ŚwiatCo dalej po Merkel? Dla Polski może być tylko gorzej

Co dalej po Merkel? Dla Polski może być tylko gorzej

Co dalej po Merkel? Dla Polski może być tylko gorzej
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Clemens Bilan
Oskar Górzyński
29.10.2018 16:01, aktualizacja: 29.10.2018 19:34

Po 18 latach Angela Merkel rezygnuje z szefowania niemieckiej chadecji. To koniec długiej i stabilnej epoki. Nadchodzi era niepewności. W dodatku era niekoniecznie dobra dla Polski.

Epoka Merkel kończy się w charakterystyczny dla niej sposób - spokojnie, stopniowo, bez większych fanfarów. W poniedziałek kanclerz oznajmiła, że w grudniu nie będzie ubiegać się o ponowny wybór na szefa Unii Chrześcijańsko- Demokratycznej. I że obecna kadencja będzie jej ostatnią jako kanclerz Niemiec.

Manewr Merkel to próba przeprowadzenia kontrolowanej sukcesji, odejścia na własnych warunkach. W obliczu spadających notowań partii i olbrzymich problemów rządzącej koalicji, szefująca CDU od 2000 roku polityk zaczęła tracić władzę i wpływy w partii. Poniedziałek po niedzielnych wyborach w Hesji - gdzie CDU z wielkim trudem udało się utrzymać władzę w landzie - był idealnym momentem, by odejść na własnych warunkach i przeprowadzić w partii płynną sukcesję. Jej następczynią, namaszczoną przez Merkel już wcześniej, miałaby zostać jej ideowa sojuszniczka, Annegret Kramp-Karrenbauer, znana w Niemczech jako AKK.

Rozpad koalicji to kwestia czasu?

Problem w tym, że misja kontrolowanej sukcesji wcale nie musi się powieść. Podobnie jak plan Merkel, aby pozostać kanclerzem do 2021 roku. Główny powód jest jeden: spodziewany upadek wielkiej koalicji chadeków z socjaldemokratami (SPD). SPD traci w sondażach jeszcze szybciej niż CDU i w partii narasta przekonanie, że dalsze trwanie w rządzie tylko go przyspieszy.

- Zegar dla wielkiej koalicji tyka. Myślę, że w ciągu następnych kilku miesięcy może być po wszystkim. W tej chwili jedynym czynnikiem powstrzymującym SPD przed jej zerwaniem jest strach przed nowymi wyborami. Zresztą to samo można powiedzieć o CDU/CSU - mówi WP Tobias Fella, ekspert Fundacji Friedriecha Eberta, politycznej fundacji związanej z socjaldemokratami. - Ale wybory byłyby jakimś wyjściem z impasu. Oczywiście, CDU i SPD straciłyby głosy. Ale jaka jest alternatywa? Stracić jeszcze więcej za trzy lata? Zmiana nadejdzie prędzej czy później - dodaje.

Rozpad koalicji zakończyłby rządy Merkel. Wtedy partia miałaby dwie możliwości: nowe wybory albo sformowanie rządu mniejszościowego. Wedle drugiego scenariusza przejściowym szefem rządu mógłby być patriarcha partii i przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schaeuble.

- To byłaby najlepsza opcja dla Polski. Nie spotkałem w Niemczech polityka, który miałby taki szacunek i wrażliwość dla naszego punktu widzenia - mówi WP Tomasz Krawczyk, niemcoznawca i były doradca premiera Morawieckiego.

Może być tylko gorzej

Jednak nawet gdyby ta opcja zwyciężyła, 76-letni Schaeuble byłby jedynie liderem przejściowym. O tym, kto na stałe zastąpi Merkel - i w domyśle będzie rządził Niemcami - może zdecydować grudniowy kongres partii. I tu wygrana namaszczonej przez Merkel kandydatki wcale nie jest przesądzona. Ledwie kilka godzin po ogłoszeniu przez Merkel rezygnacji, swoją kandydaturę zapowiedział Friedrich Merz, były wielki rywal Merkel, który przez 13 lat pozostawał poza polityką. Kandydatem będzie też 38-letni Jens Spahn, minister zdrowia i najgłośniejszy krytyk kanclerz wewnątrz partii.

- Merz to raczej taki powrot do starych, dobrych czasow CDU. O nim i o Spahnie mówi się, że są konserwatywni, ale to nie do końca prawda. Spahn w kwestiach społecznych jest liberalny. Merz kiedyś był konserwatywny, ale ciężko powiedzieć, gdzie on dziś stoi - mówi WP Daniel Lemmen z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Jak dodaje, z polskiej perspektywy martwić może fakt, że obaj to tradycyjnie "zachodni" politycy (w porównaniu do "wschodniej" Merkel), dla których Polska będzie prawdopodobnie mniej ważna.

Ale to samo można powiedzieć o AKK. Polityczka, zwana w Niemczech "mini-Merkel", dotychczas stroniła od polityki zagranicznej. Przez lata była jednak premierem Saary, landu graniczącego z Francją. I to właśnie ku zachodowi kierują się jej sympatie.

- Wychowana jest w kontekście francusko-niemieckim i jest do niego przywiązana. Dla Polski oznacza to, że może nie być tak wrażliwa na nasz punkt widzenia jak Merkel - ocenił w rozmowie z WP Adam Traczyk z think tanku Global.Lab.

Zielona fala na horyzoncie

Nie wszystkie tendencje w niemieckiej polityce układają się jednak dla Polski niekorzystnie. W niedzielnych wyborach w Hesji drugie miejsce zajęła partia Zielonych. Od tygodni partia pnie się w górę sondaży i według większości badań jest już drugą siłą w Niemczech, zastępując na tym miejscu SPD. Tymczasem pod wieloma względami Zieloni są partią nam najbliższą. Są bardzo sceptycznie nastawieni do Rosji, sprzeciwiają się gazociągowi Nord Stream 2 i opowiadają się za bardziej kompromisowym podejściem Brukseli co do Polski i innych krajów naszego regionu. W niedawnej rozmowie z WP europosłanka ugrupowania Rebecca Harms wezwała Unię do "bardziej zrównoważonego" stanowiska.

- O ile nie dojdzie w Niemczech do prawdziwego chaosu, to myślę, że ostatecznie Polska nie ma się czego obawiać. Zieloni rosną w siłę, SPD spada, CDU jest w miarę stabilne - podsumowuje Fella.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (233)
Zobacz także