"'Ciała' z połamanymi kończynami leżą na chodnikach"
Musi już odejść. Była mile widzianym gościem, ale mijają kolejne tygodnie stycznia, a ona nie okazuje żadnych oznak chęci pakowania swoich bombek i powrotu w miejsce, z którego przyszła. Trzeba więc będzie coś przedsięwziąć, najlepiej przy pomocy siekiery. Piszę to wszystko tak cicho, jak to tylko mogę, siedzą w pokoju obok – choinka w salonie nie powinna nic wiedzieć o akcji planowanej przeciw niej.
13.01.2012 | aktual.: 25.01.2012 10:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie wiem, kiedy to się stało, ale przeskoczyłem okres, w którym zielone, pięknie udekorowane drzewko w rogu pokoju budziło w mym sercu radość i pokój, i ocknąłem się w momencie, w którym budzę się z myślą, dlaczego do cholery w moim domu znajduje się martwe drzewo. To co 24 grudnia wydaje się fantastycznym pomysłem, teraz przypomina symptomy choroby psychicznej.
Jak z wieloma rzeczami w życiu, istnieje dość znaczna luka czasowa pomiędzy zadecydowaniem, że coś się zrobi, a faktycznym tego zrobieniem. W opisywanym przypadku luka ta została jeszcze bardziej wydłużona, ponieważ rozebranie choinki to jedna z najgorszych domowych robót. Wprawia w depresyjny nastrój, grozi większą ilością zadrapań i ukłuć niż kąpanie kota i tworzy straszny bałagan, który wkurza tym bardziej, kiedy dociera do nas, że sami sobie zgotowaliśmy ten los kilka tygodni wcześniej.
Krzykliwe ozdoby muszą zostać schowane do pudełka i ukryte z tyłu szuflady jak wstydliwy sekret. Po co tak naprawdę spędzamy 11 miesięcy w roku, męcząc się nad wyborem stylowych i eleganckich ubrań, kanap i mikserów, a potem ubieramy nasze choinki jakby były pijanymi transwestytami?
Ukryta metafora zabójstwa staje się jeszcze bardziej naoczna, gdy dochodzimy do momentu, w którym zwłoki drzewa trzeba zutylizować. Budzisz się pewnego ranka, odkrywając, że ulice wyglądają jakby do szczęśliwej Krainy Świąt wdarły się mafijne walki. Ciała, w połowie łyse i z połamanymi kończynami, leżą na chodnikach i rogach ulic, samotne lub grupami, zupełnie jakby były ofiarami strzelaniny lub zostały wyrzucone z samochodów dla ostrzeżenia. Istnieją oczywiście ludzie, którzy lubią udawać, że ich drzewko ciągle żyje i odrodzi się w pełnym zdrowiu zaraz po przesadzeniu do ogródka lub pustej puszki po farbach na balkonie. W całej historii Świąt Bożego Narodzenia coś takiego się jeszcze nie udało. Przypomina to pomysł oparcia zwłok z reklamówką przyczepioną do ręki o ścianę Tesco z nadzieją, że nikt się nie zorientuje.
Większość z nas jest bardziej cywilizowana, nie czyni to jednak problemu łatwiejszym. Wielu zarządców budynków odwodzi swych mieszkańców od wyrzucania martwych choinek do wspólnych śmietników, z prostego powodu, że te zaprojektowano, by radziły sobie z obierkami i pustymi butelkami po Cifie, nie z kilkoma hektarami lasów iglastych.
To jasne, że będę musiał rozczłonkować swoją choinkę w mieszkaniu, jak psychopata – amator z piłą. Potem powkładam oderwane członki do plastikowych worków i sekretnie przetransportuję do koszy na śmieci, rozkładając operację na kilka tygodni. Zamierzam zachować absolutną skrupulatność w znajdywaniu każdej igiełki pod kanapą i wyczyszczeniu każdej plamki soku wybielaczem. Potem pozostanie mi już tylko problem świadków…
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski