Co z tym bezpieczeństwem
Lawina dymisji w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, zniknięcie bez śladu szyfranta wojskowych służb specjalnych, tajemnicza śmierć dyrektora generalnego Kancelarii Premiera. Co się stało z najbardziej wrażliwymi obszarami państwa, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy doszło do zdarzeń kompromitujących polskie służby? Takiej sytuacji nie było w Polsce od 1989 roku.
05.01.2010 | aktual.: 15.01.2010 12:39
Zgodnie z ustawą, osłoną wszystkich najważniejszych obszarów związanych z bezpieczeństwem państwa powinny zajmować się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (w sferze cywilnej) oraz Służba Kontrwywiadu Wojskowego (w sferze wojskowej). Tymczasem polskie służby przez ostatnie dwa lata niewiele zrobiły dla bezpieczeństwa państwa, natomiast gorliwie zajmowały się przeciwnikami politycznymi, czego klasycznym przykładem jest tropienie przez dwa lata afery, której nie było, czyli rzekomej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej WSI.
Tajemnicza śmierć dyrektora
Dzień przed wigilią Bożego Narodzenia media obiegła informacja o śmierci dyrektora generalnego Kancelarii Premiera Donalda Tuska – Grzegorza Michniewicza. Wiszące na drzwiach ciało dyrektora znalazł w domu jego kierowca, który przyjechał po swojego szefa, by go zawieźć do pracy. Oględziny domu wykluczyły włamanie, śledczy nie znaleźli jednak listu pożegnalnego.
Na próżno szukać dziś w internecie szczegółowych informacji na temat Grzegorza Michniewicza. Z Wikipedii wpis na jego temat usunięto 23 grudnia 2009 r. o godzinie 15.14 – przy próbie wejścia na stronę Kancelarii Premiera, na której ma być oświadczenie majątkowe Michniewicza, użytkownik dowiaduje się, że „strona nie istnieje”. Nie ma też go w spisie członków rady nadzorczej PKN Orlen, wymazano także jego nazwisko oraz informacje na jego temat ze strony internetowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Przeprowadzona dzień później sekcja zwłok nie wykazała bezpośredniego udziału osób trzecich w śmierci Grzegorza Michniewicza. W Wigilię oprócz sekcji zwłok wykonano również badania toksykologiczne, które określą, czy przed śmiercią Michniewicz nie zażywał żadnych środków, lub czy takich środków mu nie podano.
– Śledztwo jest prowadzone w związku z art. 151 kk, czyli nakłanianie do samobójstwa – taką kwalifikację prawną przyjmujemy zawsze w przypadku śmierci samobójczej – powiedział „Gazecie Polskiej” Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy warszawskiej Prokuratury Okręgowej, która prowadzi to postępowanie.
Trudno się dziwić zainteresowaniu mediów sprawą śmierci Grzegorza Michniewicza, który przez wiele lat zajmował się ochroną informacji niejawnych i oświadczeniami majątkowymi najważniejszych osób w państwie. Miał również najwyższe poświadczenia bezpieczeństwa – krajowe, NATO i Unii Europejskiej.
Funkcję dyrektora generalnego Kancelarii Premiera Donalda Tuska objął 4 stycznia 2008 r. W czerwcu na wniosek ministra skarbu Aleksandra Grada został również członkiem rady nadzorczej PKN Orlen.
Grzegorz Michniewicz był absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Związany ze środowiskiem Unii Demokratycznej, pracę w administracji Senatu rozpoczął w 1989 r. W latach 90. ukończył studia podyplomowe na Wojskowej Akademii Technicznej. Wiadomo, że współpracował zarówno ze służbami cywilnymi, jak i wojskowymi, m.in. w zakresie ochrony informacji.
W 1997 r. Michniewicz trafił do kancelarii ówczesnego premiera Jerzego Buzka z grupą urzędników związanych z Unią Wolności i Tadeuszem Mazowieckim.
Krzysztof Rak, pracujący w Kancelarii Premiera za czasów Jerzego Buzka, zapamiętał Grzegorza Michniewicza jako urzędnika, który nie rzucał się w oczy. – Wiadomo było, że zajmuje się ważnymi sprawami, ale to był taki człowiek z cienia – twierdzi.
– Grzegorz Michniewicz był pełnomocnikiem do spraw ochrony informacji niejawnych i jako urzędnika oceniam go wysoko – mówi Maciej Musiał, szef Kancelarii Premiera Jerzego Buzka. Jego zdaniem stanowisko, które Michniewicz przyjął w KPRM za rządów Donalda Tuska, było wyjątkowo trudne i stresogenne.
Za czasów rządów PiS Grzegorz Michniewicz jako szef biura ochrony odpowiadał za tajne dane w Kancelarii Premiera.
– Trafiały do niego również wszystkie oświadczenia majątkowe – mówi „GP” Agnieszka Glapiak, szefowa Centrum Informacyjnego Rządu za czasów premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Co się stało, że człowiek od lat pracujący w niezwykle stresujących warunkach nagle odbiera sobie życie? Czy było to samobójstwo, czy też ktoś go do niego nakłonił? Teraz sprawą zajęły się służby, które m.in. sprawdzają akta tajnej kancelarii nadzorowanej przez Michniewicza.
– Ta śmierć była dla nas szokiem, bo nic nie wskazywało na załamanie nerwowe, kłopoty osobiste, a tym bardziej zawodowe. Nie mamy pojęcia, co się mogło stać – mówią „GP” osoby z otoczenia dyrektora Michniewicza.
Zaginiony szyfrant
Stefan Zielonka, szyfrant wywiadu wojskowego, zniknął w tajemniczych okolicznościach w Święta Wielkanocne ubiegłego roku. Po ujawnieniu tej sprawy przez „Dziennik” w mediach rozpętała się burza – okazało się, że przez wiele dni służby specjalne nie wiedziały o zniknięciu funkcjonariusza, który miał dostęp do tajnych danych. W związku z tą sprawą zebrała się nawet sejmowa komisja ds. służb specjalnych, ale potem zapanowała cisza. Wiadomo jedynie, że w Wielkanoc żołnierz wyszedł ze swojego mieszkania na warszawskim Gocławiu i nikt go od tej pory nie widział. Według jednej z hipotez, nie można wykluczyć, że mógł on być wcześniej zwerbowany przez obcy wywiad i w obawie przed zdemaskowaniem został ewakuowany z kraju. Inna hipoteza zakładała celową ucieczkę od problemów lub zabójstwo, nawet przypadkowe. Policjanci sprawdzili wszystkie szpitale w Warszawie i województwie mazowieckim oraz kostnice, ale nie znaleziono ani ciała podobnego mężczyzny, ani pacjenta.
Poszukiwaniem szyfranta zajęła się policyjna specgrupa. Minister obrony narodowej Bogdan Kich milczał, podobnie jak szefowie służb wojskowych. Rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej powiedział, że resort nie komentuje medialnych doniesień na ten temat, bo z „zasady nie wypowiada się o działalności służb”.
Posłowie z sejmowej komisji ds. służb specjalnych na specjalnie zwołanym posiedzeniu niewiele się dowiedzieli – nikt nie odpowiedział na pytanie, jak wyglądała tak naprawdę ochrona kontrwywiadowcza chorążego Stefana Zielonki. Media co pewien czas informują, że poszukiwania zaginionego szyfranta trwają. Jak na razie – bez skutku.
Masowe dymisje
Kilka dni temu „Dziennik. Gazeta Prawna” ujawnił, że premier nieoczekiwanie odwołał Przemysława Gułę, szefa Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Na znak protestu dziesięciu ekspertów z RCB podało się do dymisji.
Problemów związanych z RCB można się było spodziewać już w sierpniu, gdy nieoczekiwanie do dymisji podał się Antoni Podolski, ówczesny szef RCB pełniący jednocześnie funkcję wiceministra spraw wewnętrznych i administracji (ministrem był wówczas Grzegorz Schetyna)
. I chociaż Antoni Podolski twierdził, że odchodzi, ponieważ „jego misja się zakończyła”, to nikt w to nie uwierzył i już wtedy mówiono, że sytuacja w RCB to „bomba z opóźnionym zapłonem”.
Prawdziwa eksplozja nastąpiła w styczniu tego roku. Jak ujawnił „Dziennik. Gazeta Prawna”, nieoczekiwane odwołanie przez premiera Przemysława Guły z funkcji szefa Rządowego Centrum Bezpieczeństwa wywołało lawinę rezygnacji. W geście protestu po tej decyzji z pracy odeszło dziesięć osób, w tym wszyscy eksperci z kluczowego wydziału analiz zagrożeń. Fala dymisji spowodowała, że faktycznie przestał istnieć wydział analiz i prognoz. Z pracy zrezygnowała jego szefowa i wszyscy pracownicy.
Według nieoficjalnych informacji sytuacja w RCB jest wynikiem „wojny na górze”, czyli nie tylko w najbliższym otoczeniu Donalda Tuska, ale i w całej jego kancelarii.
– Nie ma osoby, która by to wszystko trzymała w ryzach i koordynowała. Wcześniej takim „karbowym” był Grzegorz Schetyna. Teraz rządzi partią, a w Kancelarii Premiera nikt nad niczym nie panuje – mówi „Gazecie Polskiej” jeden z polityków Platformy Obywatelskiej.
Dorota Kania, Rafał Kotomski