Czeczenka chorowała na raka płuc. Tomasz Grodzki był z nią cały czas
Rok temu Heda usłyszała diagnozę. Guz w płucach. Była przerażona, nie mogła dowiedzieć się niczego od lekarzy w szpitalu, w którym leżała. Potrzebowała pilnej konsultacji ze specjalistą, ale nie miała na nią pieniędzy. Z pomocą przyszedł Tomasz Grodzki.
08.01.2020 | aktual.: 08.01.2020 11:19
Heda jest uchodźczynią z Czeczenii. Do Polski trafiła kilka lat temu, wcześniej koczowała razem z innymi rodzinami na dworcu w Brześciu. Guza w płucach wykryto u niej rok temu. Była jednak w szpitalu, w którym traktowano ją lekceważąco, a nie miała pieniędzy, żeby zapłacić specjaliście. Razem z Mariną Hulią próbowała znaleźć inny sposób.
Zaczęło się od Twittera. Na swoim profilu wpis o Hedzie zamieściła blogerka Kataryna. Zapytała, czy są jakieś szanse, że znajdzie się pulmonolog, który obejrzy wyniki badań i nie weźmie pieniędzy. Odezwał się Bartosz Arłukowicz. Zapewnił, że pomoże jej Tomasz Grodzki.
"Poczułam, jakbym nie chorowała"
Heda wspomina, jak po raz pierwszy spotkała się z profesorem. Zaczął rozmowę po rosyjsku, przytulił ją. Wysłuchał wszystkich obaw, wytłumaczył, co się będzie działo. Uspokoił.
- Powiedział, że rak nie jest taki straszny. Ludzie też po nim żyją. Wytniemy i będziesz zdrowa - wspomina Heda. - Po rozmowie poczułam, jakbym w ogóle nie chorowała.
Mówi, że weszła na spotkanie jako kobieta z rakiem, a wyszła jako wojownik. Na początku Tomasz Grodzki chciał ją wziąć do Szczecina i tam operować. Ale Heda wolała nie jechać, bo było za daleko. Nie miałby kto do niej przychodzić, musiałaby zostawić dzieci w Warszawie.
- Wtedy powiedział, że w Warszawie też ma znajomych. Porozmawia z nimi - wspomina dalej.
Poza tym przejrzał wszystkie badania, które lekarze robili jej wcześniej. Ocenił, wyjaśnił, co oznaczają wyniki. Heda opowiada, że przyjeżdżał do Warszawy kilka razy. Poprosił też swojego kolegę, żeby ją operował.
- Powiedział, że to dobry lekarz, razem się uczyli - opowiada.
"Otworzyłam oczy, on był pierwszy"
Wszystko skończyło się dobrze. Operacja się powiodła, guz został wycięty. Płuca były czyste, ale Heda leżała jeszcze osłabiona w szpitalu. I wtedy znów odwiedził ją Tomasz Grodzki.
- Jak otworzyłam oczy w szpitalu, to on był pierwszy - śmieje się Heda.
Znów tłumaczył, jak wcześniej, co teraz będzie się działo. Spotkali się jeszcze raz, gdy wyszła już ze szpitala. Przejrzał i ocenił wtedy wyniki jej badań. Heda wciąż dziękowała, nazywała go "swoim" profesorem.
Ale ostatnio, jak włączyła telewizor, zobaczyła "swojego" profesora. Tyle tylko, że pokazywanego w zupełnie innym świetle.
- Jak słyszę, że bierze pieniądze, to nie wierzę w to - mówi. - Szkoda, że dobrego człowieka tak traktują.
Oskarżenia wobec Grodzkiego
Pod koniec grudnia pojawiły się relacje pacjentów, którzy opowiadali o łapówkach, jakie miał przyjmować Tomasz Grodzki. Byli pacjenci zgłaszali się do lokalnych mediów. Podwali kwoty, skarżyli się na to, jak traktował ich profesor.
Tomasz Grodzki odpiera jednak zarzuty. Podczas wtorkowej konferencji prasowej pokazał nagranie, na którym wypowiada się jego były pacjent. Mężczyzna twierdzi, że próbowano go przekupić, by podpisał fałszywe oświadczenie.
- Przez lata nie było żadnych wątpliwości, co do mojej postawy etycznej. Po wyborze na marszałka pod moim adresem zaczęły pojawić się haniebne oskarżenia dotyczące przyjmowania od pacjentów pieniędzy. Zaprzeczałem temu konsekwentnie - powiedział Grodzki.