ŚwiatCo z tego że jest szarlatanem, jeśli ratuje chorym życie?

Co z tego że jest szarlatanem, jeśli ratuje chorym życie?

Komórki macierzyste mogą okazać się cudowną bronią w walce z nieuleczalnymi chorobami genetycznymi. Medycynę od sukcesu dzieli już niewiele. Lecz zarazem dostateczne dużo, by dać pole do popisu szarlatanom - podaje "Newsweek".

Co z tego że jest szarlatanem, jeśli ratuje chorym życie?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

24.11.2008 09:11

Nazywa się Smikodub. Aleksander Smikodub. Jeśli wierzyć internetowi, jest profesorem medycyny i od kilkunastu lat z powodzeniem łączy badania nad komórkami macierzystymi z leczeniem nieuleczalnych dziś chorób, takich jak stwardnienie boczne zanikowe czy atrofia mięśniowa. Słowem - pewny kandydat do medycznego Nobla. Sęk w tym, że osiągnięcia ukraińskiego geniusza świat nauki zna jedynie ze słyszenia. Wyników jego terapii komórkami macierzystymi nie potwierdziła dotąd żadna renomowana placówka badawcza na świecie. Nie mogła, bo jej szczegóły pozostają słodką tajemnicą Aleksandra Smikoduba, unikającego branżowych kongresów oraz publikacji naukowych.

Właściwie wszystko wydaje się jasne. To oszustwo i szarlataństwo. Tylko dlaczego pacjenci Smikoduba zgodnie twierdzą, że zawdzięczają mu życie?

- Polscy lekarze twierdzili, że syn nie dożyje do matury - mówi Grażyna Lewicka, matka 20-letniego dziś Łukasza, który od sześciu lat systematycznie jeździ na zabiegi do kijowskiej kliniki Smikoduba. - Dzięki profesorowi Łukasz wciąż jest z nami i zachowuje względną samodzielność, która pozwala mu nawet studiować. Rówieśnicy syna, którzy chorowali na tę samą chorobę i nie poddali się tej kuracji, w większości już nie żyją - dodaje.

Łukasz Lewicki cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a, nieuleczalną chorobę genetyczną prowadzącą do stopniowego zaniku mięśni, a w efekcie do kalectwa i śmierci. Lekarze są wobec niej wciąż bezradni, nowoczesne sterydy mogą jedynie złagodzić przebieg choroby i wraz z rehabilitacją ewentualnie opóźnić moment zniedołężnienia chorego.

Usunięcie przyczyny dystrofii wciąż leży poza możliwościami współczesnej medycyny, choć coraz więcej wskazuje na to, że przełom w walce z tą chorobą - jak i z innymi schorzeniami genetycznymi - mogą dać badania nad komórkami macierzystymi.

Ten specyficzny rodzaj komórek, które są w stanie przeobrazić się w dowolną tkankę, to coś w rodzaju naturalnego magazynu uniwersalnych części zamiennych ludzkiego organizmu. Na razie jednak udają się tylko nieliczne zabiegi. Jest to świetna metoda w walce z wieloma chorobami, ale także bardzo trudna do opanowania. Nauka zaczyna sobie radzić i z tym, jednak bardzo powoli.

- Coraz lepiej idzie nam np. zmuszanie komórek macierzystych, by mnożyły się w pożądanym miejscu i zastępowały określone typy tkanek - tłumaczy prof. Maciej Kurpisz, szef Instytutu Genetyki Człowieka PAN. - Właśnie przygotowujemy się do pierwszego w Polsce przeszczepu komórek macierzystych zdolnych do regeneracji mięśni pacjentowi choremu na dystrofię mięśniową - dodaje.

W przypadku dystrofii, na którą cierpi Łukasz, zanik mięśni postępuje w takim tempie, że organizm szybko zużywa własną rezerwę komórek budujących mięśnie. Stan chorego może poprawić tylko przeszczep komórek macierzystych od innego, zgodnego tkankowo dawcy. - W ten sposób można wywołać wzrost masy mięśniowej u chorego i być może takie właśnie zabiegi przeprowadzane są w Kijowie, w klinice Smikoduba - mówi prof. Kurpisz.

Dla postronnego obserwatora zabieg, do którego przygotowuje się prof. Kurpisz i kijowskie operacje Aleksandra Smikoduba wydają się podobne. Z punktu widzenia metodologii i estetyki naukowej jest jednak między nimi przepaść. Każdy lekarz może sprawdzić i poznać założenia i wyniki polskiej operacji. Natomiast Ukrainiec konsekwentnie odmawia podzielenia się szczegółami swojej metody z międzynarodową społecznością medyczną.

Jednak słowo "szarlatan", które ciśnie się na usta w tej sytuacji, jakoś nie przystaje do realiów XXI-wiecznej medycyny, szukającej ratunku dla chorych na poziomie komórek macierzystych i kodu DNA.

Jeśli metoda Smikoduba jest skuteczna i bezpieczna, powinno mu zależeć na rozgłosie. Ponieważ tak się nie dzieje, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa kijowska terapia jest wyrafinowanym oszustwem polegającym na sprzedaży (nie tanio, bo pierwsza kuracja kosztuje 15 tys. euro) beznadziejnie chorym nadziei, której nie może dać im żaden uczciwy lekarz - twierdzi w oficjalnej rekomendacji dla Ministerstwa Zdrowia prof. Wiesław Jędrzejczak.

Tyle naukowcy. Jednak najlepszymi ekspertami jeśli chodzi o własne samopoczucie są sami chorzy. - Zapewniam, że po każdym zabiegu w Kijowie czuję się o wiele lepiej - mówi Łukasz Lewicki. Nie sposób dyskutować z takimi argumentami.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)