Cygan dostał szału
Już kilka lat temu ugryzł swoją panią, ale skończyło się na kilku szwach. Wczoraj rozszarpał jej nogę. 69-letniej staruszce lekarze musieli amputować stopę.
22.09.2004 | aktual.: 22.09.2004 07:46
Cygan ma ponad 10 lat. Nie sprawia wrażenia bestii. Średniej wielkości kundel, nieco przypominający wilczura. Wczoraj, tuż po czternastej, kulił uszy i spoglądał z wyrzutem na pracowników schroniska dla zwierząt w Kędzierzynie-Koźlu, którzy zapakowali go do metalowej klatki. W tym samym czasie jego właścicielka, 69-letnia pani Bernadetta, mieszkająca w niewielkim domku przy wyjeździe z Głogówka na Krapkowice, leżała na stole operacyjnym kozielskiego szpitala.
Urwał się za suczką
- Po pierwszej zadzwonili do mnie sąsiedzi mamy, alarmując że ona leży na podwórku, a wokoło biegają psy – opowiadała Krystyna Kos, córka pani Bernadetty. – Mieszkam kilka ulic stąd. Rowerem byłam w kilka minut. Zadzwoniłam po pogotowie. Erka z Prudnika przyjechała po kwadransie. Pani Krystyna relacjonuje wypadek tak: Oprócz Cygana jej matka miała jeszcze niewielką suczkę. Suczka dostała cieczki i na podwórko ściągały watahy psów z całej okolicy. Cygan, przypięty łańcuchem do budy, szarpał się i ujadał. Łańcuch nie wytrzymał. Pani Bernadetta chciała psa uwiązać z powrotem. Wtedy Cygan rzucił się na nią i pogryzł.
- Kiedy przyjechałam, mama leżała, a Cygan z psami biegał po podwórku – opowiada Krystyna Kos. – Noga mamy była rozszarpana w łydce. Kość wyglądała, jakby ktoś ją rozbił siekierą. Stopa wisiała na kawału skóry.
Wcześniej nie było kłopotów
Pogotowie zawiozło panią Bernadettę do Koźla. Na miejsce wypadku przyjechali policjanci z Głogówka. Psa zapędzono do izby i zamknięto. Andrzej Zębala, pracownik schroniska dla zwierząt w Kędzierzynie-Koźlu, poszedł po niego z długą tyczką zakończoną pętlą. - Bardzo spokojny psiak, bez problemu dał się zamknąć w klatce – relacjonował po kilku minutach Zębala, pakując zwierzaka na samochód. – Zawieziemy go do Prudnika na dwutygodniową obserwację weterynaryjną.
Denis Kos, kilkunastoletni wnuk pogryzionej pani Bernadetty, przypatrywał się całej scenie ze smutkiem:
- Cygan był dobrym psem – mówił. – Dawałem mu jeść, bawiłem się z nim. Nie było z nim kłopotów. Tylko kilka lat temu pogryzł babcię. - Wtedy skończyło się na kilku szwach, ale teraz nie wiadomo, czy mama nie starci nogi – martwiła się Krystyna Kos. Po kilku godzinach już było wiadomo: lekarze amputowali staruszce rozszarpaną nogę poniżej kolana.
Trzeba go uśpić
Andrzej Zębala jest zdziwiony: - Ten pies pogryzł już kiedyś człowieka? To czemu nie był szczepiony przeciwko wściekliźnie? Z psami nie ma żartów, bo nigdy nie wiadomo, kiedy mogą ugryźć. Przez moje ręce przeszło ponad 1900 czworonogów. Zaatakował mnie tylko jeden – wyjątkowo spokojny i bardzo do mnie przywiązany. Do dziś nie wiem, z jakiego powodu.
– Nie mogła bym już spokojnie patrzeć, jak syn się bawi z Cyganem – mówi teraz Krystyna Kos. O tym co stanie się z psem zadecydują weterynarz i jego właścicielka. Pani Bernadetta jest zdesperowana: - Nie chcę już tego psa oglądać na oczy – powiedziała nam wczoraj wieczorem w szpitalu. – Raz mnie pogryzł, wybaczyłam. Teraz przez niego straciłam nogę. Każę go uśpić.
Michał Lewandowski
Agresja bierze się z łańcucha
Weterynarz Stanisław Firlik, szef opolskiego oddziału Polskiego Związku Kynologicznego w Opolu:
- Bardzo trudno jest powiedzieć, dlaczego pies zaatakował właściciela. Trzeba by zbadać jego psychikę. Agresja może być na przykład w genach niektórych ras. Często wywołuje ją też zamykanie zwierząt w klatce albo trzymanie ich na uwięzi. Jeśli się zerwą – bronią się przed ponownym zamknięciem. Przypuszczam, że właścicielka psa z Głogówka najwidoczniej nie wyrobiła sobie u niego autorytetu przewodnika stada. On potraktował tę staruszkę jak kogoś równego sobie i wyczuł, że jest osobą słabą, której może się przeciwstawić. Inna sprawa, że pies był chyba słabo uwiązany, skoro udało mu się zerwać. Gdyby w pobliżu znalazło się na przykład dziecko, mogłoby dojść do jeszcze większej tragedii.
Nie było innego wyjścia
Jacek Stochmiałek, zastępca ordynatora oddziału chirurgii i ortopedii urazowej szpitala w Koźlu: - Kobiecie odjęliśmy nogę na wysokości podudzia. Nie było innego wyjścia. W czasie mojej ponadtrzydzistoletniej pracy rzadko spotykałem się z przypadkami tak rozległego poturbowania. Nie dość, że pies spowodował duże rany szarpane, to walcząc z nim kobieta przewróciła się tak nieszczęśliwie, że doznała wielofragmentowego złamania otwartego kości podudzia. W naszym szpitalu pacjentka zostanie około 2–3 tygodni, do czasu zagojenia ran. Później zostanie skierowana do zakładu leczniczego, w którym dobiorą jej protezę podudzia.