Czesi uwalniają karpia na śmierć
Z apelem o zaniechanie bardzo popularnej w Czechach tradycji wypuszczania kupionych wcześniej karpi do rzek i stawów w Wigilię Bożego Narodzenia wystąpił rzecznik prasowy Państwowego Urzędu Weterynaryjnego Josef Duben. Uważa on, że większość uwolnionych ryb ginie.
Obyczaj darowania wolności wigilijnemu karpiowi narodził się w Czechach w połowie XIX stulecia. Obecnie stał się tak popularny, że w wielu miejscowościach całe rodziny podążają z wiaderkiem nad rzekę czy staw.
W Pradze uroczystość wypuszczania karpi do rzeki ma wielką oprawę. Na Wyspie Strzeleckiej na Wełtawie gromadzą się - z udziałem czeskiego prymasa, kardynała Miroslava Vlka - całe rodziny. Pije się grzane wino, śpiewa kolędy i wypuszcza ryby do wody. Zwraca się im wolność, bo w dniu, gdy - jak głosi najbardziej znana czeska kolęda "Narodil se Kristus Pan" - nie zabija się nawet ryby.
Spór o losy karpi wpuszczanych w dniu Wigilii do rzek i stawów trwa. Przeciwnicy twierdzą, że ryby giną. Zwolennicy, w tym przedstawiciele związku wędkarskiego, publikują rady, jak obchodzić się z rybą, aby jej szanse przeżycia były jak największe.
Media piszą więc o tym, że karpia trzeba przed wypuszczeniem na wolność trzymać w chłodnej wodzie. Nie wolno go brać do rąk. Już nad rzeką czy stawem rybę trzeba umieścić na dłuższą chwilę w wodzie ze zbiornika, do którego trafi.
Sprzedawca karpi na Placu Republiki w Pradze Miroslav Boczan powiedział, że coraz częściej ludzie, którzy kupują ryby na Wigilię, proszą o zabicie i wypatroszenie jednej czy dwóch sztuk, a jedną kupują żywą, aby darować jej życie i wolność.