Coś się wydarzy, bo wydarzyć się musi coś
Choć meteorolodzy zapowiadają w regionie chłodny tydzień, temperatura polityczna rośnie z godziny na godzinę. Iskrzy w najczulszym miejscu - w stosunkach polsko-niemieckich.
Zaczęło się od zdumienia i konsternacji, gdy trzeciego maja na budynku starostwa nie było godła państwowego. Tylko przypadek sprawił, że o tym fakcie nie dowiedzieli się narodowcy, którzy opodal, jak co roku, pod pomnikiem na Górze św. Anny zagrzewali do sprzeciwu wobec Unii Europejskiej - ich zdaniem - narzędzia do realizacji odwetowych żądań niemieckich.
Potem z godziny na godzinę działo się coraz gorzej. Starosta strzelecki wikłał się w wyjaśnieniach. Raz tłumaczył incydent samowolą robotników prowadzących remont budynku, raz faktem wstąpienia Polski do UE, co zdaniem starosty uzasadniało zdjęcie narodowych symboli z obiektu należącego do samorządu. v Oburzeniu słuchaczy dzwoniących do Polskiego Radia Opole towarzyszyły mętne i wieloznaczne tłumaczenia przyczyn incydentu ze strony liderów mniejszości.
- Oni nie zrozumieli sensu tego, co się stało - tłumaczy zastrzegający anonimowość człowiek zbliżony do „grupy gogolińskiej” nieformalnie rządzącej mniejszością. - Byli autentycznie zaskoczeni reakcjami. Dlatego tak kręcili.
Polityczne rachunki
Liderzy mniejszości zaczęli od prób bagatelizowania incydentu, ale w obliczu nawały krytyk szybko zmienili front. Wczoraj w Radiu Opole poseł Kroll zasugerował możliwość odwołania starosty, przypominając, że to nie pierwszy incydent jego autorstwa, wreszcie że „on prędzej robi, niż myśli”.
Działacze mniejszości są zdania, że teraz dopiero Kroll i jego ludzie zaczęli liczyć. A rachunki są takie: w ostatnich wyborach do rady powiatu mniejszość zdobyła nieco ponad dziewięć tysięcy głosów z dwudziestu tysięcy oddanych. Skład wybranej rady dający absolutną przewagę mniejszości wynika z faktu, że „nieniemieckie” ugrupowania poszły do wyborów rozproszkowane. Co się stanie, gdy podziały w powiecie przeniosą się z kwestii gospodarczych i ideologicznych na czysto narodowościowe?
- Ktoś wtedy rzuci hasło „razem na Niemca!” i będziemy mieli tu Jugosławię - mówi członek rady powiatu strzeleckiego.
Scenariusz wyssany z palca?
W niedzielę liderzy czterech klubów opozycyjnych w sejmiku wojewódzkim zebrali się w celu ustalenia wspólnego stanowiska w sprawie sekwencji zdarzeń - najpierw z godłem, potem z glosariuszem. Gdy dwa tygodnie temu padł wniosek Platformy Obywatelskiej o zmianę obozu rządzącego w lokalnym parlamencie, nikt wprawdzie nie powiedział nie, ale wsparcie było mizerne. Ale dziś, gdy łatwiej wykreować „wroga”, bo argumenty są w zasięgu ręki, o ewentualne zjednoczenie rozkawałkowanej opozycji byłoby łatwiej.
Czy rząd zechce wywrzeć nacisk na mniejszość, by ta z własnej już inicjatywy odwołała kłopotliwego starostę i najdobitniej jak można odcięła się od tez glosariusza? Wątpliwe. W Sejmie dla rządu każdy głos jest ważny. Wytrawny polityk jak Kroll doskonale zdaje sobie z tego sprawę, więc także wie, że nie zostanie w tej sprawie „zapędzony do rogu”. Liderzy mniejszości wiedzą też, że ewentualne odwołanie starosty byłoby ich spektakularną porażką i to tam, gdzie zawsze mieli ochotę zbudować gminę modelową, bo rządzoną autorsko.
Ale mniejszość jak ognia boi się ewentualnych, łatwych do przewidzenia skutków swego upierania się przy obronie starosty. Jeśli zwycięży w niej poczucie dumy i szef strzeleckiej rady pozostanie na stanowisku, spełnione zostaną warunki wystarczające do otwarcia sporu polsko-niemieckiego, którego osią będzie wyłącznie narodowość. Tymczasem w gronie strzeleckich radnych spoza mniejszości pojawił się mglisty na razie, ale realny pomysł przeprowadzenia w powiecie referendum na temat możliwości odwołania starosty. Sami są jednak zdania, że już sama kampania referendalna byłaby mordercza dla wciąż dobrych stosunków narodowościowych w gminie.
Upiory tylko drzemią
- Na pewno nie udałoby się skanalizować referendum do kwestii czysto personalnej - mówią radni. - Upiory zostałyby wskrzeszone mimo najlepszych chęci.
W mieście i w Gogolinie mówi się, że spór o starostę może być w istocie sporem miedzy oboma posłami mniejszości - Henrykiem Krollem i Helmutem Paździorem. Starosta uważany jest za prawą rękę Paździora, a Strzelce za jego imperium. Paździor niechętnym okiem patrzy na wodzowski styl Krolla w kierowaniu mniejszością, sam Kroll z kolei Paździorowi ma za złe, że nie dość dobrze kontroluje swych ludzi. Lider mniejszości wie, że starosta nie jest w Strzelcach lubiany, że jeśli dziś nikt go nie broni, to między innymi z powodu złych stosunków, jakie ma z podwładnymi i społecznością. Kroll musi więc lojalnie bronić swej organizacji, ale cena tej obrony tym razem może okazać się zbyt wysoka.
Przyjmując dla prostoty, że wszelkie poza mniejszością ugrupowania reprezentują żywioł czysto polski, trudno nie zauważyć, że incydenty z godłem i glosariuszem były dla nich jak dar niebios. Na co dzień niemrawe, rzadko zabierające głos partie tym razem wręcz prześcigały się w zwoływaniu konferencji prasowych, w trakcie których wyrażano niezgodę na politykę mniejszości, akcentowano nieprzypadkowość sekwencji zdarzeń i domagano się od liderów opolskich Niemców stanowczych reakcji.
Poseł narodowy Jerzy Czerwiński dał tu popis talentów politycznych, błyskawicznie reagując na sprawę strzelecką, nazajutrz ogłaszając rewelacje zawarte w glosariuszu, wczoraj wreszcie sugerując w opolskim radiu, że glosariusz jest nadal kolportowany. Z widocznymi oporami, ale nawet tacy politycy jak Kazimierz Szczygielski, Zbigniew Figas czy Sławomir Kłosowski zmuszeni byli często popierać tezy Czerwińskiego, z którym na co dzień raczej polemizują.
Dzisiaj może się wiele wyjaśnić. Zwołane zostały zebrania władz zarówno mniejszości niemieckiej jak i SLD. Małżeństwo z rozsądku rządzące wojewódzkim parlamentem osobno będzie zastanawiać się nad możliwością wyjścia z impasu i metodami odrobienia szkód, jakie już teraz poniósł nasz region. Część SLD - np. sekretarz ZW Tomasz Garbowski - stawia sprawę twardo: albo głowa starosty, albo otwarcie dyskusji nad sensem istnienia koalicji. Cztery opozycyjne kluby żądają jednocześnie zwołania prezydium sejmiku. Coś się wydarzy, bo wydarzyć się musi.
Mirosław Olszewski