Czarna seria w rosyjskim lotnictwie wojskowym. Moskwa ma poważny ból głowy
Od początku czerwca niemal nie było tygodnia bez poważnego wypadku z udziałem rosyjskiego lotnictwa wojskowego. Czarna seria nie jest jednak splotem niefortunnych zdarzeń, lecz konsekwencją wielu poważnych problemów trapiących rosyjską awiację.
05.08.2015 | aktual.: 05.08.2015 20:54
W ostatni weekend śmigłowiec Mi-28N należący do zespołu akrobacyjnego "Berkuty" runął na ziemię i stanął w płomieniach. W katastrofie zginął jeden z pilotów. Według źródeł rosyjskich przyczyną była usterka techniczna i w reakcji na tragedię resort obrony uziemił całą flotę tych maszyn.
Media i eksperci natychmiast zwrócili uwagę, że jest to co najmniej siódmy poważny wypadek z udziałem rosyjskiego statku powietrznego, do którego doszło na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy. Już przed tym incydentem mówiono o "czarnej serii" w rosyjskim lotnictwie wojskowym, bowiem od początku czerwca rosyjska armia straciła dwa bombowce strategiczne Tu-95, dwa myśliwce MiG-29 oraz samoloty bombowe Su-24 i Su-34.
Analitycy nie mają wątpliwości, że nie można tu mówić o przypadku i splocie niefortunnych zdarzeń, bo źródeł takiego stanu rzeczy należy doszukiwać się w systemowych problemach trapiących rosyjską awiację. I nie chodzi tu tylko o starzejący się sprzęt, bo akurat Mi-28N i Su-34 są nowoczesnymi konstrukcjami, wprowadzonymi do służby w ostatnich latach.
Czynnik ludzki
Przed wszystkim rosyjskiemu lotnictwu brakuje odpowiednio wykwalifikowanych i doświadczonych pilotów, jak również personelu technicznego. Przez długie lata po rozpadzie Związku Radzieckiego piloci i mechanicy porzucali służbę, przechodząc do prywatnych linii lotniczych, gdzie mogli liczyć na o wiele większe pieniądze i spokojniejszą pracę.
Ten trend udało się zatrzymać dopiero w ostatnich latach, gdy nastąpił skokowy wzrost nakładów na armię i znacząco zwiększono uposażenia żołnierzy. Efekt jest jednak taki, że choć rosyjscy piloci przestali odchodzić z armii, to nie latają tyle, ile powinni. - Od dawna się mówiło, że w Rosji nie ma pieniędzy na szkolenie, w związku z czym rosyjscy piloci latają coraz mniej. Pilot, który nie lata, traci swoje umiejętności, a potem musi więcej czasu poświęcić na to żeby wznowić się, przypomnieć sobie pewne nawyki - wskazuje w rozmowie z Wirtualną Polską Bartosz Głowacki, publicysta "Skrzydlatej Polski" i "Raportu". - Brakuje również ludzi wykształconych i dobrze wyszkolonych, którzy wiedzą, jak należy przeprowadzić prawidłową obsługę samolotu na ziemi - dodaje ekspert lotniczy.
- W Rosji jest też ten problem, że nie ma aż takiej liczby odpowiednich symulatorów. Rosjanie dopiero pracują nad swoimi nowymi symulatorami, które byłyby w stanie odwzorować może nie wszystkie, ale większość sytuacji, jakie mogą się zdarzyć w powietrzu, w tym sytuacje awaryjne - podkreśla Głowacki.
Pieniędzy na szkolenia brakuje również z tego względu, że gros środków przeznacza się na zakup coraz większej liczby nowych samolotów i śmigłowców. Według anonimowego źródła w rosyjskim resorcie obrony, do którego dotarł branżowy serwis Defence News, doszło już do takiej sytuacji, że obecnie w Rosji jest mniej odpowiednio wykwalifikowanych pilotów niż maszyn, na których mogą latać.
Sytuacji nie poprawia fakt, że od wybuchu konfliktu na Ukrainie rosyjskie lotnictwo poważnie zwiększyło swoją aktywność. Nie chodzi tu tylko o większą liczbę ćwiczeń czy niezapowiedzianych sprawdzianów bojowych, ale też o powietrzną "wojnę psychologiczną"na wielką skalę, jaką Kreml prowadzi przeciwko Zachodowi. Według Defence News prowokacyjne loty wzdłuż granic NATO czy długodystansowe misje patrolowe coraz częściej powierzane są młodym, zupełnie zielonym pilotom.
- Od pewnego czasu Rosjanie wznowili np. loty nad Daleką Północą, samoloty bombowe zaczęły wykonywać loty długodystansowe, ale nie wszystkie jednostki są do tego przygotowane i nie wszystkie zaczną od razu tak latać - wyjaśnia Głowacki. I dodaje, że najlepsi piloci z pewnością przekazują swoje doświadczenia młodszym kolegom, ale jest to proces, który wymaga czasu.
Wiekowe lotnictwo
Inną sprawą jest, że mimo zakrojonego na wielką skalę programu modernizacyjnego, rosyjskie lotnictwo nadal w większości składa się z konstrukcji pamiętających czasy ZSRR. Wiekowe maszyny często po prostu nie wytrzymują szaleńczego tempa, narzuconego siłom powietrznym po wybuchu konfliktu ukraińskiego.
- Pod rządami Anatolija Sierdiukowa i Siergieja Szojgu (były i obecny minister obrony Rosji - przyp. red.) samoloty są bardzo eksploatowane, zwłaszcza podczas słynnych niezapowiedzianych sprawdzianów - mówi rozmówca Defence News. - Kiedy zaczynasz używać na dużą skalę sprzętu wytworzonego wiele lat temu, to nawet jeśli jest on certyfikowany, i tak wzrasta odsetek wypadków.
Eksperci podkreślają, że serwis i obsługa sprzętu wojskowego, czy mówiąc ogólniej - niższy poziom kultury technicznej - od zawsze był bolączką rosyjskiej (a wcześniej radzieckiej) armii. Mimo prób reform, Rosjanom wciąż nie udało się w tym względzie zbliżyć do panujących na Zachodzie standardów, co bez wątpienia również przekłada się na większą awaryjność i liczbę notowanych incydentów.
- Rosjanie podejmują programy modernizacyjne, ale to też wymaga czasu i pieniędzy. Nie da się od razu zmodernizować wszystkich samolotów. Jest to też nieracjonalne, bo trzeba mieć jakąś część floty w gotowości bojowej i sukcesywnie wysyłać samoloty na przeglądy i remonty, które dopiero potem wracają do linii. Nikt nie wyśle całej floty powietrznej na jednoczesną modernizację, bo to by oznaczało pozbawienie się zdolności bojowych w krótkim czasie - tłumaczy Głowacki.
Kłopoty z częściami
Swoje piętno na czarnej serii w rosyjskim lotnictwie odcisnęły również międzynarodowe konsekwencje agresywnej polityki Władimira Putina. Tak się składa, że przed aneksją Krymu Rosjanie sprowadzali komponenty silników Mi-28N z Ukrainy, bo przemysły obronne obu państw, odziedziczone po ZSRR, były ze sobą silnie powiązane. Jednak nowe władze w Kijowie w odpowiedzi na agresję zerwały współpracę zbrojeniową z Moskwą. Rosjanie zostali zmuszeni do zastąpienia brakujących części własnym sumptem, co mogło odbić się na ich jakości.
W tym świetle nie można zapominać o zachodnich sankcjach i zakazie eksportu do Rosji uzbrojenia i technologii podwójnego przeznaczenia. Rosja była zależna od Zachodu zwłaszcza w zakresie zaawansowanej elektroniki i zdaniem Paula Schwartza, eksperta amerykańskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych, odcięcie rosyjskiego lotnictwa od nowoczesnych komponentów tylko pogłębia jego zły stan.
Światełka w tunelu raczej nie widać, bo mocarstwowe plany dotyczące rosyjskiego lotnictwa wyglądają imponująco jedynie na papierze. Większość programów modernizacyjnych już notuje wielkie opóźnienia, a tempo wprowadzania nowych konstrukcji jest dalekie od zamierzeń wojskowych planistów. Biorąc pod uwagę narastające kłopoty budżetowe i zapaść rosyjskiej gospodarki, przyszłość rosyjskiej awiacji rysuje się w dość czarnych barwach.