Cisza krzyczy
Na pewno ponad 50 osób zabitych i około 700 rannych – taki był wczoraj był bilans ofiar czwartkowych zamachów. Niestety liczby te wzrosną, bo wciąż nie wiadomo, czy nie ma zwłok w tunelach, poza tym 22 osoby są w stanie krytycznym. Londyn bardzo powoli wraca do w miarę normalnego życia. Wczoraj centrum było zupełnie puste.
11.07.2005 | aktual.: 11.07.2005 08:59
– Wczoraj znowu kilkakrotnie ewakuowano ludzi ze stacji metra z powodu pozostawionych tam podejrzanych paczek. Ale nie było bomb. Taka jest jednak teraz w mieście atmosfera – relacjonował wczoraj DZ Michał Dzierża, pracujący w Londynie dziennikarz BBC.
Tony Blair zapowiedział pościg za sprawcami tragedii. Ale trafienie na ich trop nie będzie łatwe. Według większości specjalistów od terroryzmu, sposób przeprowadzenia zamachów wskazuje na Al-Kaidę albo na organizację z nią stowarzyszoną. Choć zamachy nie były najbardziej krwawe w ostatnich latach, to Europa naprawdę się przestraszyła. Londyn to jedno z najlepiej zabezpieczonych przed terrorystami miast na świecie, tymczasem jest jasne, że zamachy były przygotowywane od dawna. Dlaczego nikt tego nie zauważył?
– Terrorystom chodzi o szok, o wstrząs, o okrutne uderzenie w niewinnych ludzi. No i chodzi o rozgłos. Londyn taki rozgłos gwarantował. Akcja była dobrze przygotowana – mówi w ∑ dr Robert Borkowski, ekspert od terroryzmu.
Cały świat jednoczy się z Brytyjczykami. W Warszawie odbyła się wczoraj podniosła msza za ofiary. W największej londyńskiej świątyni – katedrze św. Pawła – cały dzień trwały modlitwy. Tymczasem szef brytyjskiego MSW ostrzegł wczoraj przed możliwymi kolejnymi atakami.
Londyn liczy straty
Ponad 50 zabitych, 700 rannych – oto bilans ofiar czwartkowych zamachów terrorystycznych w Londynie. Takie dane przekazała światowym agencjom londyńska policja na wczorajszej konferencji prasowej. 22 osoby pozostają w stanie krytycznym, co oznacza, że liczba zabitych najpewniej wzrośnie. Jednocześnie poinformowano, że pod ziemią w tunelach metra nie ma już żadnych żywych ofiar. Wczoraj brytyjskie MSW ostrzegło przed ewentualnymi kolejnymi atakami.
Londyn powoli wraca do normalnego życia, ale pytanie o liczbę ofiar wciąż pozostaje otwarte. Podobnie zresztą jak pytanie o sprawców zamachów i sposoby ich przeprowadzenia. Cytowany przez BBC Ian Blair, szef policji w Londynie, powiedział wczoraj, że nie można wykluczyć, iż ataki były zamachami samobójczymi, ale na razie nie ma na to żadnych dowodów. Nie znaleziono też żadnych dodatkowych materiałów wybuchowych w miejscach czwartkowych eksplozji. Szef wydziału do walki z terroryzmem Scotland Yardu ujawnił, że ładunki użyte w czwartek miały około pięciu kilogramów. Prawdopodobnie umieszczono je na siedzeniach lub na podłodze autobusu i wagonów metra. Były małe – można je było ukryć w plecaku.
Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair zapowiedział, że policja i wywiad jego kraju zrobią wszystko, by jak najszybciej odszukać sprawców tragedii. Nie będzie to łatwe. Wprawdzie akcja zakrojona jest na szeroką skalę, ale dotarcie do sprawców może okazać się zadaniem przerastającym możliwości wywiadu jednego kraju. Wczoraj Ian Blair (szef policji) potwierdził to, co już wczoraj mówili eksperci (także ci cytowani przez DZ), że sposób przeprowadzenia zamachów może wskazywać na Al Kaidę. Dodał też, że poważnie brane jest pod uwagę przyznanie się do zamachów (w internecie) nieznanej dotąd organizacji „Dżihad w Europie”. Na razie – oficjalnie – to jedyny ślad. Policja odrzuciła jednocześnie zarzuty brytyjskiej prasy, że wywiad zbagatelizował zagrożenie, choć miał pewne sygnały, że ono istnieje. Islamscy terroryści przechodzą wyraźnie do kontrataku. Po czwartkowych groźbach pod adresem Włoch i Danii, wczoraj inna organizacja – „Święta Wojna na Półwyspie Arabskim” – zagroziła ponownie Rzymowi. W oświadczeniu
opublikowanym w internecie terroryści cieszą się z zamachów w Londynie i przestrzegają, że są gotowi „do ataków przeciwko rządowi współpracującemu z krzyżowcami, Amerykanami, wrogami Boga, proroka i muzułmanów.”
Wielka Brytania nie pozostaje sama. Pomoc chce nieść cała Europa, nie wyłączając Polski. Wczoraj na nadzwyczajnym posiedzeniu Sojusz Północnoatlantycki zadeklarował, że jest gotowy udzielić Brytyjczykom wszelkiego wsparcia. Z kolei Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiła zamachy. Kilkuset pracowników instytucji europejskich w Brukseli wyszło wczoraj na słynne Rondo Schumana, by minutą ciszy uczcić pamięć ofiar.
Co z Polakami?
Nie ze wszystkimi Polakami – o których wiadomo, że przebywali w czwartek w Londynie – jest kontakt. Na razie wiadomo, że trzech naszych rodaków jest lekko rannych, ale wciąż nie jest jasne, co dzieje się z pięcioma-sześcioma osobami z polskimi paszportami. Aleksander Kropiwnicki z polskiej ambasady w Londynie powiedział wczoraj, że pracownicy ambasady odwiedzili rannych w szpitalu. Okazało, że na szczęście nie pozostaną oni dłużej w szpitalu niż kilka dni.
Telefony informacyjne:
Konsul Generalny RP w Londynie: 0044/870 774 28 06
Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie: 022/523 94 47.
Brytyjskie MSZ uruchomiło infolinię w języku angielskim dotyczącą ofiar zamachów – Central Casualty Bureau of the Foreign Commonwealth Office: 0044/870 156 63 44.
Działający w Londynie „Tygodnik Cooltura” uruchomił numery telefonów, pod którymi można dowiedzieć się, czy wśród ofiar wybuchów byli Polacy: 0044-020 7386 3771, 0044-020 7386 3772, 0044-020 7386 3773.
Londyn przyjął cios z godnością - krespondencja Anny Wielopolskiej z Londynu
Liczba poszukiwanych w Londynie przez polskie służby konsularne Polaków wzrosła w piątek do kilkunastu. Zaginięcia zgłosiły rodziny w związku z czwartkowymi zamachami bombowymi w centrum Londynu. W szpitalach odnaleziono trzy osoby o polskich nazwiskach. Nie były to jednak osoby z listy poszukiwanych. Możliwości sprawdzenia czy w szpitalach przebywali inni polscy obywatele była w piątek jeszcze ograniczona: szpitale wciąż ustalały listy rannych, których w sumie przyjęły ponad 400. Wczoraj tunelach metra ratownicy nadal odnajdowali ciała zabitych. W sumie w trzech wybuchach bombowych w sieci metra i jednym wybuchu, który zniszczył dwupokładowy autobus rannych zostało ponad 700 osób. Ponad 100 z nich musiała zostać w szpitalach na noc. 22 osoby znajdowały się w stanie krytycznym. Większość linii metra została rano ponownie otwarta. Normalnie działała także komunikacja autobusowa. W czwartek wieczór policja zaapelowała aby unikać podróżowania do centrum Londynu, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Wiele
firm, mających swoje siedziby w centrum miasta, dało wolny dzień pracownikom. W City większość sklepów, restauracji, barów było wczoraj zamkniętych. Opustoszał też West End, zazwyczaj pełny turystów, przechodniów, ulicznych performerów. Większość teatrów West Endu odwołała swoje przedstawienia. Spokój jest uderzającą cechą tych wydarzeń.
W przeciwieństwie do wielu relacji przekazywanych przez zagranicznych dziennikarzy ani w czwartek, kiedy raz po raz dochodziły informacje o kolejnych wybuchach i kolejnych ofiarach zamachów, ani nazajutrz po dramatycznym dniu, w Londynie nie było ani chwili paniki. Londyńczycy zachowywali się niezwykle godnie – zarówno zwykli przechodnie jak i służby ratunkowe, policjanci, służby medyczne.
Dramatyczne były wydarzenia bezpośrednio po wybuchach: w miejscach tragedii, w trakcie akcji ratunkowych trudno było zachować spokój. Ludzie w zastopowanych wagonach metra wybijali szyby, był płacz i rozpacz. Ale nawet w relacjach tych, którzy ocaleli z zamachów, nie było paniki. Łzy, chwilami niedowierzanie, ale nie panika. Obrazy chaosu spowodowało zamknięcie metra i zawieszenie transportu autobusowego: setki zaskoczonych pasażerów wypełniło ulice.
Jednak tłum zachował także spokój; każdy zmierzał w swoją stronę. Sukces zamachowców w Londynie bardzo zaniepokoił specjalistów od walki z terroryzmem. Londyn jest uważany za jedno z najbezpieczniejszych miast na świecie. Brytyjski wywiad jest uważany za jeden z najsprawniej działających na świecie, a służby antyterrorystyczne za doskonałe. 30-letnie doświadczenie w walce z terrorystami z IRA czyni brytyjskie służby najlepiej przygotowanymi do walki z terroryzmem a Londyn najlepiej uzbrojonym na świecie miastem: żadne inne miasto na świecie nie jest tak naszpikowane ukrytymi kamerami. W City nie ma nie monitorowanej kamerami uliczki czy skwerku. Jest więc spore prawdopodobieństwo, że uda się „wyłowić” z filmów CCTV twarze zamachowców. Niemniej czwartkowe uderzenie zostało odczytane jako sukces terrorystów.
Kto zarobił na zamachu w Londynie?
Atak terrorystyczny, który miał miejsce w czwartek przed południem w Londynie, spowodował bardzo duże poruszenie na rynkach finansowych. Wśród inwestorów pojawiła się niepewność, a nawet oznaki paniki – informuje Artur Włoch, doradca finansowy Open Finance.
W takich sytuacji co bardziej nerwowi inwestorzy błyskawicznie pozbywają się akcji tych firm, które najbardziej narażone są na skutki ataków terrorystycznych. Drożeją natomiast obligacje, czyli papiery wartościowe gwarantowane przez państwo oraz waluty krajów niezagrożonych terroryzmem, takich jak np. Szwajcaria. – Tak też się stało po ataku w Londynie – mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku. Gwałtowne ruchy cen nastąpiły na rynku ropy. – Po potwierdzeniu informacji o zamachu w Londynie, mieliśmy do czynienia z paniczną wyprzedażą funta – twierdzi Artur Włoch. – Jego kurs względem dolara spadł do najniższego poziomu od 19 miesięcy.
Welu ludzi mogło się dzięki temu nieźle obłowić. Kto to był? – To pozostaje tylko w sferze domysłów – mówi Szczurek. – Natomiast pewne jest, że osoba, która wiedziała o planowanym zamachu i znająca zasady działania rynków finansowych mogła zarobić w kilka godzin ogromne pieniądze. To czego wszyscy możemy się tylko domyślać, próbują odkryć specjalne służby. Tak było po tragicznych wydarzeniach w Nowym Jorku. Wtedy to w USA, Europie i Japonii rozpoczęło się szczegółowe badanie zagadkowych ruchów akcji niektórych firm, które nastąpiły przed atakiem na WTC w Nowym Jorku. Na rynku pojawiły się bowiem sugestie, że przywódca Al-Kaidy Osama bin Laden, mógł próbować osiągnąć finansowe korzyści, angażując się w tzw. krótką sprzedaż akcji niektórych firm szczególnie narażonych na straty w wyniku jakichś tragicznych wydarzeń. Amerykańska Komisja Giełd Papierów Wartościowych podała, że pod lupę wzięto transakcje akcjami firm reasekuracyjnych i ubezpieczeniowych, linii lotniczych oraz spółek z branży zbrojeniowej.
Szczególnie dokładne badania dotyczyły Munich Re, największej na świecie firmy reasekuracyjnej, której wartość spadła w ciągu dosłownie dwóch tygodni o 22 proc. Natomiast na krótko przed atakami w USA akcje tej firmy potaniały o 13 proc.
Prześwietlono też bardzo dokładnie transakcje futures (czyli kontrakty zawierane na długo przed dostawą) w handlu ropą. Pojawiła się też informacja – podał ją włoski „Corriere della Sera” – że bin Laden przy inwestowaniu na europejskich giełdach korzystał z usług firmy brokerskiej w Mediolanie.
Terroryzm bez twarzy - rozmowa z dr. Robertem Borkowskim z Wydziału Nauk Społecznych Stosowanych Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, ekspertem od terroryzmu, współpracownikiem Centrum Badań nad Terroryzmem w Warszawie
Czy pana analizy też wskazują, że to musiałaby być Al-Kaida?
Zadałbym takie pytanie: jeśli nie Al Kaida, to kto? Podstawową cecha ich działań jest anonimowość. Tymczasem terroryzm separatystyczny czy lewicowy odznacza się tym, że zaraz po zamachu organizacje przyznają się do ataków. Al Kaida to terroryzm bez twarzy — tak było 11 września, tak było w Madrycie, tak jest w Londynie. Oczywiście trzeba pamiętać, że Irlandzka Armia Republikańska też pod koniec swych działań uderzała w centra handlowe, jednak teraz wyraźnie ich radykalizm osłabł. Zatem Al Kaida. Myślę, że to mogła zrobić jakaś organizacja stowarzyszona z Al Kaidą.
W zachodnich mediach pada nazwa „Dżihad w Europie”.
Jednak do szyldów nie przywiązywałbym większej wagi. Znajdzie się wiele organizacji, które będą się przyznawać do zamachów, bo generalnie chodzi o to, by pokazać jak prężny i wielki jest to ruch, chodzi o to, by wystraszyć świat swoją rozbudowaną strukturą. Poczekajmy więc na rozwój wydarzeń.
Czy zgadza się pan z tezą, że terroryści popełnili błąd, bo uderzyli w złym momencie i w złym miejscu? Że nikt ich nie spróbuje zrozumieć, tak jak było np. w Biesłanie, kiedy krytykowano Putina za działania w Czeczenii czy po Madrycie, kiedy zastanawiano się nas obecnością Hiszpanii w Iraku. Wiem, że jeden z amerykańskich ekspertów twierdzi, że to był błąd ze strony terrorystów, że świat nie znajdzie żadnego zrozumienia dla sprawców ataków. Jednak ja myślę, że nie ma ofiar, których żałuje się bardziej albo mniej. Terrorystom chodzi o szok, o wstrząs, o okrutne uderzenie w niewinnych ludzi. I to miało miejsce. No i chodzi o rozgłos. Londyn taki rozgłos gwarantował.
To jest jakaś po pociecha dla Polski, która jest poza centrum świata.
Oczywiście, jesteśmy prowincją Europy. Jeśli w ogól istnieje jakaś lista celów, to Warszawa jest na odległej pozycji. Może i byłoby łatwiej przeprowadzić u nas ataki, może i byłby większy chaos. Ale Warszawa byłaby w mediach światowych jeden dzień, a Londyn będzie przez kilka tygodni. To centrum Europy i świata.
Chaosu rzeczywiście Londynowi nie można zarzucić.
To wynika z czynników kulturowych, z przygotowania, z doświadczenia, które dało Brytyjczykom działania Irlandzkiej Armii Republikańskiej.
Jak pan widzi przyszłość walki z terroryzmem. Na razie nie bardzo się ona udaje.
Nie ma szans na zniszczenie terroryzmu, tak jak nie ma szans na natychmiastowe i całkowite zlikwidowanie jakiejkolwiek innej formy przestępczości. Wiara w szybkie zwalczenie terroryzmu jest utopijna. Odwołałbym się do historii. Terroryzm anarchistyczny w II połowie XIX wieku i początkach XX wieku wypalił się sam. Terroryzm lewacki natomiast wypalił się sam na skutek zmian politycznych. A terroryzm islamski? Dopóki na świecie są dyktatury w krajach muzułmańskich, dopóki są miliony sfrustrowanych ludzi, dopóki miliarderzy saudyjscy finansują terrorystów — nic nie da się zrobić.
Czy z analiz politycznych można przewidzieć, kiedy fala terroryzmu islamskiego może się skończyć?
Niektórzy twierdzą, że to już powoli następuje. Pierwszy zamachowiec-samobójca islamski pojawił się w Libanie w 1983 roku. Po ponad 25 latach ta fala może się kończyć. Na pewno nie będzie trwała w nieskończoność.
Polska na celowniku terrorystów?
Stan podwyższonej gotowości w policji i straży granicznej, więcej patroli wokół dworców, urzędów, hipermarketów, kontrole sprzętu, łączności — to odpowiedź śląskich służb na tragedię, do jakiej doszło w Londynie. Czy jednak, gdyby w naszym regionie rzeczywiście doszło do ataku terrorystycznego, wszystkie służby zadziałałyby szybko i sprawnie?
Zapytaliśmy służby porządkowe i ratownicze o to, jak zachowaliby się, gdyby na katowickim dworcu PKP doszłoby do tragedii podobnej do tej z londyńskiego metra. Przyjęliśmy, że informacja o tragicznych wydarzeniach dotarłaby w pierwszej kolejności do policji. Ta z kolei przekazałaby informacje innym służbom. — Natychmiast po odebraniu telefonu przez dyżurnego wszczęlibyśmy nasze procedury. Na dworcu są nasze patrole, więc one natychmiast mogłyby zweryfikować prawdziwość informacji, określić sytuację i ustalić, jakie środki należy uruchomić. W bardzo krótkim czasie mogłyby się tam pojawić także inne jednostki — mówi podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik Śląskiego Komendanta Policji. Na miejsce skierowane zostałyby policyjne siły. M. in. zespół do przeciwdziałania aktom terroru kryminalnego, pirotechnicy, samodzielny pododdział antyterrorystyczny, prewencja. Ich dojazd zająłby od kilku do kilkunastu minut w wariancie optymistycznym. Realnie mógłby się znacznie wydłużyć ze względu na korki i prace remontowe na
drogach.
Policjanci musieliby podjąć decyzję o ewentualnej ewakuacji, zabezpieczeniu terenu, usunięciu z terenu zagrożonego osób postronnych. Przede wszystkim jednak powinni nie dopuścić do paniki. — Nie możemy zdradzać naszych procedur. To są tajne informacje. Instrukcje nie są sztywne. Cały czas ćwiczymy pod okiem ekspertów. Wszelkie niedociągnięcia, wpadki są nam wytykane. Szukamy rozwiązań, aby ich unikać i nie powielać — wyjaśnia Andrzej Gąska.
Jednocześnie z policją sygnał o akcie terrorystycznym trafiłby do straży pożarnej i służb medycznych. W Śląskim Urzędzie Wojewódzkim zwołano by posiedzenie sztabu kryzysowego i to on przejąłby dowodzenie akcją.
— Pierwsi strażacy pod dworcem PKP znaleźliby się w czasie 1 minuty. Najbliższa komenda jest na ul. Wojewódzkiej. W razie potrzeby ściągalibyśmy jednostki specjalistyczne z innych miast, a nawet z innych województw. Czasu ich dojazdu nie da się określić precyzyjnie. W godzinach szczytu byłby wydłużony przez korki. Jednak te siły, które znajdują się najbliżej są wyposażone tak, że mogły od razu nieść skuteczną pomoc — mówi Jarosław Wojtasik z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach.
Po błyskawicznym rozpoznaniu strażacy przystąpiliby do akcji i zaczęli ściągać konieczne posiłki. Do czasu przybycia pogotowia, a w razie potrzeby także później, udzielaliby pomocy poszkodowanym, segregowaliby rannych. Każdy strażak jest jednocześnie ratownikiem medycznym. A ich wozy są wyposażone w odpowiedni sprzęt do udzielania pierwszej pomocy. Mają także namioty pneumatyczne, w których takiej pomocy można udzielać.
Wszystkie komendy mają także sprzęt do rozcinania stali, rozkruszania betonu, usuwania gruzu, pneumatyczne podnośniki. Tego typu działania jak wydobywanie ofiar spod gruzu, uwalnianie z wagonów i samochodów — można byłoby więc prowadzić natychmiast po pojawieniu się strażaków na miejscu ataku terrorystycznego.
Jednocześnie z policją i strażą pożarną o tragedii zostałoby poinformowane pogotowie. Pierwsze karetki na dworcu kolejowym mogą pojawić się po kilku minutach. Gdyby było ich za mało, straż pożarna mogła by podstawić swoje wozy. Do przewozu poszkodowanych mogłyby służyć także zwykłe autobusy komunikacji miejskiej. Wojewódzkie Centrum Ratownictwa Medycznego, które posiada informacje o wolnych miejscach na oddziałach intensywnej terapii w śląskich szpitalach, kierowałoby rozmieszczaniem poszkodowanych w szpitalach. Lekarz, który jako pierwszy przybyłby na miejsce tragedii przejąłby od strażaków koordynację medyczną.
Akcje ratownicze polegają na współdziałaniu wielu służb. Każda ma inny charakter. Nie da się opracować planu działania co do szczegółu. Czas reakcji mogą opóźnić rzeczy nieprzewidywalne — choćby korki na drogach i remonty.
Marek Twaróg, Aldona Minorczyk-Cichy