Czciciele Słońca pochowani w Karkonoszach
O nich nie mówią żadne dokumenty. Zarośnięty krzakami cmentarzyk, porozbijane nagrobki i kamienny obelisk z niemieckim napisem to jedyne dowody na istnienie tej społeczności.
20.06.2008 | aktual.: 20.06.2008 10:32
Nie wiadomo nawet jak licznej, bo miejskie archiwum Szklarskiej Poręby zaginęło gdzieś pod koniec wojny. Zresztą nie ma pewności, czy cokolwiek byśmy w nim znaleźli, bo wolnomyśliciele ze Szklarskiej Poręby zawsze starali się żyć w cieniu. A po dojściu nazistów do władzy w Niemczech, zupełnie zeszli do podziemia. Bo wówczas wolnomyślicielskie poglądy można było przypłacić życiem.
Prawdopodobnie dlatego na starym planie Szklarskiej Poręby z 1933 roku tajemniczy cmentarz nie został w ogóle zaznaczony, choć istniał tu od co najmniej 1929 roku. Wyrysowano jedynie wąską ścieżkę prowadzącą do nekropolii od obecnej ulicy Waryńskiego. Cmentarzyk usytuowano na wzniesieniu zwanym Kamienną Górą, które według mieszkańców ma dziwną moc przyciągania piorunów. Lokalizacja jest nietypowa, ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo linii kolejowej, która istniała już w chwili dokonywania pierwszych pochówków. Być może jednak dla jego założycieli bardziej istotny był, niezwykle piękny z tego miejsca, widok na Śnieżne Kotły.
Cmentarz o wymiarach 100 na 50 metrów obecnie zarastają gęste krzewy różowo kwitnącej tawuły, niegdyś wysadzonej tu jako żywopłot. Na trzymetrowym obelisku wyryto symbol kaganka z płonącym płomieniem i inskrypcję w języku niemieckim, która w tłumaczeniu brzmi: "Niech moje ciało nie będzie pokarmem dla obrzydliwego robactwa. Tylko czysty płomień może je zaszczycić. Ciągle kocham to ciepło i to światło, dlatego spalcie mnie, a nie pogrzebcie".
Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku na cmentarzu było kolumbarium, w którym ustawiono wiele urn z prochami. Niestety, mur rozebrano, bo kamień był potrzebny podczas remontów okolicznych budynków, a metalowe puszki przeżarła rdza. Do naszych czasów dotrwały jedynie pozostałości dwóch nagrobków. Na każdym z nich wykuto symbol urny. Należą one do Marthy Schon i Hermanna Friedego, wieloletnich mieszkańców Szklarskiej Poręby. Prochy kobiety złożono tu w 1929 roku, Hermann Friede zmarł dwa lata później.
Powojenni mieszkańcy Szklarskiej Poręby, którzy wiedzieli o istnieniu nekropolii, nie znajdując nigdzie symbolu krzyża, uważali, że jest to miejsce pochówku nieochrzczonych dzieci, samobójców lub ofiar zarazy. To zupełnie nietrafione hipotezy. Dwa znalezione nagrobki należą do osób dorosłych. Samobójców chowano na pobliskim cmentarzu ewangelickim, więc nie było potrzeby tworzenia dla nich specjalnego miejsca pochowków. Ofiary zarazy też nie mogły tu spocząć, bo na przełomie lat 20. i 30. XX w. okolicy nie nawiedziła żadna poważna epidemia - uważa dr Przemysław Wiater, historyk ze Szklarskiej Poręby, który postanowił rozwikłać zagadkę tajemniczego cmentarza. Według niego, chowano tu członków karkonoskiej grupy wolnomyślicieli związanej z czcią ognia bądź słońca.
W Karkonoszach tradycja kultu ognia przejawiała się przede wszystkim w powszechnych obchodach święta Sobótki, które zapoczątkowane zostały pod koniec XIX wieku. W górach płonęły wówczas dziesiątki świętojańskich ognisk. Od początków lat dwudziestych, w tygodniu, w którym przypadała ta szczególna noc, twórcy zgrupowani w szklarskoporębskiej kolonii artystów organizowali cykliczną imprezę pod nazwą "Johanniswoche" - Tydzień św. Jana. Święto miało specjalną oprawę, część uczestników przebrała się nawet w starogermańskie stroje. Ogień i słońce miały też szczególne znaczenie dla członków antyreligijnej komuny teatralnej założonej w Szklarskiej Porębie na początku XX w. - Jej założyciel Bruno Wille to ciekawa postać europejskiego życia intelektualnego przełomu XIX i XX w. Był poetą, filozofem i krytykiem religii. Przyjechał w Karkonosze z Berlina - tłumaczy Przemysław Wiater.
Wedle szczątkowych informacji, grupa dr Willego miała wystawiać spektakle w bezpośrednim kontakcie z naturą, na polanach i łąkach w okolicach Szklarskiej Poręby. Motyw kultu solarnego pojawiał się też w twórczości pisarzy mieszkających w Szklarskiej Porębie. Zresztą Bruno Wille pozostawał w bliskiej przyjaźni z braćmi Carlem i noblistą Gerhartem Hauptmannem. Między innymi fabuła dramatu "Dzwon zatopiony" z 1892 r., autorstwa tego ostatniego, została oparta na starej śląskiej baśni z motywami kultu Słońca. Jeden z jej bohaterów chce wybudować wysoko w górach świątynię, gdzie znajdować się będzie jego dzwon. - W tym czasie wybudowano nowe schronisko na Śnieżnych Kotłach, które mogło być dla autora symbolem słonecznej świątyni. Hauptmann musiał je widzieć ze swego domu w Szklarskiej Porębie codziennie. Schronisko jest też doskonale widoczne z polany i drogi obok cmentarza wolnomyślicieli - mówi Przemysław Wiater.
Według tego badacza historii regionu, obecnie jedynie w ten sposób możemy próbować wyjaśnić genezę postania tajemniczego cmentarza. Bliższych szczegółów o życiu grupy wolnomyślicieli nie są w stanie udzielić nawet dawni niemieccy mieszkańcy kurortu, skupieni w Heimatgemeindschaft Schreiberhau - Szklarskoporębskiej Wspólnocie Ojczyźnianej. Potwierdzają jednak bez wątpienia istnienie tej społeczności.