Coraz więcej chętnych do powtórki matury
Na uczelniach w najlepsze trwa sesja.
Niektórzy studenci mają jeszcze jedno naukowe zmartwienie -
maturę. Tylko do 7 lutego mogą zgłaszać się ci, którzy chcą
przystąpić do poprawki egzaminu - przypomina "Metro".
23.01.2008 | aktual.: 23.01.2008 00:42
Kiedyś maturę poprawiali tylko ci, którzy w normalnym terminie oblali egzamin dojrzałości. W każdej szkole takich osób było zaledwie kilka. Sytuacja zmieniła się trzy lata temu, gdy to wyniki matury stały się przepustką na wyższe uczelnie. Do drzwi liceów zaczęli pukać byli uczniowie, którzy, choć zdali egzamin, chcą go powtórzyć. Poprawiają przedmioty, które zdawali za pierwszym razem, albo wybierają nowe. Po co zadają sobie tyle trudu?
Nie poszła mi matura z chemii, przez to nie dostałam się na medycynę. Chcę poprawić ten przedmiot i spróbować jeszcze raz. Będzie mi łatwiej, bo na studniach mam chemię ogólną - mówi Ola z Kalisza, studentka Akademii Rolniczej.
Maciek Nowak, student Politechniki Warszawskiej: chcę zacząć drugi kierunek na SGGW, ale by się dostać, muszę mieć na świadectwie maturalnym oceny z WOS-u i geografii. A rok temu nie zdawałem tych przedmiotów.
Centralna Komisja Egzaminacyjna nie prowadzi statystyk poprawkowiczów, ale z danych szkół wynika, że chętnych na powtórkę matury przybywa. Choć czas na złożenie deklaracji absolwenci mają do 7 lutego, listy już dziś są pełne. Do tej pory zgłosiło się już 30 osób - mówi gazecie Anna Koszycka, wicedyrektor. Wszyscy to nasi byli uczniowie, którzy rok temu zdali, a teraz chcą podwyższyć wyniki. Podobnie jest w krakowskim I LO, gdzie do poprawki zgłosiło się dwa razy więcej chętnych niż przed rokiem - niemal 200 - dodaje.
Nauczyciele wątpią jednak w aż takie oblężenie. Mają powody - co roku duża część zapalonych do poprawek rezygnuje w ostatniej chwili. Tylko w województwie świętokrzyskim na ubiegłoroczne matury nie stawiło się aż 80% zapisanych - pisze "Metro".
Dyrektorzy uważają, że pomogłaby opłata za egzamin poprawkowy. Koszt matury to około 200 zł za ucznia - mówi Aleksander Palczewski, dyrektor krakowskiej "jedynki". Gdyby poprawkowicze musieli wyłożyć pieniądze z własnej kieszeni, nie traktowaliby jej tak lekkomyślnie - uważa.
Na razie szkołom pozostaje liczyć na to, że w tym roku uczniowie jednak przyjdą. Opłaty za egzamin może wprowadzić jedynie Ministerstwo Edukacji, a ono na razie milczy w tej sprawie - wyjaśnia "Metro". (PAP)