ŚwiatCo stało się z 43 studentami z Meksyku? Anatomia tragedii

Co stało się z 43 studentami z Meksyku? Anatomia tragedii

We wrześniu minionego roku 43 studentów zaginęło bez śladu po manifestacji w miejscowości Iguala w meksykańskim stanie Guerrero. Studentów mieli zatrzymać policjanci, którzy następnie przekazali ich członkom gangu. Ci ostatni dokonali egzekucji i spalili ich zwłoki. Choć od zbrodni minęło wiele miesięcy, do dziś nie wiadomo, jakie były motywy postępowania przestępców i co dokładnie wydarzyło się w Iguali.

Co stało się z 43 studentami z Meksyku? Anatomia tragedii
Źródło zdjęć: © AFP | Ronaldo Schemidt

12.05.2015 | aktual.: 14.05.2015 14:35

Szkoła Normal Rural Raúl Isidro Burgos, do której uczęszczało 43 zaginionych, jest lepiej znana jako Ayotzinapa, co w języku nahuatl oznacza "krainę żółwi". Powstała w ramach programu edukacyjnego z 1926 roku. Były to szkoły dla przyszłych nauczycieli wiejskich, uczących najbiedniejsze warstwy społeczne. Uczniowie tej szkoły to wyłącznie mężczyźni, w większość przypadków władający językiem swojej grupy etnicznej i hiszpańskim. Wielu z nich zna język, którym posługiwali się Aztekowie - nahuatl.

"Dostali to, na co zasłużyli"

Po zaginięciu studentów do stolicy przyjeżdżali ich rodzice, jednak niełatwo było się z nimi spotkać na osobności. Kontaktu do nich szukałam przez zaangażowanych w manifestacje studentów filozofii. Ich spotkania odbywały się na patio wydziału na Narodowym Uniwersytecie Autonomicznym Meksyku. To właśnie tam udało mi się zdobyć numer telefonu do studenta, który koordynuje spotkania i wystąpienia rodziców zaginionych. Poprosił, bym stawiła się w syndykacie elektryków, gdzie mieli naradę. Po przejściu przez kontrolę w budynku i odbyciu dwóch rozmów sprawdzających pozwolono mi z nimi porozmawiać. Wprowadzili specjalne środki ostrożności i każde ich spotkanie odbywało się w obecności ochroniarzy, bo jak mówili "stolica jest pełna niebezpieczeństw", a mają na utrzymaniu całą rodzinę, więc chcą wrócić do domu cali i zdrowi.

Rozmawiali ze mną trzej ojcowie zaginionych i jeden z ich kolegów, który też uczestniczył w manifestacji. Napięcie, smutek i wściekłość zawisły w powietrzu wraz z pierwszymi wypowiedzianymi przez nich słowami. Opowiadali, jak dowiadywali się o tym, co zaszło 26 września. Jak bezskutecznie dzwonili do znajomych swoich synów, jak szukali ich w szpitalach i u rodziny. Jeden z ojców dzień po manifestacji pojechał do bazy wojskowej w Iguali poprosić o pomoc w poszukiwaniach, ale usłyszał, że "oni dostali to, na co zasłużyli". Na pożegnanie żołnierz powiedział, by rodzice nie mieszali się w te sprawy i nie zadawali zbyt wiele pytań, bo spotka ich podobny los. Na początku rozmowy patrzyli mi w oczy, jednak w miarę opowiadania odwracali się tyłem do reszty osób w pokoju i wyglądali przez okno. Byliśmy na dziesiątym piętrze budynku, więc mieliśmy dobry widok na ponad 20 milionową stolicę z domami rozciągającymi się po sam horyzont. Patrzyli w przestrzeń nieruchomym spojrzeniem, płakali, łamał im się głos, drżały
ręce. Każdy z nich powtarzał jak dobre zaklęcie, że jedyne czego pragną, to by synowie wrócili żywi, tacy jak wyszli z domu - "Vivos se los llevaron, vivos los queremos".

Walka o przeżycie

Podsekretarz stanu ds. praw człowieka meksykańskiego rządu Roberto Campa Cifrian uważa, że przypadek 43 studentów jest związany z "historyczną nierównością" w stanie Guerrero. Bieda i korupcja od dawna były tematami, z którymi powinny się rozprawić meksykańskie władze. Stan Guerrero jest drugim najbiedniejszym w całej republice. Około 70 proc. mieszkańców tych terenów żyje w biedzie. Ubóstwo niektórych gmin stanu jest porównywalne z poziomem życia w afrykańskich państwach Mali oraz Malawi, będących w czołówce najsłabiej rozwiniętych krajów świata. Niektórzy umierają z powodu grypy czy infekcji żołądkowych. Siedmiu na dziesięciu mieszkańców Guerrero ma problemy z pokryciem podstawowych kosztów utrzymania: jedzenia, opłat mieszkaniowych czy związanych z edukacją.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (65)