Choroba politycznego przegrzania. Jak premier zatrzymał dobrą passę Trzaskowskiego [OPINIA]
To niesamowite, jak politycy z obu głównych stron sceny potrafią zaorać to, co samo pcha im się w ręce. Tak zadziałał, wiele na to wskazuje, ten, który miał stać się nową nadzieją dla sztabu Rafał Trzaskowskiego, czyli premier Donald Tusk. PiS powinien wysłać mu wielki bukiet kwiatów - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Te wybory będą się toczyć do ostatniej sekundy. Jeszcze w niedzielę wieczorem, gdy zamknięte zostaną lokale wyborcze i poznamy dane exit poll, jest wysoce prawdopodobne, że wciąż nie będzie wiadomo, kto wygrał.
Może być tak, że wieczorny wygrany obudzi się przegranym, bo wszystko będzie się rozgrywało - jak mawiają politycy - "na żyletki". A i potem może się dziać naprawdę wiele, bo obie strony mogą nie uznać wyników - PiS ma dobry powód związany z NASK-iem i finansowaniem rzekomej profrekwencyjnej kampanii i tuszowaniem tego przez władzę, a i Koalicja Obywatelska też znajdzie powód. Tymczasem w związku z kryzysem systemu prawnego brakuje organów, które mogłyby jednoznacznie rozstrzygnąć wszelkie wątpliwości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najnowszy sondaż WP. Prezes IBRIS przypomina sytuacje sprzed 5 lat
Wiele wskazuje na to, że po wyborach czekają nas gorące dni i tygodnie, szczególnie że społeczeństwo jest podzielone niemal pół na pół. I w takiej sytuacji kluczowe jest, by nie popełnić błędów, a przynajmniej, by popełnić ich mniej, i by ten "nasz" nie był ostatnim w grze.
Sztab PiS jęknął, ale wtedy wkroczył Tusk
Ostatnio, po kilkunastu dniach słabej kampanii Rafała Trzaskowskiego, to jego otoczenie przeszło do skutecznego kontrataku. Niezła debata telewizyjna, potem dobry występ u Sławomira Mentzena, a wreszcie załatwione przez Radosława Sikorskiego "piwo" u lidera Konfederacji - to wszystko dało wrażenie przejścia do ofensywy.
A jeśli dodać do tego problemy ze snusem Karola Nawrockiego, a potem informacje Onetu na temat kulis jego pracy w sopockim Grand Hotelu i rzekomym przyprowadzaniem przez niego prostytutek do gości hotelowych - to obraz defensywy sztabu PiS staje się pełny. Już w poniedziałek widać było zamieszanie w ich szeregach, część z członków sztabu otwarcie mówiło o kolejnych "trupach wypadających z szafy" ich kandydata. Także kompletna nieprzewidywalność Nawrockiego robiła im coraz więcej problemów… Przebijała z tego obawa, co będzie się działo w kolejnych dniach.
I właśnie wtedy na białym koniu przybył im na pomoc Donald Tusk.
O Murańskiego za daleko
Premier, który miał wesprzeć Rafała Trzaskowskiego i swoim autorytetem rozstrzygnąć te wybory, rzucił koło ratunkowe sztabowi, tyle że Karola Nawrockiego. Tusk postanowił bowiem wciągnąć do kampanii wyborczej patostreamera Jacka Murańskiego. To premier powoływał się na jego słowa w Polsat News, a niemal równocześnie autorytet w sprawie Nawrockiego zrobiła z Murańskiego TVP Info.
To był strzał w kolano, bo wszystko można powiedzieć o Jacku Murańskim, ale nie to, że jest on autorytetem w dziedzinie etyki. To przestępca skazany za pobicie, człowiek zarabiający na walkach i patostreamer.
Efekt? PiS zajął się jego przeszłością, podważył jego wiarygodność, a w efekcie podważył wiarygodność informacji podanych przez Onet. I choć dziennikarze portalu tłumaczyli, że Murański nie jest ich źródłem, że mają zupełnie inne, to nie miało to już najmniejszego znaczenia. PiS ponownie złapał wiatr w żagle i uciekł spod medialnej gilotyny.
I w zasadzie nie ma się szczególnie czemu dziwić. Od lat - szczególnie po prawej stronie sceny komentatorskiej - mówiło się o tym, że PiS ma niebywałą zdolność przegrzewania tematów. Otrzymuje dar od losu, ma w swoich rękach polityczne złoto, ale decyduje się "przedobrzyć", za mocno coś wyakcentować, zaatakować silniej niż należy, i w efekcie polityczne złoto zmienia się w polityczne błoto. Platforma Obywatelska też cierpiała na tę chorobę przegrzania, jednak sam Donald Tusk zdawał się od niej wolny. Wydawał się, ale nie jest i pokazał to tym razem.
Osłabiona siła argumentów
Rafał Trzaskowski i jego sztab dostał do rąk polityczne złoto, które mogło, jeśli nawet nie odciągnąć twardy elektorat Nawrockiego, to z pewnością zdemobilizować część jego mniej zdeterminowanych wyborców, którzy dostali kolejny puzzel do układanki, która daleka jest od obrazu idealnego kandydata konserwatywnej prawicy.
To mogło być uderzenie idealne, gdyby po drugiej stronie nie zdecydowano się przedobrzyć i nie wyciągnąć kogoś, kto jako świadek wypada nieszczególnie dobrze. Wystarczy obejrzeć garść filmików związanych z Murańskim i poczytać o jego przeszłości, a także obejrzeć znajdujące się w sieci zdjęcia samego Tuska z jego synem, żeby podać w wątpliwość informacje medialne. I tak sam premier dał idealny materiał politykom PiS.
Polityk tego formatu, co Tusk, powinien wiedzieć, że w wyborach nie chodzi o fakty (których zresztą wciąż w pełni nie znamy), ale o wrażenia. A te są takie, że - niezależnie od tego, czy ludzie przyjmują, czy nie argumenty przeciw Karolowi Nawrockiemu - zdecydowano się rzucić przeciwko niemu wszystkie możliwe pomówienia i to posługując się także ludźmi wyjątkowo mało wiarygodnymi.
To osłabia siłę argumentów i buduje wrażenie, że za wszelką cenę postanowiono pozbyć się konkurenta. A tego polscy wyborcy zwyczajnie nie lubią i często ujmują się za niewinnie prześladowanym.
Instynkt zawiódł Tuska
Jeśli zaś dodać do tego fakt, że sztab wyborczy Trzaskowskiego (ale także instytucje państwowe) wcale nie wyjaśniły wątpliwości związanych z finansowaniem swojej kampanii, z informacjami NASK, to razem otrzymujemy coraz silniejszą - i to nie tylko w twardym elektoracie PiS, ale i wśród części wyborców niezdecydowanych - emocję. Zgodnie z nią ktoś chce te wybory skręcić i to przy użyciu niemoralnych i pozaprawnych narzędzi. A to z całą pewnością nie służy Rafałowi Trzaskowskiemu, a może na ostatniej prostej wzmacniać Karola Nawrockiego.
I aż dziw, że premier, który wkroczył w kampanię, tego nie dostrzega. Albo stracił słynny polityczny słuch, albo uwierzył, że sam jest zbawcą politycznym swojej strony, i to niezależnie od tego, co zrobi. Tym razem strzelił jednak kulą w płot.
I nie, nie oznacza to, że kampania wyborcza jest rozstrzygnięta i że wszystko jest oczywiste. Sztab Karola Nawrockiego dostał koło ratunkowe, ale wciąż ma zadyszkę. Z kolei sztab Rafała Trzaskowskiego po krótkim, ale mocnym wzmocnieniu przez pomysły Radosława Sikorskiego, też wydaje się popadać w podobny styl.
Jeśli nic już nie wybuchnie, jeśli nic się nie stanie, jeśli ani media, ani sztaby nic już nie wyciągną, to naprawdę zadecydują pojedyncze głosy, i może się okazać, że to ostatnie błędy premiera Tuska zadecydują o przegranej jego kandydata. Bo to jego wypowiedź osłabiła wymowę informacji medialnych.
Inna rzecz, że przy tak niewielkich różnicach może się okazać, że o przegranej Karola Nawrockiego zadecyduje snus i nałóg, którego nie umie kontrolować. Piłka jest w grze, ale ci, którzy chcą mieć pewność wygranej, nie powinni teraz grać na czas. Sytuacja bowiem ponownie się wyrównała.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".