Cypr coraz bliższy historycznego zjednoczenia. Ker‑Lindsey: To decydujący moment
• Po ponad 50 latach konfliktu, odżywają nadzieje na zjednoczenie Cypru
• Zdaniem ekspertów, obecny moment to kluczowa szansa na rozwiązanie konfliktu
• Sprawa podzielonego Cypru to największa kość niezgody w stosunkach UE-Turcja
26.01.2016 | aktual.: 26.01.2016 17:24
Ponad ćwierć wieku po upadku muru berlińskiego, jest w Unii Europejskiej inna granica odgradzająca od siebie dwie zwaśnione części tego samego kraju. To przecinająca Cypr "zielona linia", złożona z murów, beczek, zasieków i płotów strefa buforowa, od ponad 50 lat dzieląca wyspę Afrodyty na grecką Republikę Cypryjską i nieuznawaną Turecką Republikę Północnego Cypru. Sytuacja na Cyprze niemal od ogłoszenia swojej niepodległości należała do najbardziej beznadziejnych sporów i najbardziej mroźnych z zamrożonych konfliktów. Tymczasem od około roku, niemal niepostrzeżenie rozmowy w sprawie zjednoczenia wyspy zaczęły przybierać coraz bardziej pozytywny obrót. Na tyle pozytywny, że dziś otwarcie mówi się o realnej perspektywie osiągnięcia tego, co wydawało się niemożliwe: o zjednoczeniu wyspy.
- Jesteśmy u progu porozumienia. Śledzę obrót spraw na Cyprze od ponad ćwierć wieku i to, co się dzieje dziś, stanowi największą szansę na rozwiązanie konfliktu od początku jego trwania - mówi WP dr James Ker-Lindsey, autor książki o cypryjskim konflikcie i wykładowca London School of Economics.
Skąd ten nagły zwrot? Czynników jest wiele, lecz najczęściej wymieniany to po prostu zbieg okoliczności. Po obu stronach "zielonej linii" do władzy doszli liderzy, którym naprawdę zależy na porozumieniu. To przede wszystkim prezydent Północnego Cypru Mustafa Akıncı, który od inauguracji swojej prezydentury w zeszłym roku natychmiast obrał kurs na uniezależnienie republiki od jej sponsora - Turcji oraz na unifikację. Nie bez kontrowersji. Podczas telewizyjnego wywiadu na żywo, w którym nowy prezydent mówił o potrzebie przejścia do bardziej równych, "braterskich" stosunków, do polityka zadzwonił prezydent Turcji Tayyip Recep Erdogan, by zganić go za te słowa i przypomnieć, że niemal połowa budżetu nieuznawanej republiki jest subsydiowana przez Ankarę. Jak twierdzi Ker-Lindsey, to właśnie coraz bardziej agresywna i autorytarna polityka Turcji jest jednym z głównych czynników przyspieszenia rozmów między cypryjskimi Turkami i Grekami.
- Myślę, że szczególnie Turcy z Cypru są skonsternowani coraz bardziej radykalną postawą Turcji, która zmierza w stronę dyktatury i która wikła się w kolejne konflikty i odwraca od Europy. Obawiają się więc, że jeśli nie dojdzie do zjednoczenia, to zostaną wchłonięci w to, co robi Ankara - mówi Ker-Lindsey. Badacz zwraca uwagę, że także Turcji może zależeć na tym, by w obecnym położeniu - w którym musi zmagać się z wojną domową w Kurdystanie, napiętymi stosunkami z Rosją, falą migracji i pogarszającej się sytuacji ekonomicznej - zdjąć z siebie ciężar utrzymywania kłopotliwego satelity. Tym bardziej, że "kwestia cypryjska" obciąża także stosunki Ankary z UE i jest dla Unii najpoważniejszą formalną "wymówką" blokującą rozmowy akcesyjne Turcji.
- Oczywiście jest wiele innych problemów i nie należy się spodziewać, że Turcja wejdzie do Unii, ale uwolnienie się od tego problemu wzmacnia pozycję Ankary - zauważa Brytyjczyk.
Tymczasem ton rozmówi między administracjami Akincego i Nikosa Anastasiadesa, prezydenta Cypru, jest coraz bardziej optymistyczny. - Jeśli dojdziemy do porozumienia, Cypr będzie świetnym modelem współistnienia muzułmanów i chrześcijan - powiedział niedawno Anastasiades.
Przed negocjatorami stoją jednak bardzo poważne trudności i szereg kwestii do rozwiązania: od tego, jak dzielona będzie władza, przez obecność tureckich i greckich żołnierzy na wyspę, aż po koszty zjednoczenia: biorąc pod uwagę PKB per capita, turecka cześć Cypru jest bowiem prawie dwukrotnie uboższa od greckiej. Jeszcze więcej problemów budzi kwestia zwrotu ziemi i majątków utraconych przez obywateli Cypru (głównie Greków) w wyniku tureckiej inwazji na wyspę w 1974 roku.
- Sprawa majątku jest bardzo skomplikowana. Między innymi dlatego, że tureccy Cypryjczycy kontrolują ok. 36 proc. wyspy, a duża część - nawet 1/4 z tych ziem będzie musiała zostać oddana greckim obywatelom. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób ten zwrot się dokona - czy przez odszkodowania, czy restytucję, czy jakiś pośredni mechanizm. To bardzo ciężki problem- przyznaje Ker-Lindsey.
Mimo to, postęp w rozmowach jest widoczny. Jak wynika z sygnałów wysyłanych przez obie strony, jest blisko porozumienia m.in. w sprawie reprezentacji politycznej i ustroju. Problemem jest czas, bo już w maju Cypr czekają wybory parlamentarne, które za sprawą gorącej kampanii mogą wykoleić rozmowy. Obie strony chcą więc zdążyć z podpisaniem przed głosowaniem.
- Myślę, że jesteśmy w decydującym momencie. Bo jeśli rozmowy nie przyniosą żadnych postępów do maja czy czerwca, pertraktacje stracą swój pęd i otworzą drogę dla cynizmu i malkontenctwa. Albo więc dojdzie do porozumienia wkrótce, albo nigdy - podsumowuje Ker-Lindsey.