Cztery zamachy w Bagdadzie
W czterech zamachach, które miały miejsce w Bagdadzie podczas obchodów najważniejszego szyickiego święta Aszury, zginęło co najmniej 28 osób, a ponad 60 zostało rannych - podały miejscowe władze. Z minaretów zamiast modlitw rozległy się apele o krew dla rannych.
18.02.2005 | aktual.: 18.02.2005 18:07
Według relacji świadków, terrorysta-samobójca wmieszany w tłum wiernych wysadził się w powietrze pod koniec modłów piątkowych w wejściu do szyickiego meczetu Al-Kazimajn w dzielnicy Dora, zabijając 15 osób i raniąc co najmniej 40. Wcześniej informowano o 31 ofiarach śmiertelnych.
Nieco później dwaj zamachowcy zbliżyli się do tłumu przed szyickim meczetem Al-Baja w zachodniej części stolicy. Policjanci zauważyli ich i zastrzelili, ale jeden z terrorystów zdążył zdetonować bombę. Eksplozja zabiła 10 osób i raniła co najmniej pięć innych. Początkowo policja informowała, że eksplodował tam pocisk moździerzowy.
Niecałą godzinę później zamachowiec-samobójca wysadził się w powietrze, gdy obok niego przechodziła procesja szyicka, i zabił dwie osoby, a ranił osiem.
W kolejnym, czwartym zamachu w północnej części Bagdadu zginął policjant, a dwóch cywilów zostało rannych.
Szyici tłumnie odwiedzali w piątek meczety, bo była to wigilia Aszury, głównego święta szyickiego, upamiętniającego śmierć wnuka Mahometa, Husajna, w bitwie pod Karbalą w roku 680.
Zamachy były krwawym przypomnieniem obchodów ubiegłorocznych, kiedy w eksplozjach bomb zginęło w Bagdadzie i Karbali co najmniej 180 osób, a od 400 do 550 odniosło rany.
Po pierwszym zamachu piątkowym w meczecie Al-Kazimajn imam świątyni wzywał wiernych przez głośniki na minaretach, aby zgłaszali się w szpitalach i oddawali krew potrzebną do ratowania rannych.
Do ataków nikt się nie przyznał, ale Irakijczycy obwinili o nie ekstremistów sunnickich, którzy od miesięcy dokonują zamachów bombowych i szerzą terror, aby wywołać chaos w kraju i doprowadzić do wojny domowej między szyitami i arabskimi sunnitami.
Arabscy sunnici rządzili Irakiem za Saddama Husajna i teraz nie mogą pogodzić się z tym, że po wyborach dominującą pozycję polityczną uzyskają dyskryminowani wcześniej szyici, którzy stanowią 60 procent ludności kraju.
To robota tych niewiernych wahabitów, zwolenników Osamy bin Ladena. Uczynili to, bo nienawidzą szyitów - powiedziała Sari Abdullah, ranna w eksplozji w Al-Kazimajn. - Boją się nas, to nie są muzułmanie, to niewierni.
Irackie Stowarzyszenie Ulemów, skupiające duchownych z 3000 sunnickich meczetów kraju, odcięło się od zamachowców i oświadczyło, że potępia "każdy czyn, który może doprowadzić do podziałów na tle wyznaniowym".
Zanim doszło do zamachów, przywódca szyicki Abdel Aziz al-Hakim, polityk i duchowny, wygłosił kazanie w meczecie na innym przedmieściu Bagdadu i wezwał wszystkich Irakijczyków do jedności. Hakim zaapelował też o poparcie dla nowo wybranego Zgromadzenia Narodowego. Zjednoczony Sojusz Iracki, któremu przewodzi Hakim, zdobył w wyborach 48 procent głosów i będzie główną siłą w nowym rządzie kraju.
Wzywam Irakijczyków do jedności i zapewniam wszystkich, że pragniemy zjednoczonego i bezpiecznego Iraku, w którym każdy obywatel, bez żadnych wyjątków, korzysta ze sprawiedliwości i równości - powiedział Hakim tłumom, które skandowały "Husajn, Husajn" oraz "Allahu akbar" ("Bóg jest wielki").