Cicha rodzinna przemoc
Pięciomiesięczna Andżelika trafiła na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej Szpitala Pediatrycznego w Bielsku-Białej z licznymi obrażeniami głowy, podejrzeniem wcześniejszego złamania nosa, anemią. Lekarze stwierdzili, że prawdopodobnie cierpi na zespół dziecka maltretowanego. Policja zatrzymała wczoraj rodziców dziewczynki, podejrzewając ich o pobicie dziecka.
03.08.2004 | aktual.: 03.08.2004 08:35
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że 21 lipca do tego samego szpitala trafił przyrodni brat Andżeliki, dwuletni Janek. Lekarze stwierdzili u niego złamanie kości czaszki. Jego ojciec tłumaczył, że dziecko spadło ze schodów do piwnicy.
Domek na Jasnej
Dlaczego lekarze wówczas nie zawiadomili policji? - Nie mieliśmy podstaw ku temu, by nie wierzyć rodzicom - tłumaczy Ewa Liszka-Gąsior, dyrektor Szpitala Pediatrycznego w Bielsku-Białej. - Nie możemy przecież zawiadamiać policji o każdym przypadku, jaki do nas trafia - dodaje.
- To chyba najbardziej drastyczny przypadek przemocy w rodzinie z jakim się ostatnio spotkałam - mówi Bogusława Balcarek, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Czechowicach-Dziedzicach.
O sprawie maltretowania pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej w Czechowicach-Dziedzicach dowiedzieli się jednak... od dziennikarzy. - Nie mieliśmy żadnych sygnałów o tej rodzinie - tłumaczy Bogusława Balcarek. - Tym bardziej, że jest to dzielnica uznawana dotąd za bardzo spokojną. Zastanawiamy się co mamy zrobić w tej sytuacji. Szukamy sposobu, by pomóc tym biednym dzieciom.
Mieszkańcy ulicy Jasnej w Czechowicach-Dziedzicach, przy której mieszkają 30-letni Tomasz B. i 10-lat młodsza Katarzyna K. - rodzice Andżeliki i Janka - są wstrząśnięci.
- Dziecko chyba nie miało tych obrażeń przypadkowo - mówi pan Franciszek, sąsiad. - Kiedyś miałem nawet zamiar iść do ich domu i wszcząć awanturę - opowiada Adam Hoder, sąsiąd z ul. Jasnej. - Gdy tej młodej kobiety nie było w domu, jej partner puszczał z taśmy tak wulgarne piosenki, że wszyscy zatykaliśmy uszy. Puszczał je na cały głos, nie zważając na to, że tam są dzieci i ludzie starsi.
- Nie wierzę w to co się stało. Być może był to jakiś nieszczęśliwy zbieg okoliczności - szuka usprawiedliwienia dla rodziny Stanisław Kapias, od którego para wynajmowała dom przy ul. Jasnej.
Ciężki stan
Mała Andżelika trafiła w końcu do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach-Ligocie. - Andżelika trafiła do nas, gdyż istniało podejrzenie, że na skutek wylewu wewnątrzczaszkowego, który nastąpił, konieczna będzie interwencja neurochirurga. Na szczęście interwencja okazała się niekonieczna - mówi Anna Kidawa, rzecznik prasowy GCZDiM. - Dziecko jest sztucznie podtrzymywane w śpiączce, by rany mogły się lepiej goić. Jej stan jest ciężki, ale stabilny. Na jej głowie lekarze zauważyli wiele obrażeń świadczących o używaniu siły wobec dziecka w różnych okresach czasu.
Rodzice dziewczynki, a także świadkowie zdarzenia, w tym opiekunka do dziecka, którą para czasami wynajmowała, byli wczoraj przesłuchiwani. Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Pszczynie. Czynności dochodzeniowe prowadzą bielscy policjanci. - Czynności te mają doprowadzić do ustalenia osoby, która rzeczywiście znęcała się nad dzieckiem. Póki co rodzice Andżeliki trafili do Policyjnej Izby Zatrzymań - wyjaśnia st. asp. Urszula Szatkowska, rzecznik prasowy bielskiej policji.
Reagować natychmiast
Zarzuty podejrzanym być może zostaną postawione już dzisiaj. - Od niedawna jestem dyrektorem w tym szpitalu, ale już teraz postanowiłam, że zrobię wszystko, aby powstał zespół złożony z przedstawicieli szpitala, policji i ośrodków pomocy społecznej, który na takie przypadki będzie reagował natychmiastowo - mówi Ewa Liszka-Gąsior, dyrektor Szpitala Pediatrycznego w Bielsku.
Mariusz Hujdus