Cyberdżihad w odwrocie. Sekretny program FBI eliminuje propagandystów ISIS jednego po drugim
• Propagandyści ISIS giną jeden po drugim w wyniku tajnego programu FBI
• Biuro wzięło na celownik grupę cyberdżihadu nazywanego "Legionem"
• Jednocześnie zabrano się za ich zwolenników w mediach społecznościowych
• W efekcie islamistyczna agitacja w internecie osłabła
• ISIS brakuje fachowców, by zastąpić tych, którzy zostali wyeliminowani
• Ale to jeszcze nie koniec wojny o serca i umysły muzułmanów
25.11.2016 | aktual.: 25.11.2016 11:18
FBI prowadzi sekretny program, w którym na cel obrano speców tzw. Państwa Islamskiego od mediów społecznościowych i propagandy w internecie. W miarę jak wybrani dżihadyści giną jeden po drugim, islamistyczna agitacja w cyberprzestrzeni słabnie. Ale to jeszcze nie koniec wojny o serca i umysły muzułmanów.
Kulisy zabójczej kampanii odsłania "New York Times". Amerykanie na poważnie wzięli się za architektów cyberdżihadu, bo klawiatura w ich dłoniach stanowi dla Zachodu większe zagrożenie niż kałasznikow czy ładunek wybuchowy w rękach bojownika. Wiele zamachów terrorystycznych z ostatnich lat zostało przeprowadzonych przez osoby, które nie miały żadnych związków organizacyjnych z komórkami islamistów. Zostały jednak zainspirowane przez bezprecedensową machinę propagandową ISIS, nierzadko ulegając autoradykalizacji.
Nowa jakość islamistycznej propagandy
Jeżeli chodzi obecność medialną w cyberprzestrzeni, to Państwo Islamskie wniosło tu zupełnie nową jakość. Radykałowie utworzyli w tym celu wyspecjalizowaną komórkę Al-Hayat Media Center, która skupia wykształconych na Zachodzie profesjonalistów - ekspertów od mediów społecznościowych, PR-owców, filmowców, grafików. To dzięki ich pracy do sieci trafiają wysokiej jakości materiały propagandowe wzorowane na kulturze masowej i dopasowane do uwarunkowań kulturowych państw zachodnich. W porównaniu do nich wcześniejsze działania Al-Kaidy na tym polu jawią się niczym prymitywna amatorszczyzna.
Jak ujawnia "NYT", według FBI najważniejszą rolę w tej machinie odgrywa licząca kilkanaście osób grupa ekspertów komputerowych, nazywana przez agentów "Legionem". To oni byli głównymi architektami złożonej z tysięcy zwolenników siatki w mediach społecznościowych, napędzającej islamistyczną propagandę i inspirującej potencjalnych zamachowców.
Wiosną i latem 2015 r. wpływ "Legionu" był tak potężny, że postawił na nogi wszystkie służby antyterrorystyczne w USA. Jeden z agentów wyjawił dziennikarzom "NYT", że dla FBI był to koszmar. Aktywność terrorystyczna w sieci była tak wielka, że biuro znalazło się na skraju swojej wytrzymałości. Żeby poradzić sobie z zagrożeniem, szef FBI James Comey musiał rzucić na front nawet agentów zajmujących się na co dzień sprawami kryminalnymi.
Wojna z "Legionem"
To wtedy zapadła decyzja, że trzeba przetrącić kręgosłup machnie propagandowej Państwa Islamskiego. Działania prowadzono dwutorowo - amerykańskie i brytyjskie drony rozpoczęły polowanie na członków "Legionu", w celu ich fizycznej eliminacji. W tym samym czasie FBI ruszyło do wielkiej ofensywy przeciwko zwolennikom dżihadystów w mediach społecznościowych, aresztując na terenie Stanów Zjednoczonych dziesiątki najgroźniejszych osób.
Architekci cyberdżihadu zaczęli ginąć jeden po drugim. "NYT" przytacza historię Junaida Hussaina, "wpływowego hakera i rekrutera Państwa Islamskiego", obywatela Wielkiej Brytanii, który latem 2015 roku zginął w nalocie koalicji. Mężczyzna przez długie tygodnie znajdował się na celowniku dronów, ale nie mógł zostać wyeliminowany, bo praktycznie nie rozstawał się ze swoim przybranym synkiem. Jednak którejś kolejnej nocy wyszedł samotnie z kafejki internetowej w Rakce, nieoficjalnej stolicy samozwańczego kalifatu. Kilka minut później dosięgnęła go wystrzelona przez drona rakieta.
Podobnych ataków było więcej, a ich rezultatem było radykalne zmniejszenie aktywności "Legionu" w sieci. Co najważniejsze, Państwu Islamskiemu - ku zaskoczeniu amerykańskich służb - nie udało się zastąpić zabitych specjalistów równie zdolnymi fachowcami. To prawdopodobnie oznacza, że ławka kadrowa dżihadystów jest wyjątkowo krótka i nie mają już po kogo sięgać.
Nie zmienia to jednak faktu, że ISIS wciąż dysponuje ogromną siłą radykalizowania muzułmanów za pośrednictwem sieci i inspirowania ich do podejmowania kolejnych aktów terrorystycznych. Przedstawiciel FBI powiedział "NYT", że biuro wciąż zmaga się konsekwencjami działań propagandowych "Legionu". Wojna o serca i umysły trwa więc nadal i trudno przewidzieć, czy zakończy się wraz ze zniszczeniem terytorialnych struktur Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku.