Cmentarz, bójka i nagle z grobowca runęła płyta. Chwile grozy na planie serialu
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, podczas kręcenia jednego z seriali dla Telewizji Publicznej, doszło do nietypowego wypadku. Podczas kręcenia sceny bójki na cmentarzu, na jednego z aktorów spadł zniszczony fragment grobu.
15.05.2024 10:14
Ekipa serialu "Na sygnale" kręci właśnie dla TVP1 odcinek 589. Miejsce akcji - Józefów pod Warszawą. Czas - piątek 10 maja, godzina 4 nad ranem. Sceneria: mroczno-upiorna. W jednej ze scen dochodzi do bójki na cmentarzu.
Walczą ze sobą aktorzy Wojciech Kałużyński i Adrian Kłos. Według naszego informatora filmowanie sceny nie zostało wtedy zakończone, bo doszło do niespodziewanego wydarzenia. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, na jednego z aktorów spadł fragment grobu.
"Pewnie klej ze starości puścił"
Dzwonimy do Kłosa, żeby potwierdzić informację.
- Wojtek leżał na ziemi między grobami, a ja siedziałem na nim i w scenie okładałem go pięściami. Dwóch innych aktorów próbowało mnie odciągnąć - mówi Adrian Kłos.
- Wszystko szło dobrze do momentu, gdy prawdopodobnie straciłem na chwilę równowagę i lekko podparłem się o płytę nagrobkową, precyzyjniej o ten kamienny element z napisami stojący pionowo. W tym momencie płyta runęła na głowę Wojtka. Wszystko wskazuje na to, że płyta nie była niczym przymocowana do poziomej części grobu.
Opiekun cmentarza w Józefowie (chciał pozostać anonimowy) potwierdza nam, że rzeczywiście doszło do zniszczenia części nagrobka - podczas kręcenia serialu.
- To była noc, więc nie było mnie na miejscu. Ale ekipa filmowa się przyznała, a płyta jest naprawiana po uzgodnieniu z właścicielem nagrobka. Była przyczepiona na klej i pręty wpuszczone w kamień. Pewnie klej ze starości puścił. Jak się ktoś mocniej oparł, to pękło - domyśla się administrator.
W imieniu producenta wykonawczego serialu, czyli firmy Artrama (serial powstaje w koprodukcji z TVP) rozmawiała z nami Karolina Baranowska. Potwierdziła, że rzeczywiście "doszło do incydentu w nocy na cmentarzu".
- Dla osób postronnych incydent mógł wyglądać groźnie, tym bardziej że aktor był ucharakteryzowany na pobitego i zalanego krwią mężczyznę. Profilaktycznie został zabrany przez naszego medyka na SOR - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Karolina Baranowska.
"To był kawał pomnika"
Sam poszkodowany już otrząsnął się po cmentarnej scenie z nieoczekiwanym finałem.
- Byłem skupiony na tym, co mam do zrobienia. Leżałem na ziemi. Byliśmy, ja i aktor, z którym grałem scenę, ucharakteryzowani. Zdaje się, że kolega przypadkiem zahaczył o płytę, a ta, spadając, mnie potrąciła - mówi Wojciech Kałużyński.
- Płyta mnie drasnęła. Mam drobnego guza i delikatne otarcie na czole. Z boku wyglądało to dramatycznie, bo ja byłem cały zakrwawiony, ale to była krew inscenizacyjna. Pojechałem na SOR z ratownikiem z planu. Przebadano mnie. W tomografii nic nie wyszło, w prześwietleniu także nic. Pojechałem do domu. Z tego, co widziałem w emocjach, ona pękła i poleciała w moją stronę. Zawadziła o moją głowę - opowiada.
Wojciech Kałużyński uważa, że takich sytuacji nie można przewidzieć i nikt nie jest winny.
- Teraz już wiemy, na co ewentualnie zwrócić dodatkową uwagę, ale w czasie prób nic nie wskazywało na to, że ta konstrukcja, która jest lita i stabilna, będzie podatna na czynnik ludzki - mówi aktor. - Nie pierwszy raz grałem w "Na sygnale" i nie miałem dotąd żadnych zastrzeżeń i tutaj też ich nie mam.
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski