąłem wnioski z tego, co mnie spotkało - odpowiada.
Jeden z uczniów Religi anonimowo: - Lepiej niech mu to Centrum wyjdzie. Źle znosi porażki.
Jarosław Pinkas: - W sali operacyjnej profesor jest napastnikiem. Wchodzi dwie minuty przed końcem meczu przy stanie 2:2 i strzela bramkę na 3:2.
Z sondaży popularności partii jasno wynika - w polityce też będzie się musiał tego nauczyć.
Marcin Fabjański
CHIRURG W SENACIE Zbigniew Religa nie należy do najbardziej aktywnych senatorów. W ciągu trzech lat obecnej V kadencji Senatu wydał tylko trzy oświadczenia. Dwa dotyczyły finansowania służby zdrowia, w trzecim (z 2002 roku) pytał, czy MSZ zamierza pomóc polskim księżom w powrocie do ich parafii w Rosji.
W Senacie III kadencji (1993-1997) też nieczęsto zabierał głos. Ożywiał się najbardziej przy konstruowaniu budżetowych wydatków na służbę zdrowia.
W roku 1994 kapituła złożona z dziennikarzy największych śląskich redakcji przyznała mu tytuł Kaczora '94 za działalność polityczną. W uzasadnieniu podano, że profesor jest sokołem w dziedzinie medycyny, ale jako polityk drepcze w miejscu i od ziemi oderwać się nie może.