Czechy. Koronawirus wymyka się spod kontroli

Po dramatycznym wzroście przypadków COVID-19 w Czechach premier apeluje do współobywateli o noszenie maseczek. Ale to nie on, lecz minister zdrowia podaje się do dymisji. Stanu wyjątkowego jednak nie będzie.

Czechy. Koronawirus. Premier Andrej Babisz mówi o swoim "błędzie"
Czechy. Koronawirus. Premier Andrej Babisz mówi o swoim "błędzie"
Źródło zdjęć: © East News
Magdalena Nałęcz-Marczyk

22.09.2020 | aktual.: 30.03.2022 14:15

- Epidemia wróciła, niestety. Liczba zakażeń gwałtownie rośnie. W ostatnich dniach przedstawiono nam scenariusze rozwoju sytuacji, które mnie bardzo zaniepokoiły – powiedział w poniedziałek wieczorem przed kamerami Czeskiej Telewizji i mikrofonami Czeskiego Radia premier Andrej Babisz.

Wzrost zachorowań odnotowany w poprzednim tygodniu może przyprawić o zawrót głowy. Rekord dzienny został pobity w środę, 16 września, gdy liczba zachorowań po raz pierwszy przekroczyła 2000.

Dzień później wykryto 3130 zakażeń. W liczącej 10,6 milionów mieszkańców Republice Czeskiej odnotowano w ciągu minionego tygodnia 12 412 zachorowań na COVID-19, niemal o półtora tysiąca więcej niż w prawie osiem razy bardziej zaludnionych Niemczech i prawie trzy razy więcej niż w Polsce. Na sto tysięcy mieszkańców Republiki Czeskiej zachorowało w tym czasie 116 osób, w Niemczech 13, a w Polsce jedynie 11.

Czechy. Czerwona Praga, żółte Czechy Środkowe

Najgorzej jest w Pradze, gdzie w minionym tygodniu odnotowano 228 zachorowań na sto tysięcy mieszkańców. W całej czeskiej stolicy obowiązuje najwyższy, czerwony stopień zagrożenia, w 28 z 76 czeskich powiatów stopień żółty, we wszystkich pozostałych zielony. "Żółte" są praktycznie całe Środkowe Czechy, czyli otoczenie Pragi, Brno i otaczający je powiat, Ostrawa, Pilzno z powiatem, a także kilka powiatów nad granicą z Saksonią i kilka nad granicą ze Słowacją. Praktycznie cały obszar przy granicy z Polską (poza Ostrawą) jest "zielony".

A to być może dopiero początek. W niedzielę, 20 września, epidemiolog prof. Roman Prymula, wtedy jeszcze pełnomocnik rządu ds. nauki i badań w dziedzinie opieki zdrowotnej, przedstawił w jednej z prywatnych telewizji prognozę, że dzienna liczba zachorowań może za niedługo osiągnąć sześć do ośmiu tysięcy. To tak, jakby w Niemczech dziennie zapadało na COVID-19 ponad 60 tysięcy ludzi, a w Polsce prawie 30 tysięcy.

Tak dramatycznego rozwoju sytuacji epidemicznej w Czechach raczej nikt nie przewidywał, tym bardziej, że na wiosnę kraj poradził sobie z epidemią nowego koronawirusa całkiem nieźle. Dlatego też minister zdrowia Adam Vojtiech zapowiadał w ubiegłym tygodniu wniosek o ponowne wprowadzenie stanu wyjątkowego. Premier go początkowo poparł, ale pod koniec tygodnia wycofał się.

Czechy. Premier bije się w pierś, ale odchodzi minister

- I ja dałem się ponieść zaczynającym się latem i atmosferą panującą w społeczeństwie. To był błąd, którego nie chcę powtórzyć - uderzył się w pierś premier Babisz w nadzwyczajnym orędziu do mieszkańców kraju, które wygłosił w poniedziałkowy wieczór.

Jednak konsekwencje tego błędu poniósł nie on, lecz minister Vojtiech, który tego dnia rano podał się do dymisji. Dziennikarzom powiedział, że chce w ten sposób stworzyć przestrzeń dla poradzenia sobie z epidemią COVID-19, nabierającą w ostatnich dniach tempa. Przyznał, że powinien był utrzymać decyzję o wprowadzeniu z dniem 1 września obowiązku noszenia maseczek we wnętrzach budynków. Wycofał się z niej pod naciskiem premiera.

Babisz wyraził na Twitterze zrozumienie dla dymisji Vojtiecha, podziękował mu, nazwał go "przyzwoitym, uczciwym i bardzo pracowitym człowiekiem" i wyraził przekonanie, "że gdyby nie musiał poświęcać całej energii na walkę z koronawirusem, pewnego dnia zostałby zapamiętany jako najlepszy minister zdrowia".

Jednak politolodzy oceniają relacje między oboma politykami inaczej. "Myślę, że minister Vojtiech był dla premiera chłopcem do bicia, teraz zaś stał się kozłem ofiarnym" – powiedział Josef Mlejnek z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Karola w Pradze w rozmowie z czeską agencją prasową CzTK. Jego zdaniem minister postępował właściwie forsując surowe kroki, premier je jednak blokował. Oczywiście po to, żeby się przypodobać wyborcom.

Powrót do resortu

Poszukiwania następcy Vojtiecha nie trwały długo. Na nowego szefa resortu premier wyznaczył prof. Prymulę, o czym poinformował jeszcze przed południem. A o czternastej kandydat na ministra był już w Lánach pod Pragą, w letniej rezydencji prezydenta Milosza Zemana, który po półgodzinnej rozmowie mianował go na stanowisko ministra zdrowia. "Nie potrafię sobie wyobrazić nikogo bardziej kompetentnego na czele boju z drugą falą pandemii" – powiedział Zeman.

W ten sposób Prymula powrócił do ministerstwa, które musiał opuścić kilka miesięcy temu. Wówczas był wiceministrem zdrowia. Oficjalnie musiał odejść z powodu braku certyfikatu bezpieczeństwa, nieoficjalnie z powodu niezgodności zdań z szefem, ministrem Vojtiechem.

A certyfikatu – jak twierdzi cytowany przez Czeskie Radio sinolog Filip Jirousz – Prymula nie dostał prawdopodobnie z powodu swoich kontaktów z Chinami w czasach, gdy był dyrektorem kliniki w Hradcu Kralowe. Stworzył tam czesko-chińskie centrum oferujące na przykład terapię akupunkturą, a za pieniądze chińskiego koncernu państwowego CEFC zamierzał zbudować klinikę medycyny chińskiej. Przedsięwzięcie skończyło się jednak klapą i długami.

Prymula dziś już żadnego certyfikatu nie potrzebuje. Jako członek rządu i bez niego ma dostęp do wszystkich informacji, niezależnie od stopnia ich utajnienia.

Czechy. "Maseczka nie zagraża wolności i demokracji"

Gdy po wybuchu pierwszej fali pandemii premier wreszcie zgodził się powołać przewidziany na takie sytuacje Centralny Sztab Kryzysowy, na jego czele postawił właśnie ówczesnego wiceministra zdrowia, choć zgodnie z obowiązującymi procedurami tę funkcję powinien był objąć minister spraw wewnętrznych Jan Hamáczek, szef Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej tworzącej wraz z ruchem ANO premiera rządową koalicję. Dopiero po dwóch tygodniach Babisz ustąpił i przekazał kierowanie sztabem Hamáczkowi.

Ten krótki czas jednak wystarczył Prymuli, by mógł zademonstrować rodakom swoje menedżerskie talenty. Zdecydowanymi krokami mającymi na celu powstrzymanie epidemii szybko zyskał sympatię co trzeciego mieszkańca Czech, podczas gdy sprawiający niezbyt bojowe wrażenie jego szef mógł liczyć na przychylność nawet nie co dziesiątego. To także zapewne przyczyniło się do wzrostu napięcia między nimi oboma.

Teraz Prymula nie będzie mieć takiego konkurenta. Tym bardziej, że Andrej Babisz chce przekształcić uruchomiony ponownie Centralny Sztab Kryzysowy (na czele którego znów stanął minister Hamáczek) w platformę współpracy między państwem a województwami, czyli znacznie ograniczyć jego rolę. Premier podkreślił już, że sztab "nie jest powołany po to, by kierować ministerstwem zdrowia". Otwartym pozostaje jednak pytanie, czy on sam nie będzie naciskał na nowego szefa resortu, gdy uzna, że w ten sposób może zyskać przychylność potencjalnych wyborców.

W wieczornym orędziu Andrej Babisz przede wszystkim apelował o odpowiedzialność, szacunek i konsekwentne przestrzeganie reguł, a zwłaszcza o noszenie maseczek, mycie rąk i zachowywanie odstępu.

- Słyszałem, że nienoszeniem maseczek niektórzy obywatele chcą wyrazić protest przeciw rządowi i wprowadzanym przezeń zarządzeniom. Tym ludziom chciałbym powiedzieć, że tych maseczek nie noszą dla Babisza, Vojtiecha czy Prymuli, ale dla swoich rodziców i dziadków, dla bliskich, przyjaciół i znajomych – mówił szef czeskiego rządu. - Maseczka nie zagraża wolności i demokracji, ale jej nienoszenie zagraża życiu - dodał.

Przeczytaj też:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)