Co czeka europejskich imigrantów w Wielkiej Brytanii, jeśli dojdzie do Brexitu?
- Nasze szacunki wskazują, że ok. 400 tys. Polaków może, ale nie musi, utracić prawo do pobytu na terenie Wielkiej Brytanii, gdyby doszło do Brexitu - mówi Wirtualnej Polsce analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Patryk Toporowski. Według eksperta nawet jednak jeśli Londyn rozwiedzie się z Brukselą, nie musi to znaczyć, że nasi rodacy zaczną masowo wracać do kraju. Jakie inne mają możliwości? I kto w ogólnym rozrachunku straciłby na Brexicie bardziej: imigranci czy Wielka Brytania bez pracowników z zewnątrz?
WP: Jeśli Brytyjczycy zdecydują, że chcą się pożegnać z Unią Europejską, co czeka miliony imigrantów-obywateli krajów unijnych żyjących na Wyspach?
Patryk Toporowski, PISM: To, czy będą mieć dalej dostęp do brytyjskiego rynku, zależy od tego, jak długo przebywali na terenie Wielkiej Brytanii. Jeśli krócej niż 5 lat, najprawdopodobniej takie osoby będą musiały się ubiegać o pozwolenie na pobyt i o pracę. Druga sprawa to zmiany w polityce świadczeniowej. Obecnie Wielka Brytania ma szeroki wachlarz zobowiązań socjalnych; został on niedawno ograniczony, ale większość świadczeń nadal funkcjonuje. Kiedy wyjdzie z UE, przestaną one przysługiwać obywatelom Unii, o ile nie są oni też obywatelami brytyjskimi.
WP: Jaka byłaby wówczas przyszła polityka imigracyjna Londynu?
- Z jednej strony społeczne nastroje są antyimigracyjne, z drugiej brytyjski rząd jest świadomy tego, że kraj potrzebuje rąk do pracy. Sami Brytyjczycy nie zapełnią dziur, które powstaną po ewentualnym "wyrzuceniu" imigrantów z lokalnego rynku. Polityka imigracyjna pewnie będzie próbą połączenia interesów państwa z emocjami społeczeństwa. Podejrzewam, że rynek będzie regulowany, dopóki nie powstaną nowe porozumienia z UE i zależnie od tego, jakie będą to regulacje, czy np. Wielka Brytania wejdzie do Europejskiego Obszaru Gospodarczego, czy będzie to kwestia indywidualnych umów z państwami unijnymi. W tym pierwszym przypadku rynek będzie otwarty, bo to jeden z warunków EOG.
WP: Jak pan zauważył, bycie częścią EOG oznaczałoby też konieczność otwarcia się na przepływ ludzi. Chyba nie na tym zależy brytyjskim eurosceptykom. Czy z kolei europejskie państwa po "policzku" Brexitu byłyby chętne do rozmów z Londynem?
- Na pewno w wielu przypadkach sprawa przepływu osób i prawo do pracy na brytyjskim rynku są ważnymi elementami. Choćby dlatego, że Wielka Brytania to konkurencyjny rynek, gdzie dobrze się płaci i obywatele innych państwa korzystają z tego. (…) Większość krajów byłaby więc za utrzymaniem przepływu osób. Rodzi się jednak pytanie, czy podpisać umowę z Unią jako całością czy indywidualnymi krajami. Część państw może być zainteresowana posiadaniem indywidualnych umów z Wielką Brytanią. Np. Hiszpania, która jednocześnie gości u siebie wielu brytyjskich emerytów, może oczekiwać innego układu niż standardowy wprowadzony przez Brukselę. Inne kraje, jak Polska, najpewniej chciałyby, aby był to układ unijny, co zwiększa ich siłę przetargową, gdyby Wielka Brytania chciała zmieniać jego zasady.
WP: Czy w wypadku wyjścia Londynu z Unii Polska powinna się szykować na powrót setek tysięcy naszych rodaków? I czy nasz kraj jest gotowy na taką ewentualność?
- Nasze szacunki wskazują, że ok. 400 tys. Polaków może, ale nie musi, utracić prawa do pobytu na terenie Wielkiej Brytanii. Pojawia się pytanie: czy w związku z tym będą oni chcieli wracać do Polski, czy jednak wyjadą do innych państwa UE? Równie atrakcyjnym rynkiem dla Polaków są Niemcy, gdzie obecnie przebywa jeszcze więcej imigrantów niż w Wielkiej Brytanii. Ponieważ swoboda przepływu osób obowiązuje też na terenie Europejskiego Obszaru Gospodarczego, takim kierunkiem może być Norwegia (kraj ten nie jest członkiem UE, ale należy do EOG - red.). Jest więc parę innych możliwości dla imigrantów, którzy tracą szansę na przebywanie na Wyspach i wcale nie musi to oznaczać powrotu do Polski.
Podejrzewam, że jakiś odsetek trafi do naszego kraju, z różnych powodów, także rodzinnych. Czy polska gospodarka jest w stanie zaabsorbować tych ludzi? Pewnie tak. Obecna sytuacja demograficzna sprzyja nawet ściąganiu pracowników z sąsiednich krajów (np. Ukrainy). Ale czy (powracający Polacy - red.) będą zadowoleni i będą potrafili się dostosować do polskiego rynku, po latach spędzonych w innym państwie, gdzie jest inna kultura pracy, wynagrodzenia? To może być bariera. Część osób może w związku z tym stać się bezrobotna.
WP: Kto w ogólnym rozrachunku straciłby na Brexicie bardziej: imigranci, którzy są oskarżani przez Londyn o obciążanie systemu opieki społecznej, czy Wielka Brytania, której gospodarkę ci imigranci również wspierają?
- Według mnie swobodny przepływ osób umożliwia najlepsze wykorzystanie pracowników w całej UE. Sztuczne tworzenie barier spowoduje niedopasowanie pracowników, którzy pozostaną w Wielkiej Brytanii, do zwolnionych miejsc pracy. Może się okazać, że pojawi się wyższe bezrobocie strukturalne. To jest jednak problem, którego rząd brytyjski w tej chwili nie będzie poruszać z uwagi na emocje wśród społeczeństwa chcącego zaostrzenia prawa migracyjnego.
WP: Brytyjczycy, którzy od ponad 15 lat mieszkają poza Wyspami, nie wezmą udziału w referendum, choć osoby żyjące w innych krajach UE na pewno odczułyby skutki Brexitu. Jakie byłyby prawdopodobne reperkusje dla Brytyjczyków mieszkających poza ojczyzną, ale w Unii?
- Umowa o swobodnym przepływie osób działa w obie strony, więc ci Brytyjczycy, o ile nie będą mieli możliwości ubiegania się o prawo do pobytu w danym kraju na uproszczonych zasadach z powodu choćby długości czasu przebywania tam, będą musieli aplikować o to prawo. Będą taktowani jak imigranci z państw trzecich: Afryki, Ameryki czy innego rejonu świata. Wówczas możliwość otrzymania pozwolenia przebywania w danym państwie może być bardzo ograniczona.