ŚwiatCztery tysiące osób uwięzionych na luksusowym statku "Carnival Triumph"

Cztery tysiące osób uwięzionych na luksusowym statku "Carnival Triumph"

Holowniki przyholowały do portu w Mobile, w stanie Alabama, uszkodzony wycieczkowiec Carnival Triumph z 4200 osobami na pokładzie. Pożar w maszynowni pozbawił statek prądu i spowodował awarię systemu wodno-kanalizacyjnego.

Cztery tysiące osób uwięzionych na luksusowym statku "Carnival Triumph"
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Paul McConell

Pożar wybuchł w drodze powrotnej z meksykańskiego Cozumel, na wodach Zatoki Meksykańskiej. Liczący 272 m statek nie mógł dalej płynąć o własnych siłach i dryfował w oczekiwaniu na pomoc.

Na pokładzie statku było 3143 pasażerów i 1086 członków załogi. Zgodnie z planem rejsu, wycieczkowiec powinien powrócić do Mobile w ub. poniedziałek.

Pasażerowie określali rejs, który miał być luksusowym wypoczynkiem, jako koszmar bowiem na statku przestała działać większość toalet a ścieki i nieczystości zalały wiele kabin i korytarzy. Sytuacja sanitarno-epidemiologiczna, mimo wysiłków załogi, groziła poważnymi konsekwencjami dla zdrowia pasażerów.

Pasażerowie, którym udało się skontaktować telefonicznie z rodzinami, opowiadali też o brakach żywności. Informowali, że po to, by dostać kanapkę, musieli spędzić kilka godzin w długiej kolejce. Między pasażerami miały nawet wybuchać bójki o jedzenie.

Dym z maszynowni uniemożliwił pasażerom przebywanie na niższych pokładach. Musieli spędzić resztę rejsu pod gołym niebem, w zaimprowizowanych namiotach.

Cios dla armatora

Mimo że pomoc przyszła szybko, to holowanie uszkodzonego wycieczkowca do portu trwało kilka dni. Helikopter Straży Przybrzeżnej USA dostarczył na pokład rezerwowy generator i inny sprzęt, co umożliwiło przygotowywanie gorących posiłków, ale nie poprawiło to zbytnio sytuacji epidemiologicznej.

Odyseję statku relacjonowały na żywo amerykańskie stacje telewizyjne co było dodatkowym ciosem dla wizerunku armatora statku, koncernu turystycznego Carnival Corp. W ub. roku inny wycieczkowiec tego armatora Costa Concordia osiadł na skałach u wybrzeży włoskiej wyspy Giglio, na Morzu Śródziemnym. Zginęły wówczas 32 osoby.

Schodzenie na ląd wyczerpanych pasażerów zajmie, jak się ocenia, co najmniej kilka godzin bowiem na wycieczkowcu działa tylko jedna winda.

Szef Carnival Cruise Lines, Gary Cahill, zapowiedział, że firma wypłaci każdemu pasażerowi 500 dol. aby zrekompensować "trudne warunki" podczas rejsu.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (325)