Czesław Kiszczak - generał nr 2
"Dla nas najważniejsze jest wygranie wyborów, a nie styl, w jakim je wygramy. Nie możemy stracić władzy przy pomocy kartki wyborczej" - tak mówił zmarły właśnie generał Czesław Kiszczak w lutym 1989 r., na posiedzeniu kierownictwa PZPR, na którym przedstawiał pierwsze wyniki rozmów rozpoczętych przy okrągłym stole. Rozmów, których celem było przedłużenie rządów gen. Wojciecha Jaruzelskiego, czyli człowieka, któremu Kiszczak zawdzięczał najważniejszą część swojej spektakularnej kariery - pisze prof. Antoni Dudek w artykule dla WP.
06.11.2015 07:43
Rozpoczął ją tuż po II wojnie światowej w strukturach Informacji Wojskowej, czyli formacji łączącej w sobie cechy policji politycznej i kontrwywiadu, a zajmującej się terroryzowaniem żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego. Wedle informacji zgromadzonych przez Stasi, na początku lat 50. miał zostać oficerem prowadzącym Wojciecha Jaruzelskiego, robiącego wówczas błyskawiczną karierę w ludowym Wojsku Polskim. O ile jednak agenturalna współpraca Jaruzelskiego z IW znajduje potwierdzenie w dokumentach, to wątpliwe jest by zajmował się nim wtedy właśnie Kiszczak. Wręcz przeciwnie, analiza drogi służbowej jaką przeszli obaj późniejsi generałowie wskazuje, że zetknęli się ze sobą dopiero na początku lat 60., kiedy Jaruzelski był już szefem Głównego Zarządu Politycznego WP (struktury odpowiedzialnej za komunistyczną indoktrynację wojska), a Kiszczak wyróżniającym się oficerem następczyni IW czyli Wojskowej Służby Wewnętrznej (kontrwywiad).
Razem przeciw Gomułce
W trakcie rewolty robotniczej na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., już jako zastępca szefa WSW, Kiszczak ubezpieczał działania grupy wysokich funkcjonariuszy aparatu władzy zmierzających do obalenia Władysława Gomułki. Jedną z głównych postaci antygomułkowskiego spisku był minister obrony, czyli Jaruzelski. W nagrodę w 1972 r. Kiszczak został mianowany szefem Zarządu II Sztabu Generalnego (wywiad wojskowy), a po siedmiu latach Jaruzelski przesunął go na stanowisko szefa WSW, na którym doczekał wybuchu solidarnościowej rewolucji.
W lipcu 1981 r., w kilka miesięcy po objęciu stanowiska premiera, Jaruzelski mianował Kiszczaka ministrem spraw wewnętrznych. Został pierwszym w dziejach PRL wojskowym piastującym to stanowisko. Jako szef bezpieki odegrał bardzo istotną rolę w zakończeniu przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego. Razem z generałami Wojciechem Jaruzelskim, Michałem Janiszewskim i Florianem Siwickim, należał do wąskiego, czteroosobowego grona, które podjęło ostateczną decyzję o rozpoczęciu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. pacyfikacji zbuntowanego społeczeństwa. Podpis Kiszczaka widnieje pod szyfrogramem z rozkazem, w którym upoważniał oficerów milicji do użycia broni palnej w trakcie pacyfikacji zakładów pracy, w których doszło do strajków przeciwko stanowi wojennemu. To właśnie na podstawie tego rozkazu chorąży Roman Cieślak, dowodzący plutonem specjalnym ZOMO, wydał polecenie otwarcia ognia w kopalni "Wujek", w konsekwencji czego zabito dziewięciu górników, a wielu innych zostało rannych.
Pod rządami Kiszczaka w latach 80. nastąpił znaczący rozwój liczebny bezpieki, a zwłaszcza jej sieci agenturalnej (z 31 do blisko 100 tys.). Równocześnie rosło polityczne znaczenie Kiszczaka, który w 1982 r. został zastępcą, a w 1986 r. pełnoprawnym członkiem Biura Politycznego KC PZPR. Programując i nadzorując politykę represji wobec opozycji, równolegle podtrzymywał nieformalne kontakty z jej niektórymi działaczami oraz przedstawicielami Kościoła. Na tym właśnie polegała metoda Kiszczaka, który tego samego dnia potrafił grzmieć na odprawie o konieczności intensyfikacji walki z podziemiem i wspierającymi go duchownymi, a następnie wypić kieliszek koniaku z sekretarzem Episkopatu przyjaźnie gawędząc o możliwości załatwienia takiej, czy innej sprawy. W efekcie takich rozmów zdarzało się, że od ręki przyznawał komuś zablokowany od lat paszport, a nawet nakazywał zwolnienie z ośrodka internowania czy aresztu.
Grając przed duchownymi i ludźmi kultury liberała, Kiszczak przez całą dekadę lat 80. nie tylko tolerował takie metody walki MO i SB z opozycją jak pobicia, porwania czy tortury, ale niektóre z nich przypuszczalnie sam inspirował. Gdy zaś w ich konsekwencji dochodziło do śmierci ofiar, wówczas robił co się dało by sprawę zatuszować. Metody jakie stosował zostały najlepiej zilustrowane po zabiciu przez milicjantów maturzysty Grzegorza Przemyka, o co - pod osobistym nadzorem Kiszczaka - oskarżono i skazano załogę karetki pogotowia, która przewiozła go z komisariatu do szpitala.
Minister od niszczenia akt
Kiedy latem 1988 r. Kiszczak rozpoczął - oczywiście na polecenie Jaruzelskiego - rozmowy z Lechem Wałęsą, był już człowiekiem nr 2 w aparacie władzy PRL. Jednak jego utrzymujące się aż do połowy 1989 r. przekonanie, że generałowie będą w stanie całkowicie kontrolować proces transformacji ustrojowej, uległo zachwianiu po ogłoszeniu wyników wyborów czerwcowych do parlamentu, które przyniosły miażdżące zwycięstwo kandydatom "Solidarności" do Senatu. Wprawdzie dzięki porozumieniu zawartemu w Magdalence Kiszczak zagwarantował PZPR i jej sojusznikom 65 proc. mandatów w Sejmie, co dawało bezwzględną większość w mającym wybrać prezydenta Zgromadzeniu Narodowym, ale bunt części koalicyjnych posłów spowodował, że los kandydatury Jaruzelskiego był do końca niepewny.
Pełna mobilizacja agentów bezpieki w szeregach parlamentarzystów, którą nakazał Kiszczak, umożliwiła ostatecznie 19 lipca wybór Jaruzelskiego na prezydenta przewagą jednego głosu, ale na tym dobra passa obu generałów się skończyła. W sierpniu 1989 r., przez dwa tygodnie, Kiszczak desygnowany przez prezydenta Jaruzelskiego bezskutecznie próbował stworzyć nowy rząd, w którym PZPR zachowałaby dominującą rolę. Udało mu się jedynie - w ostatnim dniu urzędowania na stanowisku premiera - uruchomić wielką reformę wewnętrzną MSW, której celem było ukrycie większości funkcjonariuszy SB w szeregach milicji i innych struktur państwowych. Działania te kontynuował już jako wicepremier i minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, osłaniając równocześnie prowadzoną na przełomie lat 1989/1990 operację niszczenia i ukrywania akt bezpieki. Z rządu odszedł dopiero w lipcu 1990 r., gdy coraz silniejsze protesty społeczne skłoniły Mazowieckiego do usunięcia go ze swojego rządu razem z szefem MON gen. Siwickim.
W 1993 r. rozpoczął się pierwszy proces Kiszczaka, dotyczący zakresu jego odpowiedzialności za krwawą pacyfikację strajku w kopalni "Wujek". W czterech kolejnych procesach dotyczących tej sprawy, a ciągnących się w sumie przez prawie 20 lat, Kiszczak był albo uniewinniany, albo też - jak w 2008 r. - sądy umarzały sprawę uznając, że Kiszczak ponosi "winę nieumyślną" (!) za przyczynienie się do śmierci górników. Mniej szczęścia miał w rozpoczętym dopiero w 2008 r. procesie osób oskarżonych o stworzenie grupy przestępczej o charakterze zbrojnym, która w 1981 r. wprowadziła w Polsce stan wojenny. Po zaledwie siedmiu latach, w czerwcu tego roku, ostatecznie uprawomocnił się wyrok skazujący Kiszczaka w tej sprawie na karę 4 lat pozbawienia wolności, złagodzoną na podstawie amnestii z 1989 r. o połowę i warunkowo zawieszoną z uwagi na wiek i stan zdrowia oskarżonego na okres 5 lat.
Śmierć Czesława Kiszczaka - ostatniego z głównych autorów stanu wojennego - w wymiarze symbolicznym kończy ułomną próbę prawnego rozliczenia epoki dyktatury komunistycznej. Rozliczenia, którego bilans pozostanie wstydliwą kartą w dziejach wymiaru sprawiedliwości III RP.
prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski