"Chronić Tuska za wszelką cenę"
Gwałtowny spadek notowań Platformy Obywatelskiej do poziomu 33% i wzrost notowań PiS do 23% - to wynik ostatniego sondażu Wirtualnej Polski.
Platforma w ciągu dwóch tygodni straciła pięć punktów procentowych, partia Jarosława Kaczyńskiego zyskała 4%. Jednak spadek trwa dłużej – w listopadowym badaniu PO miała jeszcze 40% i ponad dwukrotną przewagę nad PiS. Dziś różnica między obydwoma partiami nadal jest znaczna, jednak nieporównywalna z tym, do czego przyzwyczailiśmy się przez ostatnie dwa lata rządów PO, gdy miała niezagrożoną pozycję hegemona. Obecne gwałtowne spadki poparcia i dla Platformy i dla premiera Tuska (rząd od miesięcy trwa na niemal tych samych pozycjach, gdzie ponad 70% Polaków ocenia go negatywnie i tu niewiele się zmienia) PO ma niejako na własne życzenie i wcale nie zdziwiłaby mnie informacja, że są one przez strategów tej partii wpisane w cenę, jaką musi ona zapłacić po wybuchu afery hazardowej. I wydaje się, że nie chodzi w tej kalkulacji o poniesienie odpowiedzialności za to, że politycy PO "załatwiali” dla biznesmenów branży hazardowej korzystne dla nich zapisy w projekcie ustawy, ani że próbowali wprowadzić córkę jednego
z nich do zarządu Totalizatora Sportowego, który jest ich najgroźniejsza konkurencją.
To cena, jaką politycy PO najwyraźniej decydują się płacić za torpedowanie prac komisji i zamiatanie afery pod dywan. Naiwnością bowiem jest wiara, że Platforma nie wie, co czyni, a jej politycy nie dostrzegają rzeczywistości upojeni dotychczasowym powodzeniem swej partii. Odwrotnie – staranne przygotowanie scenariusza pozbycia się polityków PiS z komisji i skuteczne używanie forteli, by zyskać na czasie i odwlekać moment przesłuchania prawdziwych bohaterów afery zdradza, że jest to gra na zimno i że jest ona przemyślana. PO stała przed dylematem – wyjaśnić aferę i ponieść tego koszty, ale to uderzyłoby także w premiera, którego rola w doprowadzeniu do przecieku musiałaby zostać drobiazgowo wyjaśniona, czy zrobić wszystko by sprawy nie wyjaśniać i za wszelką cenę chronić Donalda Tuska. Wszystko to, co obserwujemy od ponad miesiąca jest dowodem, że PO wybrała tę drugą drogę i że z jej kalkulacji wynika, że koszty takiej strategii są mniejsze, niż wówczas, gdy prawda o aferze ujrzałaby światło dzienne.
Być może środowisko decydujące o obecnej strategii Platformy uznało, że absolutnym priorytetem jest ocalenie szans prezydenckich Donalda Tuska. To, co może w tym zaskakiwać, to absolutne podporządkowanie się temu wyborowi, kosztownemu przecież dla całej partii posłów i szeregowych polityków Platformy. Choć z drugiej strony, gdy pamięta się, że partie mają dziś raczej charakter korporacji, gdzie nie ma wielkiej przestrzeni na wewnętrzną demokrację, to ów brak jakiegokolwiek buntu nie dziwi. Być może „szemranie” w szeregach PO przeciw drodze narzuconej przez Donalda Tuska i jego otoczenie pojawi się jednak, gdy PO straci jeszcze bardziej, co sądząc po obecnej tendencji i po tym, co robi PO, można uznać za prawdopodobne.
Ważnym wnioskiem z kolejnych sondaży WP jest potwierdzenie tendencji wzrostu poparcia dla Lecha Kaczyńskiego. Wprawdzie nadal więcej Polaków ocenia go negatywnie – 59% - niż pozytywnie – 34%, ale obecne badanie pokazuje kolejne wzrosty słupków. O 3% przybyło ocen pozytywnych, ubyło 4% negatywnych. Tym samym prezydent dogania w słupkach popularności tracącego w nich Donalda Tuska. Dziś tylko dwa procent więcej Polaków wystawia pozytywne oceny premierowi niż prezydentowi. To nie tylko oznacza kłopoty wizerunkowe premiera, ale też jest potwierdzeniem tezy, jaką stawiałam już kilka miesięcy temu, że obecny prezydent jest największym rywalem Tuska w walce o prezydenturę i ma poważne szanse na reelekcję. Zatem, także w tym kontekście, rok 2010 zapowiada się niezwykle ciekawie.
Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej Polski