"Co 50 lat Niemcom odbija" - historyk IPN dla WP
Stefan Kisielewski powiedział kiedyś, że mniej więcej co 50 lat Niemcom coś odbija. Mam wrażenie, że dochodzimy właśnie do takiego momentu. Obciążenie niemieckiej świadomości za lata 1933-1945 było ogromne i jest to w pewien sposób uzasadniona z punktu widzenia Niemców ucieczka przed odpowiedzialnością. Ale nawet w historiografii niemieckiej spotkałem próby przekształcania historii - powiedział Wirtualnej Polsce dr Piotr Łysakowski z Instytutu Pamięci Narodowej.
21.09.2004 | aktual.: 28.09.2004 13:36
W Niemczech ukazała się gra komputerowa, według której II wojnę światową rozpętują Polacy. Program ten bije rekordy popularności. Został nawet okrzyknięty "grą lipca 2004 roku", a jego twórcy podkreślają, że jest zgodny z realiami historycznymi. To kolejny przykład fałszowania historii przez Niemców. Co się dzieje z ich świadomością historyczną?
Piotr Łysakowski:Specjalizuję się w historii Niemiec. W czasie mojej pracy naukowej i kontaktów z niemiecką młodzieżą w Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży, miałem okazję z bliska obserwować proces kształtowania się niemieckiej świadomości historycznej. Stefan Kisielewski powiedział kiedyś, że mniej więcej co 50 lat Niemcom coś odbija. Mam wrażenie, że dochodzimy właśnie do takiego momentu. Ale niemieckie przewartościowanie wizji świata i własnej historii wynika z kilku powodów. Między innymi dlatego, że obciążenie niemieckiej świadomości za lata 1933-1945 było ogromne i jest to w pewien sposób uzasadniona z punktu widzenia Niemców ucieczka przed odpowiedzialnością.
Kto ponosi za to winę? Niemieckie szkoły?
Piotr Łysakowski:Niemcy inaczej uczą się świadomości historycznej. Jeśli chodzi o lata II wojny światowej, w szkołach poświęca się przede wszystkim uwagę Holocaustowi, pomijając przy tym to, do czego doszło 1 września 1939 roku i co do 1945 roku działo się na ziemiach polskich. Jeśli już ktoś o tym wspomina, to koncentruje się na wypędzeniach. Równolegle do tego niemieckie programy nauczania "uciekają" w historię regionalną. I to jest świadomy proces.
Czy w takim razie twórcy gry padli ofiarą niewiedzy? Może widzi pan w tym celowe działanie?
Piotr Łysakowski:Niewątpliwie producent czy twórcy tej gry korzystają z braku wiedzy. Nie chciałbym podejrzewać ich o złą wolę, ale muszę przyznać, że nawet w historiografii niemieckiej spotkałem próby przekształcania historii. W dużym dziele poświęconym Manfredowi Messerschmittowi, w którym między innymi znalazło się również kilka tekstów historyków polskich i amerykańskich, jeden z anglosaskich badaczy stwierdził na przykład, że w pierwszych tygodniach II wojny światowej Luftwaffe nie bombardowało polskich miast. Trudno podejrzewać, żeby w tak poważnym dziele znalazła się taka nieświadoma pomyłka. Wydaje mi się, że mamy do czynienia - o czym ostatnio dużo pisze polska prasa - z próbami zmiany historii.
Przedstawiony w grze powód rozpoczęcia II wojny światowej - przekroczenie przez polskie wojska granicy III Rzeszy - jest identyczny z tym, co głosiła propaganda hitlerowska...
Piotr Łysakowski:Chciałbym wierzyć, że to pomyłka.
Ale z naszą świadomością historyczną także nie jest najlepiej. Według badań przeprowadzonych przez Instytut Pentor 77% Polaków nie zna dokładnej daty wybuchu Powstania Warszawskiego, a zaledwie 14% potrafi bezbłędnie powiedzieć, jak długo trwało.
Piotr Łysakowski:Mamy za sobą okres PRL-u, szkoły uczyły nas, korzystając z wybranych wątków historii. W 1989 roku weszliśmy w nowy okres nauczania historii i według nowej metody postrzegania świata wszystkiemu jesteśmy winni, musimy się ze wszystkimi godzić i za wszystko przepraszać. W ramach Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży przyjeżdżały do nas delegacje niemieckich urzędników. W podziemiach Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu, dawnej siedzibie warszawskiego gestapo, znajduje się muzeum. Często proponowałem zaprowadzenie tam grup Niemców wizytujących budynek ministerstwa. I za każdym razem słyszałem od ministrów, że może lepiej nie, bo goście gotowi się jeszcze obrazić.
Jeżeli nie mamy szacunku do własnej historii i w poczuciu jakiejś źle rozumianej delikatności nie chcemy niemieckim przyjaciołom pewnych rzeczy przypominać, to daleko nie zajedziemy. Jeśli przyjrzeć się dyskusjom Internautów w portalach, na marginesie sprawy katyńskiej, to widać, jak często trafiają się głosy: "porzućmy ten temat, po co to ruszać, przecież to działo się 60 lat temu". Jeśli tak podchodzimy do własnej historii, to wolę pozostawić to bez komentarza. O historii trzeba rozmawiać, dyskutować, pokazywać, co się kiedyś działo. Ona wcale nie jest tak niepotrzebna, jak się powszechnie sądzi.
Z dr. Piotrem Łysakowskim z Instytutu Pamięci Narodowej rozmawiał Mariusz Nowik.