"Ciemna masa będzie musiała na to jeszcze poczekać"
- Panie i panowie prezesi, redaktorzy, eksperci z troską pochylają się nad ciemną masą, która nie potrafi pojąć, że na obiecywaną jej od lat emeryturę będzie musiała poczekać jeszcze dwa lata. A kobiety nawet siedem lat! - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski.
Podobno mamy już dwie Polski - jedną platformerską i drugą pisowską. Obie z przyległościami. Głęboko dzieli je spór ideowy, między nimi jest - jak pisał poeta - rów nie do pokonania. Ja też twierdzę, że mamy dwie Polski. Ale inną dostrzegam linię podziału. Żyją bowiem obok siebie ludzie syci, zadowoleni, z grubymi portfelami i ci drudzy - ledwie wiążących koniec z końcem, często bez pracy i bez dobrego rozwiązania dręczących ich problemów. Nici porozumienia nie widać.
Oto słyszę w radiu rozmowę o przesunięciu w górę wieku przechodzenia na emeryturę. Panie i panowie prezesi, redaktorzy, eksperci z troską pochylają się nad ciemną masą, która nie potrafi pojąć, że na obiecywaną jej od lat emeryturę będzie musiała poczekać jeszcze dwa lata. A kobiety nawet siedem lat! Zatroskana pani redaktor z ważnego tygodnika stanowczo stwierdza: ludzie muszą zrozumieć, że trzeba tę reformę przeprowadzić. Jak zrozumieć, gdy nie ma się pracy i perspektyw na jej znalezienie, pani redaktor już nie obchodzi. Wiem, wiem, inna redaktor - z największej gazety - odpowie mi cytatem ze swojego ostatniego komentarza, że wolę: "w dość prymitywny sposób grać na zrozumiałych lękach Polaków (…). To skrajna nieodpowiedzialność".
Obu paniom przyklaskuje pan z organizacji przedsiębiorców. On także namawia do poświęceń, do zrozumienia, i innych tego rodzaju dyrdymałek. Bo budżet, deficyt, kasa… Ale kilka dni później słyszę w tymże radiu, jak panowie eksperci, profesorowie, prezesi rozmawiają o innej zupełnie sprawie. Któraś z gazet napisała, że wielu przedsiębiorców samo zatrudnia się, by płacić minimalne stawki podatków i składek społecznych. A rząd chce to wyeliminować, wiążąc te składki z wysokością dochodów! Ze zdumieniem dostrzegam, że tym razem nie ma mowy o zrozumieniu, budżecie, dziurze. Co nie znaczy, że panowie są mniej radykalni, o nie, oni znów grożą: przedsiębiorcy wyprowadzą swe biznesy za granicę! A jeden ze słuchaczy dopowiada: "sprawa prosta, przedsiębiorcy będą wykazywali zerowe dochody a wtedy składka też będzie zerowa". Czyli będą kombinowali.
Groźby, jak groźby. Chciałbym jednak usłyszeć, ile jest takich krajów, w których obciążenia przedsiębiorców są tak niskie jak w Polsce. Ilu przedsiębiorców naprawdę z tej rady skorzysta. Przecież minister Rostowski wyraźnie powiedział: z budżetem sobie poradzę, w reformie emerytalnej chodzi o to, że za kilka lat zabraknie nam rąk do pracy. Czyli problemem nie są uciekający od podatku biznesmeni, lecz 2 miliony Polaków, którzy już wyjechali za granicę szukać pracy, bądź lepszych jej warunków. To oni i ich następcy mogą grozić…
Zastanawiam się też, dlaczego panie i panowie liczą grosze, które chce im zabrać fiskus a nie liczyli grubych tysięcy, jakie podarował im rząd! Wtedy, gdy likwidował trzeci próg podatkowy i znacząco obniżał składkę rentową (liczoną proporcjonalnie, kto zarabiał mało, mało też zyskiwał, kto zarabiał dużo, dużo zyskiwał). Pan premier mówił wtedy o 35 mld zł rocznie (później nawet o 40 mld), to były pieniądze, które zostały w kieszeniach Polaków. Ale jedne kieszenie zostały dociążone nieznacznie, inne bardzo. Po czterech latach tego dobrodziejstwa budżet stracił już 150 mld zł. Ale tu słów oburzenia nie słyszę. Nie słyszę nawet, by ktoś w naszym pięknym kraju powołał się na słowa amerykańskiego miliardera Warrena Buffetta, który proponuje zwiększenie obciążeń podatkowych dla najbogatszych (by nie płacili mniej niż ich sekretarki).
Prezydent Obama poszedł tym śladem i zapowiada nie tylko likwidację ulg dla najbogatszych, ale i wprowadzenie nowych obciążeń. W Europie zachodniej apel ten znalazł dość szeroki odzew. U nas niestety nie, u nas wszyscy chcą się dobrać do kieszeni najuboższych… A to rodzi frustrację. Do czego ona prowadzi widzimy na ulicach Grecji. Tego chcą państwo eksperci, przedsiębiorcy, bankierzy?
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski