Co się dzieje w związku Rutkowskiego?
Jednego dnia wielkie wzloty uczucia i niezwykłe plany na przyszłość, następnego nagłe załamanie i dramatyczne decyzje o rozstaniu. Związek Krzysztofa Rutkowskiego i jego narzeczonej Luizy Kobyłeckiej wisiał dosłownie na włosku. Czy przetrwa kolejną próbę?
22.02.2012 | aktual.: 22.02.2012 07:45
W ostatni weekend Rutkowski z narzeczoną zatrzymali się w jego domu w Łodzi. – Jedziemy teraz do Szczecina, mamy plany na przyszłość, myślimy o ślubie w Madrycie lub Atenach – zapowiadali. On był cały w skowronkach, ona radosna. Tak było do poniedziałku, kiedy nagle wczoraj Rutkowski oznajmił nam przez telefon: – Mam poważny problem. Rozstałem się z Luizą. Jestem załamany – oświadczył.
Co się stało? Gwałtowne uczucie tej pary i dramatyczne okoliczności ostatnich dni musiały doprowadzić do kryzysu. Ona chciała mieć więcej Krzysztofa dla siebie. Rutkowski nie mógł poświęcić pracy dla kobiety. Do tego doszła zazdrość. On uznawany za gwiazdora pokazywał się w towarzystwie pięknych kobiet, więc trudno nie poczuć wtedy zazdrości. Może nawet domniemana próba samobójcza Luizy była tylko erupcją nawarstwiających się stresów i kobiecej niepewności? Czyżby zakochana kobieta próbowała zwrócić na siebie uwagę mężczyzny, który zajęty sprawą śmierci małej Madzi z Sosnowca nie rzucił nagle wszystkiego i nie pojechał do niej do szpitala w Lublinie?
– Nie wiem, co mam teraz zrobić. Kocham Luizę i wiążę z nią plany na przyszłość. Prowadzę jednak firmę, mam poważne sprawy i pewne rzeczy musimy sobie wyjaśnić, poukładać, dobrze się zrozumieć – zwierzył się nam Rutkowski, wyraźnie przejęty dramatyczną sytuacją. Nie mniej przejęta była Luiza. W rozmowie z naszym dziennikarzem bardzo poważnym tonem potwierdziła: – Był kryzys w naszym związku. Zaraz jednak dodała: - Ale został już zażegnany. Problemy pojawiły się, bo po prostu łączy nas wielka miłość i w związku z tym emocje są też ogromne. Miałam trochę żalu do Krzysztofa, że zaraz po zdarzeniu na KUL nie rzucił wszystkiego i nie przyjechał do mnie do szpitala. Ale wyjaśniliśmy sobie, że po prostu nie mógł. Jest zaangażowany w tyle ważnych przedsięwzięć, że nie jest w stanie zostawić ich i ruszyć na drugi koniec Polski. Teraz to rozumiem. Inną rzeczą jest fakt, że mój narzeczony czuje się zmęczony ostatnimi wydarzeniami. Ale powtarzam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i już wszystko jest w porządku – mówi
dobitnie Kobyłecka.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Śmierć Madzi: Rodzina nie chciała jej zabawek