Czego CBA szukało w katowickim pogotowiu?
Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego weszli we wtorek do Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. Najpierw do gabinetu dyrektora, a potem do księgowości, gdzie zabezpieczyli część dokumentacji. Chodzi prawdopodobnie o zakup sprzętu i szkolenia w firmie należącej do Michała van der Coghena, syna Piotra, posła PO.
29.04.2009 | aktual.: 29.04.2009 08:21
Pogotowie współpracuje z firmą Michała van der Coghena od wielu lat. Tymczasem poseł jest członkiem rady społecznej WPR.
- Mój tata mówi to, co myśli. A to w pewnych środowiskach popularne nie jest. Mam wrażenie, że tu chodzi o sprawę "na zlecenie" - mówi Michał van der Coghen. Dodaje, że kontroli się nie boi, bo nie ma niczego do ukrycia. Poza tym w ubiegłym roku wykonywał dla pogotowia usługi za około 5 tys. zł.
- To śmieszna kwota w porównaniu z tym, czym stacja obraca - mówi Michał van der Coghen. Od 12 lat prowadzi firmę, która m.in. handluje sprzętem medycznym i szkoli ratowników. Także dla pogotowia ratunkowego. "Dziennik Zachodni" nieoficjalnie dowiedział się, że to właśnie tym zainteresowało się CBA.
- Byli tu już kilka razy. Rozpytywali m.in. o spółkę van der Coghena. Pytali o organizowanie przetargów za czasów dyrektora wojewódzkiego pogotowia, Artura Borowicza, i we wcześniejszych latach - dodaje informator gazety.
Nieoficjalnie wiadomo, że pogotowie na celowniku CBA znalazło się nie tylko z powodu kontaktów z firmą van der Coghena. Chodzi także o sposób rozliczania z NFZ i używanie w 2008 r. karetek systemowych ("R") do przewozów komercyjnych. Te bulwersujące praktyki potwierdziła kontrola NFZ. Karetki systemowe zamiast ratować życie ciężko chorych i ofiar wypadków woziły np. pacjentów na badania czy aresztanta do sądu. W tej sprawie kontrolę w pogotowiu przeprowadzono także na zlecenie marszałka województwa śląskiego, bo pogotowie należy do samorządu.
Gorąca ustawa
Media interesowały się niedawno posłem Piotrem van der Coghenem także w innej sprawie. "Super Express" pisał, że pracuje on nad ustawą o ratownictwie i bezpieczeństwie w górach, na której najbardziej zyska jego rodzina. Chodzi m.in. o firmę prowadzoną przez jego żonę. To Centrum Survivalu, Narciarstwa i Alpinizmu Vancroll i Jurajskie Centrum Imprez Plenerowych Vancross. Poseł jest założycielem Jurajskiej Grupy GOPR.
Diagnoza CBA pilnie potrzebna
Z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach, do którego wkroczyli we wtorek agenci CBA, od dłuższego czasu dobiegają bardzo niepokojące sygnały. Pisaliśmy o wykorzystywaniu karetek systemowych (dawnych R-ek) do przewozów komercyjnych, o mobbingu i domniemywanym oszukiwaniu NFZ-u. Według nieoficjalnych informacji, tym razem mamy do czynienia z poważnymi zarzutami w sprawie ustawiania przetargów i powiązaniami rodzinnymi firm je wygrywających z zarządem WPR.
Temistokles Brodowski, rzecznik CBA, którego agenci zabezpieczyli część dokumentacji księgowej, sprawy komentować nie chciał.
Właściciel pogotowia, czyli Marcin Michalik, dyrektor gabinetu marszałka Bogusława Śmigielskiego, twierdzi, że te niepokojące sygnały na pewno przyspieszą sporządzenie sprawozdania z kontroli, jaką przeprowadzono w przedsiębiorstwie. Zostanie ono przedłożone zarządowi województwa.
- Kontrola dotyczyła zarządzania placówką i realizacji umów z NFZ-em - wyjaśnia dyr. Michalik.
Nieoficjalnie wiadomo, że po nagłośnieniu przez nieprawidłowości w wojewódzkim pogotowiu, jego dyrektor Artur Borowicz miał być odwołany. Stałoby się tak, gdyby nie pewien telefon z Ministerstwa Zdrowia. Jego szefowa, Ewa Kopacz, miała wstawić się za dyrektorem WPR, twierdząc, że to świetny specjalista.
Urząd Marszałkowski, jako właściciel WPR-u, okresowo kontrolował finanse pogotowia. To była zgodna z prawem kontrola losowo wybranych 5% wydatków.
- Sprawdzano także, czy zamówienia publiczne są zgodne z przepisami - mówi Marcin Michalik. I dodaje, że samorząd nadzoruje wiele jednostek służby zdrowia. Te placówki mają jednak osobowość prawną. Dyrektor ma zdolność zaciągania zobowiązań. Sam też podejmuje decyzję o tym, od kogo kupić sprzęt czy leki.
- Urząd Marszałkowski nie kontrolował relacji między WPR a konkretnymi firmami - podkreśla dyr. Michalik.
"Dziennik Zachodni" pisał ostatnio o zawiadomieniu o podejrzeniu przestępstwa, jakie do prokuratury skierowali związkowcy z pogotowia. Chodziło m.in. o mobbing pracowników, szykany, dyskryminację, naruszanie praw pracowniczych.
- Zawiadamiamy o popełnieniu przestępstwa polegającego na uporczywym i złośliwym naruszaniu praw pracowników zrzeszonych w naszych związkach zawodowych, utrudnianiu wykonywania działalności związkowej oraz dyskryminowaniu pracowników z powodu przynależności do związku zawodowego - mówi Marek Muszer ze związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego Wzajemna Pomoc.
Pismo, które wpłynęło do prokuratury, parafowali także przedstawiciele dwóch innych związków, Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego i Sierpnia 80.
- Sprawa łamania praw pracowniczych ciągnie się od zeszłego roku. Wcześniej nie interweniowaliśmy w prokuratorze. Próbowaliśmy rozmawiać z dyrektorem, ale on nie przyjmuje naszych argumentów - wyjaśnia Marian Stanoszek, przewodniczący Sierpnia 80 w WPR.
A. Minorczyk-Cichy, J. Przybytek