Co świat zawdzięcza nudzie?
Dzięki nudzie latamy dziś w kosmos, a rodzice nie rozumieją swoich dzieci. Nuda to nadzorca, który pilnuje, by nasz mózg nie zgnuśniał w nieróbstwie. Posłusznym daje nagrodę odczuwania przyjemności, na opornych zsyła halucynacje.
26.06.2003 | aktual.: 26.06.2003 12:31
Odstrasza skuteczniej niż najgroźniejsza broń. Wystarczy, by wzmianka o niej pojawiła się w recenzji książki, płyty, filmu, w opisie najbardziej wykwintnego dania czy najdroższego wina, byśmy omijali je szerokim łukiem. Nic też bardziej nie zniechęca do człowieka niż naznaczenie go stygmatem nudy. Powiew nudy sieje spustoszenie jak fala uderzeniowa atomowego wybuchu. Od nudy się umiera, więdnie, usycha. Dlatego nikt się z nią nie patyczkuje. Nudę się zabija. Lecz ona się nie daje. Mutuje. Zmienia się. Znajduje sobie coraz to nowe kryjówki, by nagle pochwycić nas w najbardziej niespodziewanych okolicznościach. Jest szybka. Nie starczają samoloty, pociągi, samochody, by uciec na tereny jeszcze przez nią niezajęte. Radia, telewizory, DVD, komórki, Internet, by zagłuszyć jej skrzek. Wspinamy się na Mount Everest - ona tam jest. Lecimy na Księżyc - przygnębia nas szara nuda krajobrazu. Rozszczepiamy atom - a nuda mierzi nas powtarzalnością tego procesu. Nuda wyziera z kartek podręczników, z polityki, nauki,
rozrywki, rodziny, seksu, Kościoła. Nie ma dziedziny życia, którą by oszczędziła. Poznajmy potwora.
Siostra przyjemności
Choć wydaje się, że nas otacza, ona tkwi w naszej głowie. Jak do tej pory jednak nikt nie odnalazł ,ośrodka nudy" podobnego tym, które odpowiadają za widzenie, słyszenie, mówienie, oddychanie. Nuda nie występuje endemicznie - jest stanem całego mózgu. Skąd się bierze? Czy jest do czegoś potrzebna?
Gdy śpimy albo jemy, czytamy, rozmawiamy, prowadzimy samochód czy gapimy się tępo przed siebie, nasz mózg nieustannie znajduje się w stanie pobudzenia. W zależności od docierających do nas bodĄców pobudzenie owo może się zwiększać lub zmniejszać. "Zarówno u ludzi, jak i zwierząt mózg, by działać i zachować świadomość, znajduje się na pewnym optymalnym poziomie stymulacji - poziom ten jest u każdego różny" - wyjaśnia doktor Jerzy Osiński z Katedry Psychologii Biologicznej Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. - "Stałe pobudzanie kory mózgowej jest potrzebne, aby wytworzyć w niej stan gotowości do odpowiedniego reagowania na bodĄce. Za utrzymanie optymalnego dla nas poziomu aktywności odpowiada tak zwany układ siatkowaty".
Znajduje się on w części mózgu zwanej pniem. Oddziałuje na mózg poprzez wydzielanie substancji zwanych neuroprzekaĄnikami. Najważniejszą z nich jest w tej historii dopamina. Gdy poziom dopaminy w naszym mózgu spada, to znak, że zmniejsza się aktywność kory mózgowej. Na to zaś dla własnego dobra nie możemy pozwolić - mózg rozpoczynał swą funkcję jako układ alarmowy, a stan czuwania można zdefiniować jako mechanizm zapewniający najskuteczniejsze działanie w chwili zagrożenia. Dopamina poza utrzymywaniem naszej uwagi pełni w mózgu jeszcze kilka istotnych funkcji. Między innymi stymuluje komórki w tak zwanym układzie nagrody. Gdy zalewa ów układ - mózg odczuwa przyjemność. Gdy jej brak - domaga się jej.
W ten sposób, dostarczając mózgowi przyjemności, poszukujemy wciąż nowych wrażeń, które powodują uwolnienie się dopaminy. To rodzaj układu sprzężonego: układ siatkowaty pobudza mózg, zalewając go dopaminą, ta wywołuje w nim przyjemność, więc on wciąż się jej domaga. Gdy jej brakuje, zaczynamy poszukiwać bodĄców, które uwolnią dopaminę, sprawią nam przyjemność i będą nas utrzymywać w stanie pobudzenia. To sprytny sposób, który nie pozwala umysłowi na włączenie "wygaszacza ekranu". Gdy brak bodĄców, pojawia się nuda - zły bliĄniak przyjemności.
Albo działasz, albo masz zwidy
To dla naszego umysłu rodzaj kopa: "No, dalej, rusz się! Zacznij działać. Nie wolno ci gnuśnieć i popadać w stupor, bo ani się zorientujesz, jak coś cię napadnie i zje". Nuda to rodzaj budzika, który dzwoni, gdy umysł zasypia. Gdy robi się monotonnie, powtarzalnie, wciąż tak samo, gdy czujność ustaje. ,Zrób coś" - skrzeczy nuda.
"To popęd, który zmusza nas do poszukiwania bodĄców, gdy ich w ogóle nie ma" - mówi doktor Jerzy Osiński. "To nie ciekawość nas pcha do poszukiwań?" "Ciekawość pojawia się wtedy, gdy ma się na czym oprzeć. Jesteśmy zawsze ciekawi czegoś. Najpierw jednak musimy to coś odnaleźć. A za to odpowiada nuda, która zjawia się w pustce i pcha do eksploracji" - odpowiada doktor Osiński.
Nuda skłania nas do rozwoju. Gdyby ludzki umysł w chwili urodzenia zanurzyć w oceanie nudy, zdegenerowałby się. Co jednak stałoby się z zanudzanym mózgiem dorosłego człowieka? Czy można na przykład umrzeć z nudów? - "Umrzeć nie, raczej zwariować" - mówi doktor Osiński. W 1954 roku trzech psychologów: Bexton, Heron i Scott, sprawdziło to eksperymentalnie. Naukowcy płacili studentom po 25 dolarów na dzień za dobrowolne poddawanie się nudzie. Mieli oni jak najdłużej przebywać w wygodnym pokoju, gdzie niemal do minimum zredukowano dopływ jakichkolwiek bodźców. Temperatura optymalna, światło przyćmione, podawane pożywne (i mało porywające) jedzenie. Mimo wizji łatwego zarobku żaden ze studentów nie wytrzymał tam więcej niż klika godzin. Wykańczała ich jałowość sytuacji. Nie było nic do robienia, nie można było niczym zająć umysłu. Najwytrwalsi opowiadali, że zaczęli cierpieć na halucynacje.
Podobne doświadczenia przeprowadzano też później w bardziej skrajnych warunkach. Umieszczano ochotników w ciemnych, dźwiękoszczelnych pomieszczeniach, zanurzając ich w słonawej cieczy o temperaturze ciała. Po krótkim czasie ich znudzony umysł zaczynał "żyć własnym życiem". Nie mógł liczyć na pobudzenie z zewnątrz, więc nuda skłoniła go do tworzenia halucynacji. To może także wyjaśniać, dlaczego nuda przywołuje senność. Skoro nie ma co liczyć na atrakcyjną rzeczywistość, zaśnij. Może przyśni ci się coś fajnego?
* Filateliści się nie nudzą*
Są jednak ludzie, dla których nuda jest stanem chronicznym. Skąd się biorą? Układ siatkowaty każdego z nas ma różną wrażliwość. Niektórym, by go pobudzić, wystarczy nowy okaz motyla, inni stymulują go, zmieniając kanał w telewizji, jeszcze inni muszą skoczyć na bungee - intensywność bodźca, który utrzyma nasz mózg w aktywnej normie, zależy od naszej wrażliwości na nudę. Im ktoś potrzebuje mocniejszych wrażeń, tym szybciej i łatwiej się nudzi. Jego aktywujący układ siatkowaty ma wyżej podniesioną poprzeczkę. Z byle powodu nie zalewa mózgu dopaminą. Z czego to wynika?
Po pierwsze, z wychowania - im bardziej przyzwyczajamy mózg do wysokiego stanu pobudzenia, tym bardziej się on tego od nas domaga. Wielu z rodziców zada sobie pewnie pytanie, czy w związku z tym lepiej pokazywać swoim dzieciom jak najwięcej możliwości, stymulować je, czy też skłaniać, by siedziały w domu i czytały książki. Niestety, mam smutną wiadomość. To rzadko da się pogodzić.
Podróżnicy, poszukiwacze przygód, maklerzy giełdowi, wynalazcy czy himalaiści rzadko mają zamiłowanie do lektury. Ich mózg jest żądny mocniejszych wrażeń. Czasem jednak, choćbyśmy nie wiem, jak się wysilali, nasze dziecko i tak wyrośnie na poszukiwacza ryzyka. Stopień wrażliwości na nudę może bowiem zależeć też od genów. Naukowcy podejrzewają zwłaszcza jeden - o dźwięcznej nazwie D2R2. Okazuje się, że 50-80% alkoholików, obżartuchów, patologicznych hazardzistów, ryzykantów - a więc ludzi poszukujących mocnych impulsów - ma mutację w tym genie. Taka jego odmiana uniemożliwia wiązanie dopaminy przez komórki na szlakach zapewniających nagrodę - wskutek czego osłabieniu ulega przypływ przyjemności związany zwykle z uwalnianiem tego neuroprzekaĄnika. Mózg takich ludzi domaga się stale pobudzenia i zachowuje tak, jakby notorycznie się nudził.
Osoby posiadające taką postać genu potrzebują silniejszych bodźców, co ma wciąż stymulować wydzielanie dopaminy w nadziei, że kiedyś osiągną jej optymalną ilość. Może to być ryzykowny seks, wspinaczka wysokogórska, wyrafinowany obiad. Wydzielanie dopaminy zwiększa też alkohol, nikotyna, narkotyki. Jednak oprócz poszukiwaczy wrażeń są także ludzie, którzy nie nudzą się nigdy. Ich układ siatkowaty jest tak wyczulony (a może niewyćwiczony?), że wystarczy byle bodziec, by go zaspokoić. Oni unikają wrażeń. Każde mocniejsze pobudzenie powoduje, że ich mózg obniża swoją aktywność - tak jakby chciał je stłumić. Tak jest u osób, którym do życia wystarczy niezwykły okaz znaczka pocztowego (niech mi wybaczą filateliści) czy siedzenie w oknie i przyglądanie się przejeżdżającym pociągom. Z nimi z pewnością nie osiągnęlibyśmy wiele. Rozwój cywilizacji zawdzięczamy raczej wiecznie znudzonym poszukiwaczom nowych wrażeń.
To odkrycie może także wyjaśniać, dlaczego rodzice rzadko rozumieją świat, w którym żyją ich dzieci. Cywilizacja rozwija się tak szybko, że bodźce, którym poddawany jest w dzieciństwie mózg każdego następnego pokolenia, ustawiają poprzeczkę pobudzenia coraz wyżej. Nie dziwmy się więc mamom, które każą nam przyciszać efekty specjalne w kinie domowym, czy męczą się na myśl o komputerze, oraz ojcom spędzającym cały wieczór nad instrukcją obsługi DVD, które my umiemy zaprogramować w 15 minut. Dla ich układów siatkowatych tyle nowych informacji to przeciążenie. Nas za 50 lat też pewnie czeka ich los.
Przepływ ratuje
Na początku XX wieku niektórzy psychologowie próbowali definiować motywację do działania jako instynkt. Miała ona być rodzajem reakcji automatycznej, odziedziczonej po przodkach, jak na przykład odruch ssania (instynkt fizyczny) czy zazdrość (instynkt psychiczny). Zwolennicy tej koncepcji uważali, że każdą czynność motywuje odrębny instynkt. Kiedy jednak lista tych ostatnich zaczęła obejmować blisko 10 tysięcy pozycji, psychologowie jęli się chyłkiem wycofywać z tego pomysłu. Następna była teoria popędów - czyli zaspokajania podstawowych potrzeb organizmu: głodu, pragnienia, snu, seksu. Uważano, że wszystkie działania człowieka można sprowadzić do prób zaspokojenia lub zmniejszenia któregoś z popędów. Jednak człowiek, a także wiele zwierząt, bada otaczający świat dla samej radości odkrywania. Co nas do tego pcha? Nuda dĄgająca ostrogą nasz mózg, gdy ten choć na chwilę sobie odsapnie. Ta nieustająca dążność człowieka do działania zyskała już w psychologii swoją nazwę. Zawdzięcza ją Mihaly'emu Csikszentmihalyi
z University of Chicago. Antidotum na nudę nazwał on emocjonalnym przepływem. "To zdarza się wtedy, gdy człowiek robi coś, choć nie odnosi żadnych korzyści w tradycyjnym rozumieniu tego słowa" - wyjaśnia badacz.
Przyczyną działalności jest czysta przyjemność. Przepływ. W nim wszystko się zazębia, a godziny mijają niepostrzeżenie. Uwaga jest całkowicie pochłonięta wykonywaną czynnością. Działamy niezależne od nagród z zewnątrz. Dostajemy za to bonus od własnego mózgu - bacik nudy zostaje odwieszony na kołeczku. Na widoku. Do następnego razu.
OLGA WOŹNIAK